Pewnego razu był sobie stary dom. Miał puste okna i skrzypiące okiennice. Stał na końcu smutnej ulicy, w miejscu gdzie nikt nie przychodził, nawet na spacery. Dom otoczony był ogrodem, całkiem teraz zapuszczonym. Niegdyś rosły tu piękne kwiaty, ogród pysznił się kolorami. Dom był wtedy młody. Okiennice nie skrzypiały, a w oknach wisiały bielutkie firanki. W domu było gwarno i wesoło.
Te czasy dawno jednak minęły. Wszyscy niegdysiejsi mieszkańcy domu opuścili go dawno. Dom był stary, wymagał gruntownego remontu. W stylu był trochę przyciężkawym. Nie mógł się równać ze współczesnymi domami, z jasnej cegły, o lżejszej konstrukcji. Wszyscy chcieli mieszkać w takich nowych domach. I chociaż nie wyglądały na takie, które miałyby duszę, młodzi i starsi nie zważali na to. Dusza najwyraźniej wyszła z mody.
Dom przy końcu ulicy miał duszę. I ta dusza bolała go trochę. Samotność na końcu ulicy była najgorszą z możliwych. Nie docierał tu żaden przechodzień, nikt nie rzucał nawet obojętnego spojrzenia na stary dom.
Pewnego razu na ulicy pojawiła się grupka małych chłopców. Chłopcy szli rozmawiając głośno i śmiejąc się. Doszli aż do końca ulicy. Chcieli zawrócić ale ich uwagę przykuł stary opuszczony dom. Patrzyli na niego z rezerwą, w końcu któryś powiedział:
– Jaki stary straszny dom! Na pewno jest w nim pełno pająków!
– I pachnie pewnie starością – dodał inny.
– I na pewno w nim straszy – powiedział trzeci wybałuszając śmiesznie oczy. Chłopcy parsknęli śmiechem a potem zaczęli rzucać patykami i drobnymi kamykami w stronę domu. Nie chcieli go uszkodzić, tylko wyrzucić z siebie swoją niechęć do pustych okien i skrzypiących okiennic. Ale jeden z chłopców nie rzucał niczym. Stał trochę z boku i patrzył na stary dom. I wcale nie czuł do niego niechęci. Raczej ciekawość. I kiedy cała grupa ruszyła w powrotną drogę, chłopiec jeszcze kilka razy odwrócił się w stronę domu.
Stary dom znowu został sam na końcu ulicy. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego wygląd nie jest piękny. Chociaż niegdyś był. I że w świetle księżyca wygląda pewnie upiornie. Nic na to nie mógł poradzić.
Na drugi dzień pogoda była piękna. Słońce odbijało się w zakurzonych szybach starego domu. Taka pogoda potrafi uczynić świat bardziej przyjaznym.
W pewnym momencie furtka przed starym domem zaskrzypiała. Do ogrodu powoli i niepewnie wszedł chłopiec – ten sam, który poprzedniego dnia tak długo przyglądał się domowi. Rozejrzał się po zapuszczonym ogrodzie a potem skierował w stronę niskich szerokich schodów prowadzących na ganek. Drzwi do domu wykonane były z solidnego drewna, klamka była lekko zagięta i zdobiona. Drzwi lekko zaskrzypiały kiedy chłopiec uchylił je z wysiłkiem. Po chwili znalazł się w przestronnym holu, który musiał być niegdyś pełen światła i powietrza. Teraz panował tu zaduch a słońce z trudem przebijało się przez warstwy kurzu na oknach. Wąskie ale solidne schody prowadziły na górę. Pokoje były całkiem duże, kuchnia wręcz ogromna. I był też strych, oczywiście. Cały w pajęczynach. Wspaniały. Tak przynajmniej ocenił go chłopiec. I postanowił, że będzie towarzyszył temu domowi w jego samotności. Sam czuł się trochę samotny. Koledzy niechętnie się z nim bawili, bo nie lubił rzucać kamieniami i patykami. Myślami był wiecznie gdzieś daleko.
Odtąd chłopiec niemal codziennie przychodził do starego domu. Bawił się w zapuszczonym ogrodzie. Siadał na ganku. Zjeżdżał po poręczy schodów do przestronnego holu. A czasami wdrapywał się aż na strych.
Mijały dni, miesiące, lata…chłopiec dorastał, dom się starzał. Ale poza tym niewiele się zmieniało. Chłopiec ciągle przychodził. Czytał książki na progu domu, uczył się do egzaminów, przyprowadził do niego swoją pierwszą dziewczynę. Był już niemal dorosły i nadal lubił spędzać czas w starym opuszczonym domu.
Aż któregoś dnia coś się zdarzyło. Rano pod dom zajechał duży samochód. Z samochodu wysiadło kilku rosłych mężczyzn, zaczęli oglądać go ze wszystkich stron, mierzyć i coś liczyć. Drapali się po głowach, cmokali i marszczyli czoła. Dom domyślał się co to może oznaczać – to koniec, czeka go rozbiórka. Taki los spotyka stare domy.
Lecz los tego domu zrobił mu niespodziankę. Następnego dnia w domu zapanował wielki harmider, mnóstwo ludzi kręciło się po wszystkich wnętrzach. Rozpoczął się wielki remont ! Piłowano,szlifowano,malowano i pucowano wszystko. W ogrodzie pojawił się ogrodnik i ogród niemal z dnia na dzień przestał być plątaniną traw i kłączy. Wszystko wokół wirowało i tańczyło. A dusza domu jakby budziła się z ciężkiego snu. Kiedy wszystko było gotowe, w oknach wisiały bielutkie firanki, a okiennice odmalowane i polakierowane już nie skrzypiały, na progu domu stanął chłopiec – teraz już mężczyzna – i łagodnie pogłaskał poręcz niskich schodów prowadzących na ganek. Potem rozpalił ogień w kominku i zasiadł wygodnie w miękkim fotelu. A potem przyprowadził żonę, w białej sukni. A niedługo potem po poręczy schodów do przestronnego holu zjeżdżały ze śmiechem ich dzieci. Ogród pysznił się kolorami. Los po raz kolejny pokazał, że potrafi odmienić się na lepszy i że kiedy dwie bratnie dusze spotkają się ze sobą – nawet jeśli to jest dom i chłopiec – to jeszcze wszystko jest możliwe.