Pewnego razu był sobie banan. Żółty i uśmiechał się głupio. Taki już miał wyraz twarzy. A na to niestety nic nie poradzisz. Uśmiechał się patrząc na sierp księżyca i tak mówił do niego:
– Niewiele się różnisz ode mnie. Kształt i kolor zbliżony. Ale ty panujesz nad światem a ja wkrótce… będę zjedzony…
Tak mówił banan i uśmiech głupawy z twarzy mu wciąż nie schodził.
A Księżyc jak zwykle spokojnie noc całą z góry oczami wodził. I odpowiadał:
– Cóż, nie każdemu dane jest panowanie ale… choć czasami na wyraz twarzy nic się nie poradzi – spróbuj choć raz, to wcale nie trudne, zdobyć się na powagę. Może wtedy twój krótki żywot mój drogi bananie, sensowniejszym przynajmniej się stanie…
Lecz na co niektórym sensu mniej lub więcej w życiu. Na wiele się nie zda czasami poważna mina. Banan przecież i tak bananem zostanie, choćby nie wiem jak Księżyc przypominał.