Świat budził się właśnie do życia. Nad pustą ulicą słońce przeciągało się leniwie, rozprostowując swoje promienie. Zaspane jeszcze. Pod zielonym liściem coś się poruszyło. Najpierw ledwo, ledwo – tak, że liść nawet nie zadrżał. Ale już po chwili wysunęła się spod liścia podłużna głowa Pana Ślimaka. Powoli przeciągnął po szarym chodniku swój falujący tułów. Na plecach dźwigał swój własny dom. Okrągły i pasiasty. Wcale nie za ciężki. Konstrukcja w sam raz taka, żeby móc ją zabierać zawsze i wszędzie ze sobą.
– Śpiesz się powoli – zawołał pogodnie do przelatującej pszczoły. One też wstawały wcześnie. I pędziły do pracy. Nigdy nie miały czasu na krótką pogawędkę.
– Phi – bzyknęła pszczoła pod adresem ślimaka – łatwo ci mówić.
I odleciała.
– Ano łatwo – mruknął ślimak – taka już moja filozofia.
– Eee tam, filozofia. – nagle odezwał się ktoś obok. To mała muszka wstała właśnie i przeciera oczy – Raczej konieczność. Bo ty szybciej nie możesz.
– Nie mogę i nie chcę – uśmiechnął się Pan Ślimak – na tym sztuka polega.
– Na czym? – muszka usiadła na zielonym listku i zwiesiła swobodnie chude kończyny.
– Na odpowiednim podejściu do życia.
– Pszczoła ma odpowiednie. Pracuje ciężko tak, jak się powinno. Na coś trzeba się przydawać.
– Przydawać – zgoda – ale świat nie zając. Nigdzie nie ucieknie.
– Niektórzy ciągle myślą o tym, jak krótkie jest życie. I chcą zdążyć coś przeżyć. Wykorzystać swój czas.
Muszka wie, co mówi, bo zna wiele muszek, które tak się spieszą, bo nie chcą nic stracić.
Pan Ślimak patrzy w niebo i mruży swe oczy.
– Ja szybciej nie mogę, ale nie rozpaczam. Nim przekroczę krawężnik mija wiele czasu. Czuję wtedy, jak promienie słońca drapią mnie po plecach. I jak deszczu krople spadają mi na muszlę. Czuję wpływ przyrody, czuję zapach trawy. Czuję…
Muszka ziewa dyskretnie, ale nie z nudów przecież. Lubi Pana Ślimaka. I lubi go słuchać.
Konik polny potrącił źdźbło trawy i popędził przed siebie.
– Nóg nie połam! – woła za nim Pan Ślimak i śmieje się serdecznie.
Ale konik nie słyszy. Wiecznie dokądś spóźniony.
– On tak zawsze – muszka patrzy jak konik w podskokach znika w wysokiej trawie – niektórzy tak muszą.
– Ja go nie krytykuję. Żartuję tylko trochę – mówi Pan Ślimak, wędrując wolno przed siebie.
– Ty masz domek na plecach. Zawsze zdążysz do domu – mówi muszka i prostuje skrzydełka. Też już musi lecieć.
– Nie każdy mi zazdrości – odpowiada ślimak – niektórzy wolą wpadać do domu, jak po ogień. Przeraża ich koniec biegu, chwila do namysłu. Wolą pędzić i tłumaczyć się ciągłym brakiem czasu.
– Pszczoły ciężko pracują – upiera się muszka – taką mają naturę. A konik jest… konikiem. Nie po to, żeby nie skakać.
– Ja ich nie namawiam do zmiany ich natury. Ja tylko patrzę na słońce i cieszę się, że świeci.
– Taką masz filozofię…
– Taką mam naturę. Lubię czuć, że żyję.
Lubię kontemplować, lubię poruszać się wolno i zatrzymywać chwile…