Pewnego razu była sobie dziewczyna o niebieskich włosach. Tak, tak, to nie literówka. Miała niebieskie długie włosy, zaplecione w warkocze. Niebieskie jak chabry. Zupełnie niezwykłe. Jednocześnie ubrana była od stóp do głów na czarno. Mając taki kolor włosów nie potrzeba już kolorów nigdzie indziej. Bo dusza tej dziewczyny na pewno była kolorowa.
Trzeba mieć odwagę, żeby mieć taki kolor włosów. Nawet jeśli jest wiele osób, które muszą przyznać zupełnie obiektywnie, że kolor niebieski jest dużo ładniejszy niż czarny, brązowy czy blond. I że gdyby ludzie rodzili się z takim kolorem włosów to świat byłby dużo weselszy. Ale w świecie brunetów, szatynów i blondynów, niebieskie włosy muszą rzucać się w oczy. I trzeba odwagi i pewności siebie, żeby wytrzymać te wszystkie spojrzenia a czasami i komentarze.
Dziewczyna o niebieskich włosach musiała być więc wyjątkowa. I była.
Do tego bardzo kochała zwierzęta. Wszystkie bez wyjątku. Uważała, że są dużo lepsze od ludzi. Ale też dużo bardziej bezbronne. Dlatego należy je kochać i chronić. Bo co z tego, że mają pazury albo ostre zęby. Człowiek już od dawna potrafi mieć nad nimi przewagę. I często wykorzystuje ją w straszny sposób.
Wielu ludzi ma w domu zwierzaki. Najczęściej psy albo koty. Albo chomiki i świnki morskie. Albo rybki – tak bardziej dla ozdoby. Dziewczyna o niebieskich włosach też miała zwierzątko. Jednak nie był to pies ani kot. Tylko skunks. Wiecie co to skunks? Kojarzy Wam się pewnie z brzydkim zapachem. A wiecie jaki skunks jest piękny? Skunks tej dziewczyny miał piękne białe futro. Puszyste. Z czarnymi dodatkami. Bardzo elegancki. To był skunks domowy. I wcale brzydko nie pachniał.
Miał też długie i ostre pazurki. I mógł skaleczyć boleśnie. Ale sami zważcie, taki mały skunks musi bardzo się bać dużo większego od siebie człowieka. A kiedy czuje się niekomfortowo to nie potrafi tego powiedzieć. Musi mieć więc pazury żeby w razie czego się bronić. To zupełnie naturalne i właściwe.
Wyobraźcie sobie teraz: dziewczyna o chabrowych włosach i piękny biały skunks. Niezwykły duet.
Pewnego dnia dziewczyna wybrała się w podróż. Razem ze swoim skunksem. Jechali pociągiem do babci dziewczyny. W pociągu było niewiele osób. I w korytarzu znalazło się miejsce na plastikową klatkę. Trzeba było tylko pilnować żeby nikt jej nie potrącał. Bo skunks był trochę przestraszony podróżą. Nie dobrze by było denerwować go jeszcze bardziej.
Dziewczyna o niebieskich włosach, pełna wiary w ludzi i ich empatię, włożyła sobie do uszu niebieskie słuchawki i słuchała muzyki. Zapewne jakiejś alternatywnej. Muzyka rozbrzmiewająca w jej uszach pozwalała jej nie słyszeć tego, czego słyszeć nie chciała i nie potrzebowała. Kiedyś na przykład jechała pociągiem a ktoś obok opowiadał z zadowoleniem o tym, jak znęcał się nad psem. Jej słuchawki wtedy nie działały i podróż była koszmarem. Bo to, że ktoś znęca się nad zwierzęciem to jest już najgorsza rzecz na świecie. A to, że o tym opowiada to właściwie nie mieści się w głowie i przekracza wszelkie dopuszczalne granice podłości i głupoty ludzkiej.
Tym razem słuchawki działały, dziewczyna mogła więc podróżować w spokoju. Co jakiś czas zerkała na klatkę i pilnowała, żeby nikt jej nie kopnął albo nie przesunął. Nie celowo, bo nie zakładała takiej podłości. Ale przez przypadek, bo korytarze w pociągach są dosyć wąskie. Jednak po jakimś czasie za sprawą miłego kołysania pociągu i muzyki w uszach, dziewczyna zasnęła. Nie spała długo ale mocno. Tak mocno, że nie zauważyła, że drzwi klatki jakimś cudem otworzyły się i jej skunks zniknął!
Nie było go w przedziale, to pewne. Nie było też na korytarzu. Współpasażerowie nie zauważyli zniknięcia skunksa. Ale skunksa nie było.
Dziewczyna o niebieskich włosach wyskoczyła zdenerwowana z przedziału. Zaczęła zaglądać do sąsiednich przedziałów i wypytywać wszystkich po kolei czy nie widzieli jej podopiecznego. Ale nikt nie potrafił jej pomóc. W dodatku… niektórzy zaczęli robić dziwne miny. Niebieskie włosy? Skunks? Co to za dziewczyna? Czy wszystko z nią w porządku? Czy ma po kolei w głowie? W dodatku ten czarny strój i ciężkie buty. A może najadła się albo napiła czegoś co pomieszało jej w głowie? Bo skoro ktoś ma niebieskie włosy, to kto wie co tam się dzieje w jego głowie…
Jeden starszy pan zagadnął : a czy to na pewno był skunks? A może raczej kotek? Bo przecież skunks nie jest zwierzątkiem domowym? Skunks domowy – to jakaś fanaberia!
A jedna pani z ważną miną zapytała ze zgrozą: czy twoja mama zgadza się na to, żebyś miała włosy w takim kolorze?!
A kiedy mała dziewczynka z zabawnym kucykiem chciała pomóc w poszukiwaniach skunksa, jej babcia przytrzymała ją mocno za rękę i z dezaprobatą spojrzała w okno. Nie wierzyła w żadne opowieści o zaginionym skunksie. A pieniędzy nikomu dawać nie będzie bo nie wiadomo na jakie okropne rzeczy ten ktoś je wyda. Zwłaszcza jeśli ma niebieskie włosy.
Nikt nie chciał pomóc dziewczynie o niebieskich włosach. A ona nie słuchała komentarzy tych ludzi, tylko rozpaczała w myślach, że jej zwierzątko cierpi gdzieś w samotności bo pewnie jest przerażone.
Dziewczyna wróciła do przedziału i usiadła zmartwiona na swoim miejscu. Łza kręciła się jej w oku. Zupełnie nie wiedziała co ma robić. Niedługo pociąg dojedzie na miejsce a ona przecież nie może wysiąść z niego bez swojego podopiecznego.
W przedziale z dziewczyną siedział chłopak. Na początku podróży kręcił się niespokojnie i mruczał coś pod nosem. Potem podśpiewywał. Czuł się całkiem swobodnie. Nie kulił w kącie przedziału i nie unikał wzroku innych – tak jak to robi większość pasażerów. Wręcz odwrotnie. Rozsiadł się wygodnie i wszystkim się bacznie przyglądał. W dodatku na prawym policzku miał tatuaż, dobrze widoczny. Wyglądał na zbyt odważnego i swobodnego. I wyglądał na niezłe ziółko. Taki podejrzany typ. Takiemu to lepiej nie patrzeć w oczy. Nigdy nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy.
Kiedy dziewczyna wróciła do przedziału chłopak czytał książkę. To oczywiście jeszcze nic nie znaczy. Każdy może czytać książkę. Nawet morderca. Zresztą może chciał stworzyć jakieś pozory. Kiedy dziewczyna zaczęła płakać cichutko podniósł głowę znad książki.
– Szukałaś wszędzie? – zapytał. A głos miał całkiem miły.
– W sąsiednich przedziałach – odpowiedziała dziewczyna.
– A prosiłaś konduktora o pomoc?
– On nie jest zbyt pomocny – odpowiedziała – i chyba nie podoba mu się mój kolor włosów.
– A co ma do tego kolor włosów?! – zapytał chłopak z nieskrywanym oburzeniem. Po czym westchnął, odłożył książkę i wstał z miejsca.
A po chwili w przedziale obok dał się słyszeć jego głos – miły ale bardzo stanowczy:
– Proszę państwa, zginęło zwierzątko, mały skunks z białym futrem. Trzeba go znaleźć bo pewnie umiera gdzieś ze strachu. A jego właścicielka bardzo rozpacza.
W ten sposób chłopak przemówił też do ludzi w innych przedziałach. Głosem miłym ale bardzo stanowczym. I stało się coś niezwykłego. Otóż wszyscy zabrali się za poszukiwania zwierzątka. Szukali wszędzie. Pod siedzeniami, w toalecie, nawet w walizkach. Skunksa jednak nigdzie nie było. Chociaż zaangażowanie szukających było bez zarzutu.
W pewnym momencie w korytarzu pojawił się kelner ciągnąc za sobą wózek, którym rozwoził kawę i herbatę pasażerom. Posuwał się flegmatycznie przed siebie, recytując przy każdym mijanym przedziale swoją przemowę o poczęstunku, jaki pasażerom oferuje restauracja. Nagle mała dziewczynka z zabawnym kucykiem zawołała :
– Jest! Jest tam! Siedzi pod wózkiem!
Na dolnej półce wózka z kawą, pomiędzy czekoladowymi batonikami i herbatnikami leżał zwinięty w puszystą kuleczkę piękny biały skunks domowy. Spał sobie smacznie zapomniawszy o całym bożym świecie.
Dziewczyna o niebieskich włosach zaplecionych w dwa warkocze śmiała się radośnie. Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni. Jakoś radośniej zrobiło się w wagonie. Nikomu już nie przeszkadzały niebieskie włosy ani skunks, który nie jest ani psem ani kotem tylko jakąś fanaberią. A chłopak z tatuażem na policzku usiadł wygodnie i uśmiechnął się sympatycznie. Po czym wrócił spokojnie do lektury.
– Dziękuję – powiedziała dziewczyna o niebieskich włosach, która kochała zwierzęta i muzykę.
– Daj spokój dziewczyno – odpowiedział chłopak, który wydawał się zbyt swobodny i odważny ale jak widać odwagi używał do szlachetnych celów – trzeba sobie pomagać. Najważniejsze, że twój zwierzak się znalazł.
Mówi się, że podróże kształcą. Nie podróżuję zbyt daleko ale często jeżdżę pociągami. I bardzo to lubię. Zdarzało mi się nie raz spędzić podróż na sympatycznej rozmowie z kimś, bo w pociągach można spotkać rozmaitych fascynujących ludzi. I kiedy siedzi się z nimi w niewielkim przedziale to przez dwie czy trzy godziny tworzy się taką mikro społeczność. I nawiązuje mikro relacje.
Ostatnio podróżowałam z dziewczyną o niebieskich włosach, małym puszystym skunksem i sympatycznym chłopakiem z tatuażem na policzku.
Ta historia nie jest prawdziwa ale mogłaby być. Prawdziwe jest to, że łatwo jest osądzić kogoś po pozorach. Ale pozory bywają bardzo mylące. Dobrze jest o tym pamiętać i nie spieszyć się z oceną innych. Nie tylko podczas podróży pociągiem ale zawsze i wszędzie.
Bajka dla niezwykłej Kasi R., nie podobnej do nikogo innego na całym Świecie
Pewnego razu była sobie dziewczyna o niebieskich oczach. Niezwykła. Zupełnie nie z tej ziemi. Wysoce prawdopodobne było, że pochodziła z innej planety. Bo na Ziemi coraz rzadziej można spotkać ludzi, którzy mają cechy ludzkie. Albo może… właśnie ich cechy były ludzkie a jej zupełnie nie ludzkie. Miała w sobie dar – dar poczucia współistnienia i dawania wsparcia innym. Czyli coś zupełnie odmiennego od powszechnie występującego u ludzi egoizmu. Czyli coś co na Ziemi zanika i niedługo przestanie występować. Chyba, że więcej takich niezwykłych osób z innej planety zdecyduje się na przeprowadzkę.
Niezwykła dziewczyna miała wiele niezwykłych cech ale przede wszystkim ponad wszystko lubiła pomagać innym. Wynikało to po części z jej niezwykłej pracowitości. A po części z jej pozytywnej osobowości.
Jej chęć pomocy nigdy nie ustawała i można było na nią liczyć zawsze i wszędzie.
Nie jest prawdą, że wszyscy ludzie chętnie korzystają z pomocy innych. Wielu krępuje się i kryguje. I nawet jeśli już nie dają rady, to poproszenie o pomoc przerasta ich siły. A kiedy ktoś sam ją oferuje, wahają się czy na pewno powinni ją przyjąć.
Może to wynikać z różnych powodów. Może ludzie chcą radzić sobie sami bo nie chcą uchodzić za słabeuszy? Może ktoś wpoił im, że nie wypada przyjmować pomocy od innych bo to niegrzecznie? Może to jakiś wewnętrzny kult siły nie pozwala im okazywać słabości? Ale są też tacy – i o tym trzeba pamiętać – którzy sami lubią pracować i po prostu nie życzą sobie pomocy.
Dziewczyna o niebieskich oczach nie przejmowała się odmową innych. Jej drugą naturą było pomaganie innym a kiedy coś wynika z natury to po prostu jest i już. Inną cechą jej natury było to, że potrafiła śmiać się głośno i miała uśmiech, w którym było światło. Ma to wielkie znaczenie dla tej opowieści. Bo kiedy ktoś pomaga innym a przy tym ma minę nieszczęśliwą, to naprawdę trudno przyjmować od niego pomoc. Bo to tak jakby się temu komuś robiło źle. A kiedy ktoś pomaga i przy tym śmieje się cudownie, to zupełnie nie czuje się nieprzyjemnego skrępowania.
Dziewczyna o niebieskich oczach żyła więc wśród ludzi, zawsze chętna do pomocy. Czy ktoś był chory, czy samotny, czy miał do wykonania jakieś ważne zadanie albo po prostu gonił go czas a praca piętrzyła się na biurku, Dziewczyna o niebieskich oczach bez słów pomagała, wspierała, była obok. A przy tym śmiała się i żartowała, jakby ta pomoc była małą pestką albo bułką z masłem, którą chyba każdy potrafi przygotować.
Według psychologów mamy w głowie pewne skrypty poznawcze. Które podpowiadają nam pewne nieodzowne sekwencje zdarzeń. Według takiego skryptu układamy sobie świat i to jak go widzimy.
Według takiego skryptu wydawałoby się więc, że osoba, która pomaga innym jest przez nich ceniona i lubiana. Zwłaszcza, że jej pomoc nigdy nie jest nachalna i zazwyczaj pojawia się w chwili kiedy faktycznie jest potrzebna.
Jednak nie do końca tak było. Otóż znalazł się ktoś kto rozłościł się na to, że dziewczyna o niebieskich oczach jest taka pomocna.
A było tak…
Pewnego dnia dziewczyna o niebieskich oczach dowiedziała się, że starsza pani z sąsiedztwa zachorowała. Zachorowała tak bardzo, że nie mogła wstawać z łóżka. Ale nie tak bardzo, żeby nie odstraszyć wszystkich osób , które chciały jej pomóc. Była to wyjątkowo złośliwa staruszka i trudno było z nią wytrzymać kiedy była zdrowa. A kiedy była chora to po prostu już był dramat.
Dziewczyna o niebieskich oczach zaczęła od tego, że przyniosła chorej sąsiadce wielką siatę z jedzeniem i lekarstwami. Zapukała do drzwi a skoro nikt nie odpowiedział, weszła do środka. Starsza pani wyglądała na bardzo słabą ale wystarczyło jej siły, żeby krzyknąć :
– Wynocha stąd! Nie potrzebuję pomocy!
Dziewczyna o niebieskich oczach jakby nie dosłyszała. Poukładała zakupione produkty w lodówce i szafkach w kuchni. A potem postanowiła, że od razu przygotuje coś do jedzenia.
– Powiedziałam, żebyś stąd poszła! – krzyczała starsza pani z pokoju – nie potrzebuję nikogo!
Ale dziewczyna o niebieskich oczach spokojnie przygotowywała jedzenie i herbatę dla chorej sąsiadki.
A kiedy postawiła to przed nią, sąsiadka z apetytem zjadła i wypiła wszystko. A kiedy już zjadła i wypiła, znowu krzyknęła nieprzyjemnie :
– Idź stąd i nie wracaj. Nie potrzebuję pomocy.
Dziewczyna o niebieskich oczach posprzątała po wszystkim i poszła. Ale nie zamierzała nie wracać.
Następnego dnia przyszła znowu. Sąsiadka była bardzo niezadowolona ale dziewczyna w ogóle nie zwracała na to uwagi.
Pomagała chorej sąsiadce tak długo jak było to potrzebne. A sąsiadka codziennie złościła się na nią i pokrzykiwała. A kiedy wreszcie wyzdrowiała rzekła :
– Pomogłaś mi chociaż cię o to nie prosiłam. Kręcisz mi się po mieszkaniu jakby ktoś ci na to pozwolił. Nikt cię tu nie zapraszał! Jesteś… jesteś… Jesteś Nieznośną Pomagajką! Więcej już tu nie przychodź!
I starsza pani zamknęła drzwi za dziewczyną o niebieskich oczach.
Czy dziewczynie było przykro po tych słowach? Pewnie, że tak. Każdemu by było. Ale pomyślała też, że tej pani musiało się pomieszać w głowie z choroby albo samotności. Bo jak można złościć się na kogoś, że pomaga. Wcale nie zamierzała przejmować się a nawet więcej – starsza pani podsunęła jej pewien pomysł…
Dziewczyna o niebieskich oczach postanowiła, że będzie pomagać jeszcze więcej. Bo nawet jeśli starsza pani ponarzekała sobie na nią, to przecież przyjęła jej pomoc i zjadała jedzenie, które jej przygotowywała. Czyli nie powinna się poddawać.
Wkrótce na drzwiach mieszkania dziewczyny o niebieskich oczach pojawiła się drewniana tabliczka. Wymalowano na niej pięknie niebieskie niezapominajki. A pośrodku wykaligrafowano napis: Nieznośna Pomagajka.
I co? Dziewczyna o niebieskich oczach nadal wszystkim pomagała o ile tylko mogła. A napis na drzwiach oznaczał, że żadne starsze niemiłe panie nie są w stanie jej zniechęcić.
I wiecie co się stało później? Ludzie nauczyli się przyjmować pomoc. I nauczyli się też za nią dziękować. I jeszcze coś więcej – nauczyli się też sami pomagać innym. I to wszystko pod wpływem jednej Nieznośnej Pomagajki, która uparła się, że trzeba pomagać potrzebującym nie czekając aż poproszą. Bo może nigdy nie poproszą, nawet jeśli już sami nie dają rady.
Dziewczyna o niebieskich oczach z zupełnie innej planety wprowadziła zupełnie nowe zwyczaje.
Na szczęście odtąd już nie zdarzyło się, żeby ktoś złościł się na Pomagajkę. Wszyscy byli szczęśliwi, że jest wśród nich i że zawsze mogą na nią liczyć. I to było zupełnie logiczne. Bo kiedy ktoś jest chętny do pomocy to chyba należy się z tego cieszyć a nie narzekać?
-Mamo, opowiedz mi bajeczkę. Tylko nie opieraj się na mojej poduszce, bo chcę się na niej położyć.
-A o czym chcesz bajeczkę?
-O tym jak małe autko zgubiło się w lesie.
-Pewnego razu małe autko zgubiło się w lesie…
-Mamo, znowu opierasz się na mojej poduszce! Hmm… zupełnie tak, jakbym cofnął się w czasie!
🙂
Pewnego dnia Mała mysz obudziła się w bardzo złym humorze. W jej małej norce było zimno i w nocy bardzo zmarzła. Obudziła się głodna a drzwi do spiżarki zatrzasnęły się i nie dało się ich otworzyć. W dodatku dzisiaj właśnie był ten dzień! Mała mysz czuła, że wszystko pójdzie nie tak. To psuło jej nastrój dodatkowo.
Ze skrzywioną miną zaczęła krzątać się po małej norce. Udało jej się dostać do spiżarki ale nie mogła znaleźć swojego ulubionego sera. Zjadła w pośpiechu taki pierwszy z brzegu i zabrała się za sprzątanie. Posprzątanie małej norki nie zajmuje wiele czasu. Wkrótce wszystko znajdowało się na odpowiednim miejscu i w norce panował ład i porządek.
Co teraz?? Mała mysz przysiadła w fotelu i zamyśliła się. Czas pędził jak szalony. Nawet taka Mała mysz odczuwała to bardzo dobrze. Dopiero co liście na drzewach były zielone a wieczorem zapach kwiatów wpadał przez uchylone okno. Dopiero co wysiadywała na ganku i wygrzewała łapki. A teraz zima wokół. Bezlistne gałęzie wyciągają w jej stronę chude palce i czasami stukają w drzwi norki. Mała mysz nie jest strachliwa. Ale nie lubi niepotrzebnego hałasu.
Ktoś stukał do drzwi. Mała mysz ocknęła się z zadumy. Tym razem to nie chudo – palczaste gałęzie.
– Co tak długo? – żachnął się szary Zając wpadając do norki – zamarzłbym!
– Na pewno nie – odpowiedziała Mała mysz – nawet nie ma mrozu. Kiedyś przynajmniej był mróz. I śnieg. A teraz?!
– Zawsze narzekasz – Zając odwinął z szyi długi biały szalik. “Elegant – pomyślała Mała mysz – a przecież jest tylko zającem…”.
– Nie patrz tak – Zając jakby czytał w jej myślach. Nie na darmo znali się tyle lat – elegancji nigdy nie za wiele. Dbam o fason.
Mała mysz wiedziała, że to prawda. I że Zającowi z tym do twarzy. Ale nie zamierzała być miła.
Wypili po filiżance dobrej herbaty. Z sokiem malinowym i łódeczkami pomarańczy, poruszającymi się lekko w ciemnym napoju, jak pomarańczowe spławiki. Mała mysz umiała przyrządzać pyszną herbatę.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, które przerwał Zając:
– Posłuchaj, co roku jest to samo. Wiem, że nie lubisz dnia swoich urodzin ale to jedyny dzień w roku kiedy możemy spotkać się wszyscy razem. Nie musimy tutaj. Pod dębem dzięcioł otworzył miłą knajpkę. Przyjdź…
– Świetnie! Idźcie beze mnie. Dobrej zabawy.
Mała mysz wstała z krzesła i zaczęła zbierać kubki, stukając nimi głośno.
– Dlaczego taka jesteś?
– Jestem i już.
– Nie można tak. Być i już. Dobrze ci z tym?
– Dobrze mi samej. Nie chcę świętować upływającego czasu. Nie widzę powodu. I najlepiej jeśli już sobie pójdziesz.
Zając patrzył jak Mała mysz krząta się po norce. Wszystko tu miało swoje miejsce. Było przytulnie i ciepło. Ale Mała mysz zmieniła się. Kiedyś była inna. Lubiła towarzystwo. Zawsze lubiła narzekać i nigdy nie lubiła dnia swoich urodzin. Ale od roku jest jakby inną myszą. Jakby coś ją ugryzło.
– Przemyśl to jeszcze. Wpadnę później – powiedział Zając łagodnie. Wyskoczył z norki i zniknął między drzewami.
Mała mysz usiadła w fotelu.
Poczuła, że boli ją głowa. Jakby mało miała dzisiaj powodów do zmartwień.
Upływający czas bardzo ją ostatnio martwił. Nie wiedziała dokładnie dlaczego. Nie była stara ani chora. Ale patrząc wstecz na swoje życie była na nie bardzo zła. Miało być zupełnie inne. Nie w tym miejscu, nie z tymi – podobnymi do siebie – dniami.
Miało być inne, chociaż mysz nie umiałaby powiedzieć jakie.
Zając nie lubił ustępować. Zmusił Małą mysz do wyjścia z domu i zaprowadził ją do knajpki pod dębem. Przyjaciele już byli na miejscu. Borsuk miał na sobie świeżą koszulę a Wiewiórka upiekła ciasto z orzechami. Mała mysz próbowała się uśmiechać. Marnie jej szło. Drażniły ją dowcipy Borsuka i paplanina Wiewiórki. I to przymilanie się Zająca.
Czy to są najlepsi przyjaciele jakich mogła mieć w życiu? Czy nie jest tak, że jest mnóstwo bardziej interesujących i inspirujących zwierząt? Tylko, że akurat z nimi los nie połączył Małej myszy.
Ile rzeczy dzieje się w naszym życiu tylko i wyłącznie dlatego, że to my tak chcemy? W ilu procentach zdani jesteśmy na przypadek? Czy wybraliśmy sobie miejsce urodzenia? Albo datę? Albo czy mogliśmy sami wybrać sobie szkołę i kolegów w klasie?
Małej myszy kotłowało się w głowie. Chyba przydałoby się, żeby ktoś porządnie ją w nią uderzył.
Wieczór był przyjemny. Knajpka pod dębem była przytulna a jedzenie dobre. Ruch był spory bo to był przecież ostatni dzień roku. A właściwie już wieczór. Na szczęście Zając wcześniej zaklepał stolik dla nich i siedzieli z dala od zgiełku.
– Lubię słuchać tych wszystkich odgłosów – powiedziała podekscytowana Wiewiórka – cały las świętuje koniec roku. Wszyscy chcą być wtedy razem.
– Z czego tu się cieszyć? – burknęła Mała mysz – czas upływa i w końcu nas tu nie będzie… Odejdziemy być może z uczuciem, że całe życie nie trafiliśmy pod właściwy adres.
Przyjaciele zamilkli. Oczywiście można rozdzielać włos na czworo. I wiercić się niespokojnie w miejscu. I mimo to nie móc się zdecydować na ruch w którąś stronę. Można sobie psuć w ten sposób każdy koniec i każdy początek roku. I jeszcze na dodatek każde urodziny. Tylko czy taki właśnie jest nasz wybór?
– Czas upływa ale każdy rok coś przynosi – zaczął powoli Zając – coś, czego nie było w poprzednim roku. Znamy się wiele lat i możemy być sobą znudzeni. Ale przecież z roku na rok znamy się lepiej a nasza znajomość kształtuje nas nawzajem. Wydaje ci się, że jesteśmy jak szara codzienność – nic cię nie zaskoczy i nie zainspiruje. Ale każda chwila w życiu, dosłownie każda, kształtuje cię. A jeśli sobie to uświadomisz to dodatkowo możesz sprawić, żeby kształtowała cię tak, jak ty chcesz. Żebyś była silniejsza i mądrzejsza i lepiej czerpała z tego, co oferuje ci twoje życie… A kiedy będziesz musiała odejść to może nie przyjdzie ci do głowy, że to był zły adres.
Zając poprawił swój biały szalik na szyi i łyknął wodę z niskiej szklaneczki, która stała przed nim. Wiewiórka i Borsuk w ogóle się nie odzywali tylko skubali okruszki ciasta. A Mała mysz nieco oprzytomniała…
Jej życie było spokojne i czasami wydawało się nudne. Ale nuda jest chyba lepsza od niepokoju? Nie była sama, miała przyjaciół, tych samych od lat. To chyba nie taki częsty przywilej. A wieczór był naprawdę miły.
Witaj nowy kolejny roku. Przynieś nam coś nowego jeśli chcesz ale za wiele nie zmieniaj. Tylko pozwól nam się nauczyć cieszyć tym co mamy.
– Komuś jeszcze ciasta z orzechami? – zapytała Wiewiórka.
– Ja nie odmówię! – zawołał Borsuk.
– Domowe ciasto – centrum wszechświata – uśmiechnął się Zając.
Mała mysz też jadła ciasto. I nie myślała już o niczym. Czasami zbyt intensywne myślenie zasłania nam całkowicie cudowną chwilę, która właśnie trwa.