– Co z tą bajką? – Wielkanocny Zając drapał się za uchem, wertując jednocześnie kartki w zeszycie – miała być na Wielkanoc, ale nic nie przychodzi mi do głowy…
Głowa zresztą bolała go trochę. Pewnie od tych ciągłych zmian pogody. Wiosna to wspaniały czas. Zieleni się wszystko i złoci w ciepłych promieniach słońca. Słońce nie pali jeszcze tak mocno. Wszystko budzi się do życia.
– Czy jesteś już gotowy? – Czarna Sroczka wpadła przez okno i usiadła na brzegu biurka – wszyscy dzisiaj będą! A może nawet będzie ktoś nowy. W zeszłym roku wieść o twoich niezwykłych bajkach i opowieściach rozniosła się daleko stąd!
– Nic nie wymyśliłem – Zając siedział zamyślony – nic nie przychodzi mi do głowy. I głowa boli mnie strasznie.
– Napij się różanej herbatki. Ona zawsze pomaga. I pisz!!! Ja lecę przygotować wszystko.
Czarna Sroczka była niezastąpioną organizatorką. Potrafiła wszystko tak urządzić, że miejsce było dla każdego i coś na ząbek i do popicia. Girlandy kwiatów oplatały siedziska gości, a wieczorami nad ich głowami kołysały się sznury barwnych lampionów.
Jednak tego wieczoru wszyscy i tak przychodzili głównie po to, żeby posłuchać Wielkanocnego Zająca – nie umniejszając roli Czarnej Sroczki. Każdy chciał posłuchać opowieści, która dawała radość, siłę, nadzieję, energię na kolejne dni i miesiące, które zaczną się tuż po Wielkanocy.
Zając nie był żadnym mędrcem. Był właściwie zupełnie zwyczajnym Wielkanocnym Zającem. Wcale nie czekoladowym w barwnym sreberku. Zwykłym szarakiem. Ale lubił i potrafił obserwować otaczający go świat, współmieszkańców i ich różne podejście do życia.
W tym roku chciał opowiedzieć coś jak zwykle, ale do ostatniej chwili kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy.
Znacie takie uczucie? Okropne!!! Pustka w głowie, której niczym nie udaje się wypełnić. Nawet jeśli to trwa tylko chwilę jest bardzo bolesne. Oczywiście szczególnie dla tych, którzy zwykle mają głowę pełną pomysłów, pytań, odpowiedzi i celnej riposty. Bo jeśli ktoś ma w głowie pustkę często… cóż, być może jest do tego przyzwyczajony ;).
Różana herbatka to rzeczywiście dobre lekarstwo. Pomaga na ból brzucha, na ból zmęczonych łapek, na ból głowy, a do tego jest po prostu wyśmienita i pachnąca. Nie do końca wiadomo czy słusznie przypisuje się jej te niezwykłe właściwości, ale na pewno nie zaszkodzi zaparzyć filiżankę i wypić kiedy nieco ostygnie.
No i najważniejsze – tego nie łyka się jak lekarstwo! Herbatkę należy pić powolutku i delektować się jej wyśmienitym smakiem. Tylko wtedy można przekonać się o jej działaniu.
Kiedy Zając delektował się smakiem herbatki i powolutku, nie myśląc o tym, że czas goni, że niedługo zbiorą się wszyscy goście i będą wyczekiwać jego opowieści i że zaraz wpadnie tutaj Czarna Sroczka i narobi hałasu, popijał łyk za łyczkiem, w jego głowie myśli płynęły jedna za drugą i układały się w sensowną całość. Nie była to jeszcze opowieść. Tylko obraz albo nawet kilka obrazów, które mogły opowieścią wkrótce się stać. Wystarczyło, żeby Zając ubrał je w odpowiednie słowa.
Skąd brały się słowa w głowie Wielkanocnego Zająca? Na pewno z książek, których przeczytał setki. Kiedy ma się tak dużo do czynienia ze słowami, potem nigdy ich nie brakuje. Na przykład kiedy chce się coś wyjaśnić. Albo tylko porozmawiać. Albo nawet coś opowiedzieć.
Obrazy w głowie szaraka były barwne, pełne ruchu i emocji. Nie zawsze były tylko wesołe chociaż zazwyczaj tak. A słowa płynęły jak rzeka, która pędzi przed siebie szerokim korytem.
Bywało tak, jak dzisiaj, że długo nic nie przychodziło mu do głowy. Ale potem nagle wpadało jedno zdanie – rzadziej jedno słowo – i stawało się początkiem opowieści. Bo do tych pierwszych słów wystarczyło dopisać kolejne i kolejne i kolejne… I tak aż do końca. I jakoś skądś się wiedziało, kiedy skończyć.
Taaak… Wielkanocny Zając był naprawdę niesamowity w tworzeniu opowieści.
– No i jak? Gotów?! – Czarna Sroczka zupełnie nie wiadomo kiedy znalazła się nagle tuż nad uchem Zająca – już prawie wszyscy są! Miejsca powinno wystarczyć dla wszystkich. Podano już przekąski i chłodne napoje. Wieczór jest ciepły.
Wielkanocny Zając naprawdę podziwiał Czarną Sroczkę. Była taka pomocna. Motywowała go do działania. Jej zapał był zaraźliwy. Może to właśnie dzięki niej udawało mu się co roku stanąć przed tymi wszystkimi mieszkańcami lasu, którzy przychodzili go posłuchać. I słuchali, dyskretnie sącząc przez kolorowe i zagięte słomki chłodne napoje.
– Chodź już! – Czarna Sroczka poganiała go – już czas. Mam nadzieję, że jak zwykle sprawisz, że wieczór będzie niezapomniany. Pokaż się, jak wyglądasz?
Zając wyprostował się i wygładził łapkami żółtą matową kamizelkę w zielone cętki.
– Dobrze… – Sroczka zmrużyła oczy przyglądając mu się przez chwilę uważnie – chodźmy.
Na zielonej polanie, wokół której rosły białe brzozy, stały drewniane siedziska. Oparcia ozdobione były zielonymi liśćmi. Wyżej, wokół polany, rozwieszono okrągłe lampiony, które otulą polanę ciepłym światłem, kiedy tylko słońce zajdzie. W pobliżu stały długie ławy zastawione misami pełnymi świeżych owoców. Napoje stały w wysokich dzbanach. Zgromadzeni jakby mimochodem korzystali z przygotowanego poczęstunku. Wszyscy czekali z niecierpliwością na Wielkanocnego Zająca, który zasiądzie pomiędzy nimi i będzie snuć swą opowieść – która oczaruje ich wszystkich.
Czarna Sroczka doskonale wiedziała kto jest bohaterem dzisiejszego wieczoru. Oczywiście, że Wielkanocny Zając! Cieszyło ją to. Wesoła pełniła obowiązki gospodyni i dbała o to, żeby nikomu niczego nie zabrakło.
Zając wyszedł na środek polany i usiadł w głębokim fotelu. Słychać było szepty z różnych stron: “Jest… już… będzie bajka… ciekawe o czym w tym roku… nareszcie…”
Tymczasem w głowie Wielkanocnego Zająca opowieść nabierała kształtów i rumieńców. To będzie bajka, ale zawierająca elementy z prawdziwego życia. Tylko takie bajki zapadają w pamięć. A bohaterowie tych bajek są jak najlepsi przyjaciele z dzieciństwa. Wielu z nich towarzyszy nam zawsze i kształtuje nas, pokazując nam jak być dzielnym, dobrym i mądrym przez całe życie. Takie są baśnie Andersena i bajki La Fontaine’a. Takie są setki bajek, na których wychowują się dzieci na całym świecie. I pamiętają je później jako dorośli. Gdyby były zupełnie oderwane od rzeczywistości nie zostawałyby tak długo w głowie i sercu.
Czarna Sroczka uciszała delikatnie towarzystwo. Ale za bardzo nie musiała. Wszyscy już czekali na kolejną bajkę na Wielkanoc.
Zając spojrzał z uśmiechem na swoją małą przyjaciółkę i powoli rozpoczął swoją opowieść. Wśród zgromadzonych panowała całkowita cisza. Słychać było tylko ciepły i niski głos Wielkanocnego Zająca:
– Pewnego razu była sobie Czarna Sroczka. Zupełnie wyjątkowa. Chociaż o tym wcale nie wiedziała bo zawsze dbała tylko o innych…