Pewnego razu wszystkie autka w małym pokoju pokłóciły się ze sobą. O co się pokłóciły? A o co mogą kłócić się małe autka w małym pokoju? No oczywiście o to, które z nich jest najszybsze i najlepsze!
Małe autka, chociaż były bardzo małe, bardzo przypominały duże auta. Te, które jeżdżą po ulicach. Każde z nich miało swoją markę. A to już na wstępie coś oznaczało. Przynajmniej tak można było założyć. Że jak się jest Mercedesem, to jest się najbardziej pożądanym autem chociaż może nie najszybszym. A jeśli jest się Lamborghini to jest się szybkim sportowym autem.
Ale tak naprawdę to tylko etykietki. Bo przecież jest wiele szybkich aut. I nie każdy lubi mercedesy. Prawda?
– Jestem Renault! – krzyczał mały samochodzik marki renault – potrafię szybko jeździć i jestem wygodnym autem.
– Renault! Ha ha – śmiało się autko ze znaczkiem Hondy – śmieszna nazwa i śmieszne auto.
Inne auta też się śmiały ale potem śmiano się i z nich.
– Cisza! Dosyć tych bredni! – warknęło groźnie czarne BMW. Dotąd nie zabierało głosu. Zawsze czuło się lepsze od innych i rzadko kiedy rozmawiało z innymi autami w pokoju. Inne autka czuły pewien respekt przed czarnym BMW mimo, że też nie było prawdziwym autem ale zabawką. Jednak co marka to marka.
W pokoju zapanowała cisza. Autka już się nie odzywały ale w powietrzu coś wisiało. Atmosfera była ciężka.
– Może zorganizujemy wyścig? – szepnął srebrny Citroën do stojącego obok Corvetty.
– To nic nie da – odpowiedział jego kolega – codziennie się ścigamy. Codziennie wygrywa inny. A czasami po kilka razy ten sam, bo takie jest założenie w zabawie. Problem jest w tym, że niektórzy zawsze będą się czuli lepsi od innych…
Wkrótce nadszedł wieczór a auta nadal nie odzywały się do siebie. Warczały tylko jedne na drugie swoimi małymi silnikami, co oznaczało : Lepiej się nie zbliżaj, nie mam zamiaru rozmawiać z tobą.
Kiedy spędza się ze sobą całe dnie, to takie milczenie jest bardzo nieprzyjemne. Może nawet gorsze od kłótni i przygadywania sobie nawzajem. Od rana autka uczestniczyły w zabawie i ścigały się ze sobą po trasie, która biegła przez melanżową kanapę w dużym pokoju. To była prosta trasa, żadnych zakrętów. Jednak niebezpieczna bo można było łatwo spaść na podłogę. Wystarczyła chwila nieuwagi. Ponieważ auta postanowiły nie przyjaźnić się ze sobą, podczas jazdy popychały się i spychały z trasy. Wszystkim wydawało się to zabawne jednak nie chodziło o wspólną fajną zabawę. Tylko o złośliwość i zawiść, które potrafią przesłonić oczy i skutecznie zaprzeczają prawdziwemu poczuciu humoru.
Czarne BMW nie brało udziału w wyścigu. To była zabawa dla mięczaków. Niech się popychają, są jak dzieci!
Ale myślę, że tak naprawdę BMW obawiało się, że samo zostanie strącone i spadnie z kanapy. Może i marka coś oznaczała, ale BMW nie było już pierwszej nowości i nie trzymało się drogi tak dobrze jak kiedy przyniesiono je ze sklepu. Dlatego teraz schowało się głęboko do pudełka z zabawkami i zostało w nim, niezauważone.
Kolejny wyścig odbył się bez większych zakłóceń ale podczas jazdy w autach wzbierała coraz większa złość i zawiść. Nie każdy może być pierwszy na mecie. Kolejne przegrane wyścigi rodziły frustrację. Zupełnie niepotrzebnie. Przecież to była zabawa małego chłopca. I to on decydował kto wygra kolejny wyścig. A torem była kanapa, która z perspektywy małego autka wyglądała jak szeroka szosa wokół której była niebezpieczna przepaść. Ale to tylko kwestia perspektywy.
Nagle w małego Hyundaia jakby diabeł wstąpił. Dzisiaj podczas wyścigów nie udało mu się wygrać ani razu. Chociaż tak się starał. Był dobrym japońskim autem a wiadomo, że japońskie auta są najlepsze na świecie! Dlaczego więc pierwszy na mecie jest Porsche? Albo Lamborghini! Przecież to Włoch! Włoski to może być makaron! Ale auto???
Kiedy w jakimś środowisku brakuje życzliwości najczęściej zastępuje ją wzajemna niechęć. Rzadziej obojętność bo emocje rządzą. I dlatego tak bardzo trzeba pilnować, żeby były na wodzy.
Hyundaiem rządziły teraz emocje. Niedobre emocje. Wrogość, niechęć i pragnienie odwetu. Za chwilę miał rozpocząć się kolejny wyścig. Hyundai miał gotowy plan. Przepchnął się na sam początek linii aut, ustawionych do wyścigu. Stanął tuż za małym białym Porsche. I kiedy tylko auta ruszyły dogonił Porsche i z całej siły uderzył w bok. Porsche zakręciło się w miejscu i wydawało się, że na tym się skończy. Jednak właśnie w tym miejscu był lekki spadek i nagle auto zaczęło ześlizgiwać się z kanapy. Inne auta zauważyły to i z trwogą patrzyły jak Porsche spada w przepaść. Przez to powpadały na siebie i nagle zrobił się ogromny karambol. Część aut wydostała się jakoś z kolizji i kilka z nich odważyło się ostrożnie podjechać na sam brzeg kanapy. W dole, na podłodze, leżało białe Porsche. Obok kręciło się na dywanie jedno z jego przednich kół. Klapa silnika odłamała się a jedno ze świateł odpadło.
Okropny to był widok. Autka czuły ciarki na plecach. Przecież to mogło być równie dobrze jedno z nich. Hyundai stał nieco z boku i czuł się okropnie.
Mały chłopiec podniósł małe Porsche i części, które odpadły. A potem oddalił się od kanapy.
– Zaniósł go do śmietnika – rozległy się szepty – na pewno go wyrzuci. Już po nim…
Wieczorem w małym pokoju panowała kompletna cisza. Czarne BMW wysunęło się z pudełka i zamyślone patrzyło na tory kolejowe, na których stał pociąg Lego.
– I coście narobili? – zapytał surowo pociąg – kto będzie następny? Będziecie nadal ze sobą walczyć? Nie wystarczą wam wyścigi?
– Nie rozumiesz – burknęło BMW – auta lubią rywalizację. Nic o tym nie wiesz.
– Cóż, podróżuję trochę i przyglądam się światu. Podróże są bardzo kształcące, wiesz? Każdy z Was ma jakieś atuty. I każdy może być pierwszy na mecie któregoś dnia. Rywalizujcie ze sobą, jeśli musicie. Ale starajcie się być dobrzy w tym co robicie nie oglądając się na innych. A słabszych wspierajcie a nie wyśmiewajcie. Dobrze można bawić się tylko razem. Osobno jest do bani.
Cóż, pociąg Lego wiedział co mówi. 80 letnie doświadczenie jego rodziny i nazwa rodu pochodząca od duńskiego “Leg godt” – czyli “baw się dobrze” – sprawiały, że naprawdę dobrze czuł na czym polega życie zabawek i mogły czynić go mentorem w dziecięcym pokoju.
Rano auta obudziły się w kiepskich nastrojach. Wszystkie jeszcze ciągle czuły w kołach grozę wczorajszego zajścia. I wszystkie myślami były przy białym Porsche, które leży pewnie na dnie śmietnika przysypane resztkami z kolacji. Straszny koniec!
Wiedziały, że dzisiaj też odbędą się wyścigi ale wcale nie miały na nie ochoty.
Wkrótce stały ze smutnymi minami w równej linii na szerokim tapczanie a przed nimi była tylko droga.
Jednak wyścig się nie zaczynał a mały chłopiec kręcił się jeszcze przy małym stoliku. Nagle w głębi tapczanu, odpowiednio daleko od brzegu, postawił małego białego Porsche. Klapa od silnika i światło były na swoim miejscu i tylko z bliska widać było ślad po kleju. Kółko przymocowano i odpowiednio zabezpieczono, żeby nie spadło.
– Na razie zostań na widowni – powiedział mały chłopiec – ale już niedługo, kiedy wyschnie klej, znowu będziesz mógł się ścigać. Musisz tylko dojść do siebie.
Wszystkie auta, bez wyjątku, poczuły jakby ktoś dał im drugą szansę. Czarne BMW, któremu dzisiaj nie udało się zostać w pudełku i stało razem z innymi przed linią startu, spojrzało na pociąg Lego, który stał na swoich torach i czekał na sygnał do odjazdu. A białe Porsche patrzyło na swoich kolegów bez wyrzutów. Bo przecież w tej całej sytuacji każdy z nich trochę zawinił.
Odtąd w małym pokoju nie było już kłótni. Auta wspierały się nawzajem i wspólnie ćwiczyły przed wyścigami. Lepsze z nich dawały rady słabszym. A słabsze stawały się coraz lepsze. Wyścigi na melanżowej kanapie odbywały się często. A o tym kto wygra decydował mały chłopiec, który bardzo lubił bawić się autami. Nikt więc nie mógł przewidzieć kto będzie pierwszy na mecie i jednocześnie każdy mógł doczekać dnia, kiedy to będzie właśnie on. A pociąg Lego podróżował po pokoju i nigdzie się nie śpieszył. Wiedział, że najważniejsze to dobrze się bawić. A najlepiej jest bawić się razem, bo osobno jest do bani. I za tym faktem stała nie tylko 80 letnia tradycja jego rodziny. Ale też odwieczna prawda o życiu.
Deszcz pada, srebrne kropelki,
Błyszczące kryształki
Na liściach i kwiatach
Wszystko jest mokre,
Spod szarej zasłony
W ogóle nie widać świata
Kot ledwo głowę z domu wystawia
Kropla mu spadła na nos
W gałęziach drzewa
Mokrych od deszczu
Kuli skrzydełka kos
Mysz polna biegnie
Wokół kałuże
Dzieci w domu zostały
Pod dużym liściem
Mokrym od deszczu
Przykucnął sobie Skrzat mały
Miał być o czwartej
Na proszonym obiedzie
Ale zapomniał kaloszy
Może deszcz minie
Przestanie padać
Wiatr ciemne chmury rozproszy
A jeśli nie
to pójdzie w deszczu
Prosto do chatki Zająca
Zając już czeka
Z ciepłym obiadem
Z herbatą gorącą
Będzie też Borsuk
I mała Sroczka
Ich też zaprosił Zając
A po obiedzie
Zagrają w karty
Pośmieją się, pogadają
Zając opowie
stare dowcipy
Sroczka je lubi
A Borsuk znowu
Podczas kanasty
Zupełnie się pogubi
I choć deszcz pada
To będzie tak trochę
Jakby świeciło słońce
Więc niech nawet leje,
Skoro już, zaraz,
Spotkają się w chatce Zająca