– Mamo, opowiedz mi bajeczkę!
– A o czym mam dzisiaj opowiedzieć?
– Hmm… może o …niczym!
🙂
… Pewnego razu był sobie Niczy. Niczy był bardzo niepozornym stworzeniem i bardzo skromnym. Natura obdarzyła go niewielką posturą i słabym głosem. Był trochę bardziej jakby swoim własnym cieniem niż właściwym sobą.
Niczy spędzał dni zwykle w jakimś kącie, rozmyślając o gwiazdach i księżycach. Wydawały mu się tak samo nierealne, jak on sam, a jednocześnie przecież prawdziwe.
Czy Niczy był prawdziwy? Żył i rozmyślał. To już naprawdę coś. A to, że wiecznie gdzieś na uboczu, jakby z dala od pędzącego świata i jego spraw … no cóż, nie każdy potrafi nadążyć.
Któregoś razu Niczy wybrał się na spacer. Pogoda nie była tak piękna, jak w poprzednim tygodniu. Słońce skryło się za chmurami, a z nieba kropił drobny deszczyk. Niczy lubił skrywać się w takiej pogodzie. Słońce oświetla ludzi i inne stworzenia i są w nim widoczne z każdym szczegółem. Ze skrzywioną miną i radosną. Niczy nie lubił być widoczny. Kiedy padał deszcz i niebo było szare czuł się tak, jakby miał na sobie pelerynę, spod której nie wystawał ani kawałek Niczego.
Tak bezpieczniej było zwiedzać świat.
Niczy spod swojej niewidzialnej peleryny widział złożoność świata. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie tylko jemu jest czasami ciężko podnieść głowę i stawić czoła codzienności. Ale też wiedział, że łatwo jest się cieszyć życiem. Bo w swoich najprostszych przejawach jest ono pełne barw i uspokajających dźwięków.
Spacerowanie w deszczu jest bardzo przyjemne. Oczywiście nie ma tutaj mowy o ulewie i burzy z prawdziwymi piorunami. Ale o deszczyku kapiącym równo i rześkim lub nawet trochę większym. Jeśli do tego jest się odpowiednio ubranym i ma na sobie odpowiednie obuwie to naprawdę sama przyjemność. Dużo większa niż spacer w słońcu.
Niczy od zawsze lubił deszcz. Taki właśnie jest prawdziwy świat – pełen deszczu i łez. A w słońcu czasami trzeba udawać radość i szczęście żeby pasować do innych.
Niczy spacerował i obserwował. Aż nagle spod swojej niewidzialnej peleryny dostrzegł kogoś, kto jak on przemierzał ulice, lekko zgarbiony. Kto to mógł być?
Niczy pierwszy raz spotkał kogoś, kto mógł być podobny do niego.
– Hej! – zawołał Niczy – czy nie podążamy w tę samą stronę?
Ten drugi zatrzymał się i spojrzał na niego.
– Jestem Niczy – powiedział Niczy – a ty?
– Niki -usłyszał w odpowiedzi.
Niki był podobnej postury i słabego głosu jak Niczy. Mieli wiele wspólnego. Niki też lubił deszcz. I też szukał swojego miejsca wśród gwiazd i księżyców, bo wydawało mu się, że tylko tam może je znaleźć dla siebie. Stanowili duet niemal idealny. Niemal – bo idealne nic na świecie nie jest i nie będzie.
Odtąd Niczy wędrował przez świat z Nikim. A Niki z Niczym. Z jednej strony świetnie się uzupełniali. Z drugiej stanowili wspólnie doskonały brak wszystkiego, co jest potrzebne do bycia kimś lub czymś. Ale przecież nie tylko bycie kimś lub czymś daje prawo do istnienia. Także gdy jest się takim Niczym i Nikim -jak ci dwaj – ma się prawo do swojego miejsca na Ziemi. Nawet jeśli się o tym nie wie i ciągle szuka. Czy nie na tym właśnie polega niezwykłość tej planety?