Śnieg spadł i przykrył wszystko grubą pierzynką. Gałęzie krzewów skuliły się i trzęsą lekko. Zimno im ale powietrze jest rześkie i przyjemne. A śnieg jest piękny i błyszczący.
Mały czarny krecik wychylił głowę z niewysokiego kopca. Dookoła było biało i wszystko lśniło. Zupełnie jak w bajce. Przyjemnie było popatrzeć. Ale z drugiej strony łapki marzły mu, a na wąsach pojawił się szron.
Z nieba zaczęły spadać grube płatki śniegu. Wirowały w powietrzu i lekko opadały. A potem zamarzały.
– Wracaj do domu – mały krecik usłyszał głos mamy za swoimi plecami – zimno.
– Zimno, ale jak pięknie- rozmarzył się mały krecik.
– Wracaj i siadaj do lekcji. Jutro do szkoły.
“Do szkoły …”- powtórzył w myślach mały krecik, smętnie. I zapomniał o płatkach śniegu wirujących swobodnie w powietrzu. Nie lubił tej szkoły. Nie wiedział czy lubiłby inną, ale za tą stanowczo nie przepadał. Nauka nie była czymś specjalnie skomplikowanym. Ale cały dzień musiał spędzać w towarzystwie tych, którzy nie byli mu w żaden sposób mili. A mówiąc prościej: nie przepadał za kolegami w klasie. Małe borsuki były wyjątkowo złośliwe. I najchętniej ciągle by żartowały. Dzieci pani Myszy nie były zbyt zdolne i ziewały przez całe lekcje. A małe tchórzofretki były nudne i w kółko wymyślały te same zabawy.
Rano śnieg błyszczał i skrzypiał wesoło. Krecik wędrował przed siebie ostrożnie, żeby nie utknąć w jakiejś zaspie. Nóżki miał krótkie i mogło się tak zdarzyć.
Przed szkołą już czekał na niego jeden z braci borsuków.
– Jesteś wreszcie! – zawołał – mam nadzieję, że pójdziesz z nami po lekcjach pozjeżdżać z górki. Idziemy wszyscy.
– Chyba nie będę mógł- stęknął krecik – kiedy odrobię lekcje?
– Odrobisz później. Szybko ci to idzie – borsuk kopał nogą śniegową zamarzniętą bryłę – zresztą… przecież raz możesz nie odrobić.
Krecik wzruszył tylko ramionami. Nie lubił wygłupów kolegów i ich pomysłów. Zjeżdżać z górki jest przyjemnie, ale oni mogliby robić to bez końca. A on wolałby poczytać książkę pod ciepłym kocem. Czy coś w tym złego?
– Przyszli twoi koledzy – mama stała w progu jego pokoju i uśmiechała się do niego – chcą żebyś poszedł z nimi pobawić się na śniegu.
– Wieeem…- krecik podniósł powoli głowę znad zeszytu – nie bardzo mam ochotę. Czy możesz powiedzieć im, że źle się czuję i wolałabyś żebym został w domu?
– Dobrze – mama spojrzała badawczo – czy wszystko w porządku?
– Mamo – krecik zniecierpliwił się – czy każdy musi lubić zjeżdżanie z górki?
Koledzy lubili krecika. Zawsze pomagał im w lekcjach. Chętnie pożyczał kredki i gumkę do mazania. Był mądry i potrafił wytłumaczyć im wiele rzeczy. Lubili spędzać z nim czas i nie zauważyli, że on za tym nie przepada. Może tylko to, że czasami był poważny kiedy oni turlali się ze śmiechu. Ale kto w takiej chwili zwraca uwagę na miny innych.
Podczas lekcji krecik słuchał zawsze uważnie. Nie odpowiadał na zaczepki kolegów, którzy w tym czasie kręcili się na swoich miejscach i z nudów robili papierowe samolociki. A potem rzucali je do siebie nawzajem kiedy pani Wiewiórka zagłębiała nos w książce. Krecik wsłuchiwał się w jej słowa i w głowie układał sobie skomplikowane wzory. Albo wyobrażał sobie dalekie miejsca o jakich opowiadała. Wszystko to wydawało mu się bliskie i przyjazne. I wcale nie nudne.
– Hej – ktoś trącił go łapką – łap!
Papierowy samolocik zatrzymał się na głowie krecika. Wszyscy śmiali się bo wyglądał śmiesznie. I chociaż nie było to bardzo złośliwe krecik poczuł się strasznie głupio.
Pani Wiewiórka podniosła głowę znad książki. Zrobiło się cicho, ale niektórzy jeszcze nie mogli opanować rozbawienia.
Tak to jest z bardzo młodymi istotami. Jeszcze nie do końca przekroczyły granicę pomiędzy czasem kiedy były bardzo małymi dziećmi, a tym, kiedy w niektórych sytuacjach trzeba zachować się dojrzale. Dlatego chcą się śmiać i bawić, jakby wciąż siedziały na dywanie pośród zabawek. I chociaż powinny już zachowywać się poważniej, to przecież nie można mieć im tego tak całkiem za złe. Bo natura tak to urządziła, że młodość wiąże się ze śmiechem i beztroską. Z jednej strony więc – mogliby zachowywać się należycie. A z drugiej – przecież nigdy już nie będą tak beztroscy, jak w latach szkolnych.
– Nie pójdę jutro do szkoły – powiedział krecik patrząc w talerz parującej zupy.
– Dlaczego?- zapytała mama – źle się czujesz?
– Nie najlepiej – odpowiedział krecik nie podnosząc oczu.
Śnieg przykrył wszystko miękką pierzynką. Lśnił i rozjaśniał wszystko dookoła. Rozjaśniał nawet chmurne oblicza niektórych ponuraków. Dzieci kochają śnieg. Czasami nawet bardziej niż zieleń i słońce. Bo śnieg jest zupełnie jak magia. Zaczarowany. Piękny i nieuchwytny. Biały, ale tak naprawdę przeźroczysty. I znika tak nagle, jak się pojawia.
– Koledzy w klasie trochę cię denerwują? – mama przysiadła obok na tapczaniku.
– Trochę – odpowiedział niechętnie krecik.
– Wszyscy różnią się od siebie. Jedni wolą książki, a drudzy zabawy na śniegu.
– Ja też lubię zabawy na śniegu! – wybuchnął krecik – ale przecież nie można tego robić cały czas! Są jeszcze inne rzeczy. A poza tym… oni nic nie traktują poważnie. Śmieją się ze wszystkich i wszystkiego.
– Śmiech nie jest niczym złym. Niektórzy twierdzą, że śmiech to zdrowie – uśmiechnęła się mama.
– Nic nie rozumiesz – obruszył się krecik – wolałbym już nigdy nie iść do tej szkoły.
– To prawda, że nie wszystko rozumiem – powiedziała mama – ale wiem, że dobrze jest czasami przyjrzeć się sprawom nie tylko z jednej strony …
– Dzień dobry – w progu stały małe borsuki i tchórzofretka – czy krecik jest w domu?
– Jest – odpowiedziała spokojnie mama krecika – ale jest trochę chory. Nie pójdzie z wami pobawić się na śniegu.
– My nie dlatego…- zająknął się jeden z małych borsuków- przynieśliśmy mu lekcje.
– Mamy też cukierki – uzupełniła tchórzofretka – od całej klasy. Z przeprosinami… – spuściła głowę i wpatrywała się w dywanik, który leżał sobie spokojnie w małym korytarzyku norki państwa kretów. Miał w sobie chyba wszystkie kolory tęczy!
– W takim razie zapraszam – powiedziała mama krecika.
Mądrość to nie tylko znajomość faktów i wzorów. Mądrość to też umiejętność patrzenia na pewne rzeczy trochę jakby z boku. Bez zbędnych emocji. I nie tylko z jednej strony.
Mały krecik był jeszcze za mały, żeby taką mądrość posiadać. Ale być może właśnie stanął na początku tej drogi. I będzie nią już podążał. Bo właśnie przekonał się, że nie wszystko jest takie, jakie się nam wydaje. I że do wielu spraw potrzeba dystansu. Bo wtedy wyglądają trochę inaczej.
– Czy jutro pójdziesz do szkoły? – zapytała mama wieczorem.
– Tak. Czuję się już lepiej- odparł krecik.
– Masz miłych kolegów – powiedziała mama, a krecik przytaknął i uśmiechnął się do niej.
– Nie są tacy źli – powiedział – tylko trochę inni niż ja. Ale kiedy spojrzeć na nich z innej strony…
Mama uśmiechnęła się.
A kiedy wychodziła z pokoju powiedział jeszcze:
– Jutro po lekcjach pobawię się z nimi trochę, pozjeżdżamy z górki.
– Dobrze – odpowiedziała mama i poszła do swoich spraw. Mama zawsze ma ich dużo chociaż niektóre wcale nie różnią się od spraw małego krecika.
Ale mama potrafi zawsze spojrzeć na nie nie tylko z jednej strony. I może dlatego tak często się uśmiecha.