Monthly Archives: October 2018

Królowa

Bajka dla Magdaleny 🙂 

Pewnego razu była sobie
zła Królowa
Zła i w dodatku
bardzo sroga!

Łatwo ją było zdenerwować
Byle okruszek psuł jej humor
Strasznie się wtedy złościła
I wielki robiła rumor

I choć budowy nie była dużej
Zarówno w tuszy
Jak i w posturze
To kiedy w swoją złość wpadała
Robiła wrażenie duże

Mysz się chowała do najdalszej dziury
Kot głowę w łapkach chował
Tak przerażała w tej swojej złości
Zła i okrutna królowa

Każdy się bał, że w takiej chwili
I na to jest gotowa
Żeby za karę poleciała
Niejedna pusta głowa

Bo pustych głów to ona wręcz
Chronicznie nie znosiła
I z chęcią by czasem niektórych
o pustą głowę skróciła

Już wieść rozeszła się plotką
O jej humorach
Szeptano więc i mówiono o niej
po okolicznych dworach

Znalazło się nawet paru
co przypodobać
jej się próbowało

Lecz łakocie, kwiatki
czy miłe słówka
To wszystko było jej mało

Za to w złość szybko wpadała
I niewiele trzeba było
By kilku śmiałków o mało
życia nie straciło!

Królowa kubek swój ulubiony miała
A był to kubek zaczarowany
I kiedy piło się z niego herbatę
To jakby się piło szampana

A kawa pita z kubka tego
To rzecz nie od parady
Smak miała najprawdziwszej
Słodkiej czekolady!

Nic więc dziwnego, że tak bardzo
Była do niego przywiązana
I że o mało nie zemdlała
Pewnego dnia – z samego rana

Kiedy to wszystko przeszukawszy
Przejrzawszy wszystkie szuflady
Doszła do wniosku
Że kubek jej zaczarowany
Zniknął bez śladu

Głowy ścinać chciała!
Księżyc wezwała do pomocy
Bo może widział z góry złodzieja
Kiedy się szwendał po niebie w nocy!

Gwiazdy wzywała na ratunek
I wszelkie moce ciemności
Nie zamierzała nikomu
Okazać dzisiaj litości !

Nie za tę grabież!
Która jej serce
Jeszcze zimniejszym skuła lodem

I teraz nikt już nie zobaczy
Tego co jest tam
Pod spodem…

Tego, że ona wcale
nie była złą królową
I muchy by nie skrzywdziła

Tylko nad wszystko
co jest na świecie
Ład i porządek lubiła

A mina jej sroga
gdy się jej przyjrzeć
mówiła przecież wszystko

Że zła Królowa
drobnej budowy
Była Perfekcjonistką

Nie złą królową
która się czepia
I która zabija spojrzeniem

Lecz kimś
Kto widzieć wszystko na swoim miejscu
Uczynił swoim pragnieniem

Kimś kto na prawość i porządek
Chętnie wprowadziłby modę

I tylko czasami za brak myślenia
Skróciłby kogoś o głowę!

🙂

 

Chochliki

Pewnego razu był sobie Chochlik. Średniej urody. O ile w ogóle o urodzie może tu być mowa. Średniego wzrostu. I w ogóle średni taki. Żył wśród wielu innych chochlików. Z których każdy odpowiedzialny był za zupełnie inną dziedzinę. Na przykład:

– Chochlik Radości – odpowiedzialny za to, żeby w różnych miejscach na ziemi nigdy jej nie zabrakło. A zwłaszcza tam, gdzie są dzieci.
– Chochlik Miłości – odpowiedzialny za to, żeby ludzie się kochali. Żeby kochali swoje dzieci, swoich przyjaciół, swoje życie i świat, który ich otacza.
– Chochlik Porządku – bardzo porządny gość! Blisko związany ze swoim bratem bliźniakiem Chochlikiem Czystości. Obaj nie cierpieli brudu i rozgardiaszu. Gdyby mogli zaprowadziliby porządek wszędzie. I usunęli wszelki brud, kurz i inne tego typu nieznośne rzeczy. Ale niestety nie byli w Chochlikowie sami.
– Chochlik Zabawy – w głowie miał głównie psoty. Ale też całkiem przyjemne zabawy i zajęcia. W których chętnie brał udział Chochlik Radości.
Wiele jeszcze było Chochlików. Każdy innej specjalności. Choć niektóre podobnej. Ale każdy ręce zawsze miał pełne roboty. Bo to do nich należało takie zorganizowanie dnia wszystkim i wszędzie, żeby wszystkiego było w nim chociaż po troszkę. Choćby szczyptę – dla odpowiedniego smaku.
Chochlik średniej urody przemykał pomiędzy kolegami i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Nie bardzo pasował do tego towarzystwa. Bo choć był niby jednym z nich to jednak był zupełnie inny. Inny niż chciałby być…

Pewnego razu Chochliki postanowiły zorganizować przyjęcie. Żeby się spotkać. Pogadać. Spędzić czas razem. W Chochlikowie od czasu do czasu odbywały się mniejsze lub większe przyjęcia. Jak to w życiu. I właśnie przyszedł czas na kolejne. Naprawdę duże. Na którym mogłyby się pobawić wszystkie Chochliki z Chochlikowa. Lub – prawie wszystkie.

Wszyscy zabrali się do przygotowań. A pracy było sporo. Wiecie na pewno jak to jest. Sami chcielibyście na pewno żeby było idealnie na przyjęciu, które organizujecie. Ale wymaga to dużo zaangażowania. I czasami ciężko jest zapanować nad wszystkim.
Chochlik Radości podszedł do pracy jak zwykle z zapałem i uśmiechem na twarzy. W końcu przyjęcie to wesołe wydarzenie. A jeśli coś nie wyjdzie – no to trudno.
Chochlik Porządku z Chochlikiem Czystości uwijali się jak w ukropie. To był ich żywioł! Wszystko zorganizować, zaplanować, poustawiać w odpowiednich miejscach. Pięknie przygotować salę, stoły i nakrycia.
Chochlik Zabawy nie mógł się doczekać zabawy. Uwielbiał przyjęcia. Miał pomysł na kilka konkursów. I na oprawę muzyczną. Zawsze zresztą miał głowę pełną pomysłów.
Mnóstwo Chochlików zaangażowało się w przygotowania. I wszystko szło dobrze. Aż do momentu, kiedy pojawił się Chochlik średniego wzrostu…
– O nie – mruknął Chochlik Porządku – tylko nie to. Żeby nam znowu wszystkiego nie popsuł.
Chochlik Zabawy spojrzał zdumiony:
–  Kto go tu zaprosił???
– Jest jednym z nas – odparł Chochlik Miłości – ma prawo tu być. Trzeba go tylko czymś koniecznie zająć!
– Wiesz dobrze jak to się skończy… – mruknął Chochlik Czystości – jak zawsze.
Chochlik średniej urody, o ile w ogóle o urodzie może tu być mowa, rozglądał się dookoła. Bardzo chciałby wziąć udział w przyjęciu. Chciałby też pomóc w przygotowaniach. Tylko – czy zdoła?

– Chodź tu do mnie – zawołał Chochlik Miłości – przygotowuję kanapki. Pomożesz??
– Jesteś pewien? – zapytał Chochlik – przecież mnie znasz, wiesz jakim jestem Chochlikiem.
– Wiem, wiem, ale dzisiaj chyba wszyscy chcemy dobrze się bawić? – uśmiechał się Chochlik Miłości.
Przygotowanie kanapek to żmudne zajęcie. Szynka i ser nie chcą się równo układać, pomidor nie chce się dać przekroić. Chleb rozsypuje się w okruszki. Chochlik średniej urody zrobił się zielony na twarzy i już już miał wybuchnąć! Ale w tym momencie podszedł do niego Chochlik Porządku i chwycił pod ramię.
– Widzę, że kucharzenie to nie twoja bajka – mrugnął do niego – może więc pomożesz mi przy ustawianiu krzeseł? Już naprawdę niewiele zostało. To będzie wspaniałe przyjęcie! Nie możemy się już doczekać.
Chochliki zabrały się za ustawianie krzeseł przy długich stołach. To bardzo łatwe. Nie wymaga specjalnych umiejętności. I żadnej specjalnej zręczności czy cierpliwości. Ale… to trochę nudne zajęcie. Chochlik średniego wzrostu westchnął pod nosem. A potem już całkiem głośno.
– Nuda – burknął – po co w ogóle to przyjęcie…?
– Hej! – nie wiadomo skąd tuż obok znalazł się nagle Chochlik Zabawy – potrzebuję pomocy. Nie jestem pewien, który utwór będzie odpowiedni na rozpoczęcie przyjęcia. Mógłbyś posłuchać ze mną?
Chochlik średniej urody odstawił krzesło. Dał się poprowadzić do stolika, na którym leżały całe sterty płyt. Chochlik Zabawy powinien nazywać się Chochlikiem dobrej zabawy. Zawsze dbał o każdy szczegół i zabawa z nim zawsze była udana. No chyba, że ktoś akurat nie miał ochoty na zabawę…

Wszędzie dookoła wszyscy uwijali się. Stoły i krzesła przygotowano. Rozwieszono kolorowe baloniki i girlandy z kolorowego papieru. Kanapki pachniały świeżym ogórkiem i słonecznymi pomidorami. Wszyscy byli podekscytowani.
Poza jednym Chochlikiem. Średniego wzrostu. I średniej urody. O ile w ogóle o urodzie może tu być mowa. Który nagle stanął na środku sali, w pozycji bojowej i z miną wrogą. I krzyknął tak głośno jak tylko potrafił:
– Głupie przyjęcie! Nie cierpię takich przyjęć! I was też nie z tymi waszymi zadowolonymi minami! Nie umiem robić kanapek. Nie lubię ustawiać krzeseł. Nie podoba mi się ta muzyka!!!
Po tej przemowie chwycił pierwsze z brzegu krzesło i cisnął nim z całej siły o podłogę.
Wszystkie Chochliki patrzyły na niego strapione. Bo chociaż każdy mógł się tego spodziewać to jednak przecież – był jednym z nich. Chociaż nie lubili go w duchu i chętnie by go usunęli ze swojego grona.
– Tak to jest kiedy wpuszcza się na przyjęcie… Chochlika Złości – mruknął Chochlik Zabawy – nie rozumiem jak to możliwe, że jest jednym z nas?
– Ciii… – uciszał go Chochlik Miłości – mieliśmy nie wymieniać jego imienia. Żeby nie wywoływać wilka z lasu, jak mówią.
– Kto tak mówi?! – zapytał nieco już poirytowany Chochlik Zabawy – w życiu nie słyszałem, żeby ktoś tak mówił!
I Chochlik Zabawy ze złości kopnął stolik, na którym leżały sterty płyt.
– Pewnie – zezłościł się teraz z kolei Chochlik Porządku – wszystko teraz porozrzucajmy! Możemy też połamać krzesła i stoliki! Przecież i tak chyba już nikt nie ma ochoty na zabawę!
– Ja mam – odparł Chochlik Zabawy – ale nie w takim towarzystwie!
– A niby nie w jakim?! – zainteresował się Chochlik Czystości i ze srogą miną podszedł do Chochlika Zabawy – kto konkretnie ci się nie podoba?
No i się zaczęło. Wszyscy już byli źli. Wszyscy zaczęli się kłócić. I szczerze powiedziawszy przyjęcie w Chochlikowie wisiało na włosku.
Tak to już się działo kiedy w pobliżu zjawiał się Chochlik Złości – średniego wzrostu i średniej urody. Jeśli w ogóle o urodzie może tu być mowa.
Chochlik Złości oddalił się tymczasem. Bo nie bardzo wiedział co teraz miałby ze sobą zrobić. A pozostałe Chochliki wkrótce doszły do porozumienia. Chochlik Miłości i Radości wystąpiły w roli mediatorów. A Chochlik Porządku zarządził ciąg dalszy przygotowań do wspaniałego przyjęcia.

Wieczorem Chochliki zasiadły do długich stołów. Kanapki pachniały świeżym ogórkiem i słonecznymi pomidorami. Skoczna muzyka dobrze wpływała na nastroje. Przyjęcie zapowiadało się cudownie! Chochliki potrafią przygotowywać naprawdę fajne przyjęcia. I frekwencja była bardzo dobra. Przyszły niemal wszystkie Chochliki z Chochlikowa. Nawet te od spraw najmniejszych, jak Chochlik Pogody. Albo Chochlik Błędów Ortografiicznych. A nawet Chochlik Zagubionych Skarpetek. No naprawdę wszyscy!
Nie było tylko jednego Chochlika. Chochlika Złości.

– Drogie Chochliki – przemówił Chochlik Miłości – nie możemy nikogo wykluczyć z naszego grona. Nawet jednego Chochlika. Skoro żyjemy tu razem, widocznie tak musi być. Jestem za tym, żeby zaprosić Chochlika Złości na przyjęcie.
Szmer szeptów przebiegł po sali. Niektórzy mieli miny niezbyt zadowolone. Inni zdziwione. Chochliki były zgodne i rozsądne. Ale kwestia Chochlika Złości zawsze budziła emocje.
– Czy nie popsuje nam zabawy? – zapytał Chochlik Zabawy.
– I czy nie zacznie rzucać czymś w innych? – zaniepokoił się Chochlik Porządku.
Inne Chochliki kiwały głowami na znak, że też je to niepokoi.
– Myślę, że powinniśmy spróbować – mówił Chochlik Miłości – spróbować się z nim zaprzyjaźnić. Dotąd nie próbowaliśmy tego zrobić. Każdy odsuwał się od niego i unikał jak mógł. A potem kiedy zjawiał się nagle, nikt nie chciał i nie potrafił z nim porozmawiać. A przecież w gruncie rzeczy to taki sam Chochlik jak my. Zapewne. Skoro żyje tu z nami i jest Chochlikiem. Zresztą przekonamy się tylko wtedy jeśli go zaprosimy…

I Chochlik Złości został zaproszony na przyjęcie. Usiadł pomiędzy Chochlikiem Miłości i Chochlikiem Radości. Zaproszenie sprawiło mu ogromną radość i obiecał, że nie będzie psuł zabawy. A bliska obecność Chochlika Miłości dodawała mu otuchy bo czuł, że ten Chochlik naprawdę go wspiera.

A Wy? Czy znacie Chochliki z Chochlikowa? Te miłe i te trochę mniej? Te, które sprawiają, że dni są jasne i przyjemne? I te, które psocą ciągle i wystawiają na próbę naszą cierpliwość? Czy poznajecie Chochlika Złości? Który potrafi popsuć najfajniejszy dzień, najfajniejszą zabawę a nawet… miłość? Bywa wyjątkowo natrętny. I nie wiadomo jak z nim walczyć.

Złości nie da się wyeliminować z naszego życia. Jest częścią nas. Ale można się z nią spróbować zaprzyjaźnić. I nauczyć ją, żeby znikała jak najszybciej. I pojawiała się nie za często. I wtedy nie będzie taka niszczycielska. A jeśli w pobliżu jest Miłość i Radość, to jest szansa na to, że złość nie popsuje wszystkiego. I że w naszym Chochlikowie wszystko będzie szło zawsze zgodnie z planem i bez zbędnych nerwów.
Lub prawie wszystko – jak to w życiu ;).
Jak sądzicie?

Wyspa

Pewnego razu była sobie wyspa
Na samym środku Oceanu Liściastego
Piaszczysta i pełna dziwnych stworów
Od najmniej strasznego do najstraszniejszego

Pewnego dnia okręcik z papieru
Piękny, czerwony i całkiem nowy
Wypłynął śmiało, pełen zapału
Na oceanu niespokojne wody

Lekko kołysząc się na dwie strony
Z sercem bijącym tuż obok steru
Płynie przed siebie okręcik czerwony
Z kawałka zdobnego zrobiony papieru

A gdy się zmęczył to zawrócił
W stronę przystani z której wypłynął
I płynął teraz długo przed siebie
Tak długo aż dzień długi minął

Na niebie gwiazdy zawisły beztrosko
Zerkają z góry na okręcik mały
A on na nie zerka i się zachwyca
Jaki świat wielki i wspaniały

I tylko bratniej duszy brakuje
Kogoś bliskiego i przyjaznego
Żeby okręcik miał dokąd wracać
Do przyjaciela – choćby jednego!

Wieczór rozpostarł szerokie zasłony
Szare i ciężkie na nieba tle jasnym
Okręcik dotarł do swej przystani
Tam przycumował i zaraz zasnął

A kiedy rano otworzył oczy
To aż zakrzyknął przerażony
Bo straszne stwory szły powoli
Prosto na niego z każdej strony

Bo mały, dzielny okręcik z papieru
Cały czerwony jak liść jesienią
Pomylił wyspę na oceanie
Z brzegiem i cichą, spokojną przystanią

Ocean Liściasty wzburzone ma wody
Z liści, patyków, z deszczu i burzy,
okręcik czerwony jest taki młody
I na dodatek bardzo nie duży

Nie chciałby zginąć i dać się pożreć
Przez straszne stwory co tu się zbliżają
Lecz… może nie są takie straszne?
I może papieru nie jadają?

Na wyspie okropne stwory mieszkają
Dziwne i straszne, trochę jak duchy
Lecz jeden całkiem jeszcze jest mały
I nigdy nie skrzywdziłby nawet muchy

I jak to maluch nudzi się trochę
Pośród tych stworów większych od niego
Chciałby się bawić a nie strach wzbudzać
I mieć przyjaciela – choćby jednego!

Może być mały okręcik z papieru
Co drogę pomylił i przystań zgubił
Byleby tylko z małym stworkiem
Chociaż troszeczkę się polubił

Bo chociaż dziwnym był on stworkiem
I mieszkał na wyspie z innymi stworami
To przecież tak jak ten okręcik
Lubił ocean i niebo z gwiazdami

Na wyspie stworów, wśród piasku i liści
Mieszka okręcik z papieru czerwony
A mały stworek co muchy nie skrzywdzi
Nie czuje się już osamotniony

Jak to możliwe, że choć tak różni
Zupełnie inni, z tworzywa innego
A jeden tak przepada za drugim
A drugi nie może żyć bez pierwszego?

Na przekór burzom i żółtym liściom
Z dala od nudnej spokojnej przystani
Tak bardzo inni, różni od siebie
Za to już nigdy nie będą sami

Liściasty ocean spokojne ma wody
Z liści, patyków, deszczu i słońca
Na wyspie pełnej dziwnych stworów
Przyjaźń prawdziwa trwa bez końca
🙂