Monthly Archives: May 2019

Mały chłopiec

Pewnego dnia, o tej co zwykle godzinie, przyszedł Mrok. I wszystko pożarł. Nie zostawił nawet okruszka! Pochłonął wszystko i w dodatku zajęło mu to tylko kilka minut. Niektórzy twierdzili, że kilkanaście ale na pewno nie.
Wszystko, co było, zniknęło w jego wielkim brzuchu. Wysokie, soczyste i smakowite drzewa. Niskie krzewy, o lekko cierpkim smaku. Trawa i kwiaty, pachnące jak najlepszy deser. Ale także domy – pozbawione smaku i zapachu, ale dobrze wypełniające wiecznie głodny brzuch. I samochody – ciężko strawne ale łatwe do połknięcia. I ludzie, którzy byli w tych domach i tych samochodach… No i w ogóle wszystko, co tylko było w okolicy! A nawet – Księżyc!!! Wszystko zniknęło. W wielkim brzuchu Mroku.
Mrok z napełnionym brzuchem rozsiadł się teraz wygodnie. Zajął całą powierzchnię, którą opróżnił ze wszystkiego. Po dobrym jedzeniu dobry jest sen. I Mrok właśnie o tym teraz marzył.
Świat, na którym nie ma niczego, tylko sam Mrok, nie wydaje się być przyjazny. Ale kto coś mógł na to poradzić? Skoro nie było już nikogo…

Mrok syty i zadowolony z siebie, zasnął. Wkrótce jego chrapanie rozległo się po okolicy. Nikt jednak nie mógł go słyszeć i nikt nie musiał go znosić. Bo przecież Mrok był tu sam.
A jednak. Jednak nie do końca. Jego chrapanie obudziło małego chłopca, który mieszkał w jednym z domów, które pożarł Mrok. Chłopiec otworzył oczy ale dookoła było tak ciemno, że nie mógł w ogóle rozróżnić kształtów w pokoju. Co ja zresztą mówię! W ogóle nie mógł zobaczyć absolutnie nic. Tak jakby ktoś zasłonił mu oczy ciemną chustką. Chłopiec ostrożnie wstał ze swojego łóżka i powoli, wyciągając przed siebie ręce i dotykając sprzętów w pokoju, dotarł do okna.  Dotknął zasłonki i przesunął ją w bok. Jednak za oknem było tak samo ciemno jak w pokoju. Nie było widać kompletnie nic. Ani wysokich drzew, ani niskich krzewów, ani domów i samochodów. Ani Księżyca! W brzuchu Mroku było bardzo ciemno i bardzo cicho. Tylko co jakiś czas ciszę przerywało chrapanie, jednak tak dalekie, jak ledwo słyszalny dźwięk dobiegający z dalekiego i rozległego kosmosu.
Mały chłopiec domyślił się wszystkiego bardzo szybko. Bo mali chłopcy są bardzo mądrzy i są bardzo dobrymi obserwatorami. Są też ciekawscy, co wcale nie jest cechą negatywną. To dzięki temu łatwo domyślają się wielu rzeczy. I niełatwo ich oszukać.
– Mamo, tato… – zawołał cicho mały chłopiec – wszystko zniknęło! I my też! Wydaje mi się… jestem właściwie pewien, że jesteśmy w brzuchu Mroku!
W mieszkaniu panowała kompletna cisza, rodzice spali bardzo mocno. Może to dlatego, że w ciągu dnia mieli zawsze tyle zajęć. Wołanie małego chłopca nie było w stanie ich obudzić. A mały chłopiec nie chciał wcale przerywać ich spokojnego snu. Tylko po prostu w pierwszej chwili wystraszył się trochę i nie wiedział, co robić.
Teraz jednak wpadł na pomysł. Ryzykowny ale mógł się udać. Zebrał w sobie całą odwagę, na jaką mógł się zdobyć. Powoli poruszając się przed siebie dotarł do drzwi wyjściowych. I bardzo niepewnie ale z miną bardzo zdecydowaną – czego niestety nikt nie mógłby dostrzec w tak wielkiej ciemności – zszedł po schodach na dwór. A potem, kiedy już poczuł pod stopami trawę, którą Mrok pożarł, i była teraz w jego brzuchu – tak, jak wszystkie inne rzeczy pożarte przez niego – zaczął najpierw powoli a potem coraz szybciej i pewniej skakać. Najpierw na jednej, potem na drugiej nodze. A potem na obu. Trochę skakał a trochę tańczył, wystukując bosymi stopami różne rytmy w brzuchu żarłocznego Mroku. Śpiewał sobie przy tym pod nosem, cichutko, dla dodania sobie odwagi. Nie chciał nikogo obudzić. Nikogo poza Mrokiem.

Mrok spał smacznie i chrapał beztrosko. Wspominał we śnie smakowitą kolację, na którą składało się wszystko co było dookoła. Prawdziwa uczta! Wcale nie wyrzucał sobie swojej zachłanności i obżarstwa. Tak już niektórzy mają.
Nagle jednak poczuł w brzuchu łaskotanie. Najpierw nawet przyjemne ale po chwili…
Mrok zerwał się na równe nogi, zgiął się wpół i chwycił się rękami za brzuch. Łaskotanie jest trochę przyjemne ale kiedy czuje się je w brzuchu to oznacza tylko jedno. Że kolacja nie chce w nim być! Że nie godzi się z tym, że została pożarta. I nie godzi się na strawienie jej i odesłanie w niebyt!
Mrok zakołysał się na nogach a potem… cóż, zmuszony był oddać światu to wszystko, co mu zabrał. Wysokie, soczyste i smakowite drzewa. Niskie krzewy, o lekko cierpkim smaku. Trawę i kwiaty, pachnące jak najlepszy deser. Ale także domy – pozbawione smaku i zapachu. I samochody – ciężko strawne ale łatwe do połknięcia. I oczywiście Księżyc. I w ogóle wszystko, co tylko było w okolicy.
Mrok z obolałym brzuchem skulił się i skurczył. Siedział teraz w jakimś kącie i cierpiał w milczeniu.

Mały chłopiec szczęśliwy zaklaskał w dłonie. Mógł już teraz spowrotem pobiec do łóżka i złapać jeszcze kilka minut snu. O ile zechce mu się spać po takiej przygodzie.
Podśpiewując pod nosem wbiegł po schodach i do mieszkania. A potem, z tej radości w przedpokoju odtańczył jeszcze raz swój taniec.
Nagle stanął przed nim bardzo zaspany tata i popatrzył na niego półprzytomnym wzrokiem.
– Dlaczego hałasujesz od rana? – zapytał z lekkim wyrzutem – jest jeszcze bardzo wcześnie, chcemy trochę pospać z mamą.
– Ale tato… – zaczął mały chłopiec – musiałem! On pożarł wszystko!
– Ciii…. – tata uciszył go – idź do łóżka i nie hałasuj.
Mały chłopiec już nie miał możliwości wytłumaczenia wszystkiego, bo tata zniknął za drzwiami sypialni. A po chwili w mieszkaniu dało się słyszeć jego chrapanie.
Za oknem słońce, któremu Mrok nigdy nie wchodził w paradę, wstawało powoli i wszystko robiło się jasne i przyjazne.

Ech… ci dorośli. Nic nigdy nie rozumieją. Przecież gdyby nie mały chłopiec dzień nigdy by nie nadszedł. Wszędzie byłoby ciemno i nic nie byłoby widać. I nigdy już nie byłoby wspólnych poranków. W ogóle nic by nie było.
Ale tym razem poranek został uratowany. I świat wokół. I to jest najważniejsze. A jeśli Mrok wróci wieczorem i znowu będzie tak żarłoczny, wtedy rodzice mogą spać sobie spokojnie. Bo jest przecież mały chłopiec, który ich uratuje przed Mrokiem. Na niego zawsze mogą liczyć. Chociaż wcale o tym nie wiedzą.

Lubię

Lubię,
kiedy po deszczu
Dzień wstaje rano
W przejrzystej szarości
Z której powoli
Jedna po drugiej
Wydostają się barwy
Jeszcze rozwodnione
Jakby ktoś farbki wymieszał
Ze zbyt dużą ilością wody
Ale kiedy je zamieszam energicznie pędzelkiem
Ożyją
Powietrze jest rześkie
Ale ptaki wyśpiewują swoje ciepłe trele
I rozgrzewają poranek
Jest Wiosna

Lubię,
kiedy po deszczu
Tysiąc zapachów
W małych kropelkach
Unosi się w powietrzu
Owady dawno już wstały i otrząsają skrzydełka
Lekkie i przeźroczyste
Kolory są intensywne
Trójwymiarowe
Słońce przeciera oczy i rozciąga leniwie
Ramiona
Powoli z mokrej ziemi wstaje gorące powietrze
W powietrzu wisi energia nowego dnia
Nawet jeśli miałby to być
leniwy dzień…
Jest Lato

Lubię,
kiedy po deszczu
Świat otwiera oczy
Czyste i błyszczące
A potem mruga z lekkim uśmiechem
Otwiera ramiona
Zielone
Barwne
Jakby chciał nas przytulić
Do bijącego serca
Ziemi
Jak Rodzic, który bezwzględnie
Kocha swoje dziecko
Nawet nieznośne
Cierpliwie znosi
Naszą niedojrzałość
I brak zrozumienia
Dla przyrody
Która jest potęgą
🙂