Pewnego razu był sobie mały ludzik. Miał chude nóżki i chude rączki. Okrągły brzuszek i takąż samą buzię. Cały był brązowy i błyszczący. A na nóżkach miał chodaki – w sam raz do chodzenia. Chociaż może ciut za duże.
Nikt nie może wybrać sobie wyglądu. Tak już jest. Jeden rodzi się z niebieskimi oczami, drugi – z zielonymi. Jeden ma bujne brązowe loki, drugi proste i lśniące włosy w kolorze hebanu. Jeden jest chudy jak patyk, a drugi okrągły jak kajzerka. A jeszcze inny wygląda dokładnie tak, jak nasz mały ludzik…
– Ale nie o to przecież chooodziii! Nie narzekam na wygląd. Nie jest najgorszy. Tylko na to, że… ja nie jestem prawdziwy!!! Moja głowa i brzuszek. I te chude nogi… To wszystko jest wymyślone!!! Przecież nikt prawdziwy tak nie wygląda! Bez sensu!
No… właśnie. Mógł mieć takie wrażenie. Nie wspomnieliśmy bowiem o najważniejszym. Mały ludzik, o którym mowa, był ludzikiem zrobionym z kasztanów! A nie takim prawdziwym. Ups… Chyba nie usłyszał?…
Ale, ale! Czyż kasztany nie są prawdziwe?
Pewnego razu mały ludzik z kasztanów stał na stole i zastanawiał się właśnie, co interesującego mógłby dzisiaj zrobić. Spojrzał w dół, na swoje duże chodaki i przyszło mu na myśl, że mógłby dokądś pójść. Ale w tej samej chwili zauważył kota, kręcącego się nieopodal i zerkającego na niego z zaciekawieniem.
– Coś ty za jeden? – zapytał w końcu kot. Właściwie rzucił pytanie, jakby to była piłka.
– Jestem małym ludzikiem – odpowiedział mały ludzik – nie widzisz?
– Widzę – odparł kot – pierwszy raz widzę. Takiego małego ludzika.
Kot prychnął i odwrócił się ogonem do ludzika z kasztanów. To nie było miłe. Ludzik poczuł się urażony. Ale czy można dziwić się kotu? Taki duży i prawdziwy kot miał prawo zignorować małego ludzika z kasztanów.
Mimo to ludzikowi zrobiło się smutno. I – tak, tak – robiło mu się coraz smutniej w ciągu dnia. Obserwował ptaki za oknem, psy na podwórku, kota łażącego po domu. I wreszcie też ludzi, którzy kręcili się wokół. Wszyscy byli prawdziwi. Mieli swoje sprawy. I obok siebie podobne: ptaki, psy, koty czy ludzi. A on? Jeden mały ludzik? Cały nieprawdziwy? Samotny i bez znaczenia. Jedyny w swoim rodzaju. A właściwie – jedyny taki.
Wyglądu nikt nie może sobie wybrać. Ani gatunku czy rodzaju. Ale jeśli gdzieś na świecie jest ktoś, kto wygląda podobnie, to już zaczyna mieć sens. Wtedy się tak nie odstaje. I nie czuje tak samotnym. I czuje się bardziej prawdziwym. Przynajmniej tyle.
Aż tyle.
– Popatrz … ten ludzik z kasztanów. Ma taką smutną minę. Dlaczego?
– Nie wiem. Może nie lubi być ludzikiem z kasztanów? A może nie lubi tych dużych chodaków, które mu zrobiłam? A może boli go brzuszek???
– A może jest mu smutno bo jest sam? Nikt chyba nie lubi być sam. Jak myślisz?
Pewnego dnia mały ludzik stał jak zwykle na stole wpatrzony tęsknie w okno. Po jego okrągłej główce myśli latały jak bardzo małe motylki, trzepocząc skrzydełkami i wywołując w niej mętlik. Nagle dobiegły go jakieś głosy i w pokoju zrobiło się zamieszanie. Oderwał wzrok od okna i wtedy go zauważył. Stał nieopodal i rozglądał się z zaciekawieniem po pokoju. A potem pomachał do niego swoją chudą rączką.
Dwa nieprawdziwe ludziki to już poważna sprawa. Ten drugi też był z kasztanów. I wyglądał niemal identycznie jak nasz mały ludzik. Okrągła głowa i brzuszek, duże chodaki. I nóżki i rączki chude jak patyczki.
– No to jest nas dwóch – uśmiechnął się mały ludzik – a to już zupełnie co innego.
I popatrzył z góry na kota, który kręcił się nieopodal a teraz podszedł bliżej.
– Teraz nagle dwóch? – mruknął kot. Ale już nie był taki opryskliwy. A nawet gdyby był, to mały ludzik wcale by się tym nie przejął. W końcu miał towarzystwo.
Dwa małe ludziki z kasztanów stały sobie na stole i miny miały zadowolone. Świat kręcił się w swoją stronę a na nim psy, koty, ptaki i ludzie. I małe ludziki z kasztanów. Całkiem prawdziwych kasztanów. I teraz wszystko zaczynało wreszcie mieć jakiś tam sens. Prawda?