Pewnego razu nad pewnym miasteczkiem zawisła wielka, czarna chmura. Była tak wielka, że zasłoniła całe niebo! A także słońce, a w nocy gwiazdy i księżyc. Była tak czarna jak najgłębsza czerń! Każdy kto na nią spojrzał był przekonany, że ani węgiel, ani smoła, ani nawet czarna dziura w Kosmosie nie są tak czarne, jak ta chmura.
Nie wiadomo skąd się wzięła i kiedy się pojawiła. Być może stało się to w nocy, kiedy wszyscy spali w swoich domach. Ale całkiem możliwe też, że pojawiła się w dzień. Kiedy wszyscy są zajęci tysiącem różnych spraw – począwszy od zwykłych, codziennych, trochę przyziemnych, jak zakupy, gotowanie czy sprzątanie aż po bardzo ważne i poważne, jak praca, prowadzenie bardzo poważnego biznesu lub wspinanie się na szczyty kariery. Ludzie tak są zwykle zajęci sprawami, które wydają im się najważniejsze na świecie – oczywiście dla nich samych, bo dla innych mogą być bardzo mało istotne – że w ogóle nie zauważają niczego ani tym bardziej nikogo wokół siebie.
Tak też mogło być w przypadku tej chmury. Pojawiła się i była i dopiero po jakimś czasie – nie wiadomo dokładnie jakim – kolejne osoby zaczęły ją zauważać. Z początku większość sądziła prawdopodobnie, że dni zrobiły się bardziej pochmurne i chłodniejsze bo jesień przyszła wcześniej niż zwykle. Albo w ogóle nie zastanawiali się skąd ten nieco inny nastrój w całym miasteczku. Właściwie nie wiadomo jak było dokładnie, bo nikt w tej sprawie nie przeprowadził badań, możemy się tylko domyślać. W każdym razie dopiero kiedy w końcu ktoś pierwszy zauważył wiszącą nad miasteczkiem czarną chmurę, to po nim dostrzegli ją inni.
Dopóki ludzie nie zauważyli czarnej chmury nad sobą, wszystko toczyło się jak zwykle. Sprawy biegły swoim torem, czas płynął do przodu jak zawsze raz szybciej, raz wolniej, w zależności od tego, dla kogo akurat płynął i w jakiej sytuacji. Jednak odkąd kolejne osoby dostrzegały czarną chmurę na niebie, stopniowo coś zaczęło się zmieniać.
Po pierwsze: kiedy się nie zna przyczyny pewnych zjawisk, wtedy pojawia się niepokój, który potrafi bardzo szybko zamienić się w strach. Po drugie: kiedy się nie wie, jak długo będzie trwała zupełnie nowa sytuacja, a zwykle ma się sprawy pod kontrolą – lub raczej, umówmy się, ma się wrażenie, że ma się je pod kontrolą – wtedy pojawia się nerwowość. No i po trzecie, kiedy nie wie się, jaki wpływ zmiana będzie miała na życie – zarówno to codzienne, ale też życie w ogóle – wtedy zaczyna pojawiać się w głowie nieproszony i niemile widziany gość: panika. Najpierw niewielka, taka chwilowa. Ale potem rozrasta się do coraz większych rozmiarów. Nic zresztą dziwnego, skoro karmi się ją codziennie plotkami, wyssanymi z palca historiami albo nawet faktami, jednak nie do końca sprawdzonymi i przedstawionymi poza kontekstem. To prawdziwe przysmaki dla pani paniki, która dzięki nim może urosnąć do takich rozmiarów, że zajmuje całą głowę. I spróbujcie ją wtedy wyprosić! Nie ma mowy! Gdzie znajdzie lepsze mieszkanie i pożywienie? Ma zginąć marnie? No jakże to tak?
Oczywiście sprawa nie była błaha i nikt tak nie twierdził. Wielka czarna chmura zasłoniła słońce i błękitne niebo, co sprawiło, że zrobiło się ciemniej i zimniej niż kiedykolwiek. Nikt tego nie lubi, nawet jeśli są tacy – a są oczywiście – którym takie rzeczy nie przeszkadzają. Jednak przecież ludzie potrafili tak doskonale urządzić się na Ziemi wykorzystując swoją wiedzę i mądrość, że dawno już wymyślono lampy i centralne ogrzewanie – prawdziwe cuda, dzięki którym żyje im się przecież tak dobrze. Nie zdają sobie jednak z tego może sprawy, bo nie pamiętają czasów ciemności i chłodu, które minęły wieki temu, ale nikt nie może zaprzeczyć, że były. Nadal też mogli pracować, jeść, pić, spotykać się, jeździć na rowerze, słuchać muzyki czy karmić ptaki w parku. Poza tym, że nad ich głowami wisiała czarna i wielka chmura, reszta nie uległa zmianie.
Jednak większość ludzi jest tak skonstruowana, że to, co na zewnątrz w tajemniczy sposób wpływa na to, co dzieje się u nich w środku i nawet nie próbują nic z tym zrobić. Ktoś stwierdzi, że to naturalne. Trochę tak. Ale człowiek to tak niezwykła istota, że jest w stanie zapanować nad swoim wnętrzem, jeśli tylko zechce. Może zmienić zupełnie bieg swoich myśli. Może zmienić nastawienie. Może zmienić całkowicie sposób myślenia. Jeśli zechce. Nie jest to łatwe, no i nie każdy chce. Ale to już osobny temat.
W miasteczku na normalne dotychczasowe życie zaczął powoli kłaść się cień czarnej chmury. Ludzie zaczęli szeptać między sobą i przekazywać sobie różne koncepcje co do obecnej sytuacji. Niektórzy, nie wiadomo skąd, mieli informacje o tym, co zdarzy się wkrótce w wyniku tego, co jest teraz. Z tego powodu część z nich zaczęła robić się coraz bardziej nerwowa a nerwy, póki są pod kontrolą, sprzyjają szukaniu rozwiązań, jednak kiedy się spod kontroli wyrwą – a bardzo to lubią i zwykle do tego dążą – wtedy wywołują często chaos i wszystko psują.
Z dnia na dzień życie w miasteczku stawało się coraz trudniejsze. Czarna chmura powoli zabarwiała na czarno serca jego mieszkańców i sprawiała, że stawały się zimne, zupełnie jakby działy się jakieś czary. Chociaż w czary nikt tutaj od dawna nie wierzył. Wszyscy – albo prawie wszyscy, no bo nigdy tak nie jest, że naprawdę wszyscy – byli realistami twardo stąpającymi po ziemi i zajmującymi się bardzo poważnymi zadaniami. Żadnych czarów nikt im w życiu nie wmówi. A teraz w dodatku zrobili się nerwowi i nieprzyjaźni. Właściwie nie wiadomo dlaczego. Nie było konkretnego powodu a już na pewno nie ułatwiało to życia nikomu. Zwłaszcza, że sytuacja – jakkolwiek by ją postrzegać i oceniać – była zupełnie nowa dla wszystkich.
Zamiast jednak wspierać się i podtrzymywać na duchu, wszyscy niemal pozamykali się w sobie i wrogo patrzyli na innych. I to niby za sprawą tej czarnej chmury.
Jednak był w miasteczku ktoś, kto zachowywał się tak, jakby nie działo się nic wielkiego lub jakby niewiele się zmieniło odkąd wielka czarna chmura zawisła nad miasteczkiem. Był to właściciel małego sklepiku. Nie był to zwykły sklepik, jakich pełno wszędzie, tylko zupełnie wyjątkowy. Możliwe nawet, że jedyny taki na całym świecie. Mianowicie był to sklepik z życzeniami. Właściciel prowadził go
od lat i wszyscy dobrze znali i sklepik i jego samego. W sklepiku można było za niewielką kwotę zamówić życzenia dla kogoś bliskiego na każdą okazję. Pod warunkiem jednak, że były to dobre życzenia. Nie można było zamówić ich dla siebie. Tak to nie działało. Chodziło o to, żeby życzyć dobrze komuś, bo sobie samemu to nie sztuka. Niektórzy w miasteczku często odwiedzali sklepik i twierdzili, że życzenia zamówione u jego właściciela zawsze się spełniają. Jednak wielu ludzi uważało go trochę za dziwaka, który zawsze ma uśmiech na twarzy mimo, że żyje tak skromnie i zajmuje tak banalnymi rzeczami.
I teraz nadal było tak samo. Właściciel sklepiku jak zawsze stał uśmiechnięty za ladą a po zamknięciu sklepu wybierał się na spacer do parku i przyglądał gołębiom. Bardzo lubił gołębie – cenił je za to, że są to ptaki, które bez względu na wszystko zawsze i wszędzie potrafią przystosować się do życia a fakt, że na początku swojego życia zajadają się ptasim mleczkiem nie czyni z nich rozpuszczonych i niesfornych królewiczów. I są w stanie potem, w życiu dorosłym, zamienić to ptasie mleczko na kamienie, które połykają z takim samym apetytem. Nie wierzycie? Poczytajcie sobie o nich. Z gołębi każdy powinien brać przykład.
Ludzie, których coraz bardziej męczyła obecna sytuacja – chociaż nie potrafili właściwie wytłumaczyć dlaczego – zaczęli przychodzić do właściciela sklepiku i prosić go o spełnienie właściwie jednego tylko życzenia i w dodatku nie wiadomo dla kogo: żeby chmura zniknęła. A właściciel sklepiku uśmiechał się miło, rozkładał ręce i odpowiadał, że takiego zamówienia nie może przyjąć, nie potrafi spełnić tego życzenia, za to chętnie spełni wiele innych – oczywiście dla wybranej przez klienta osoby. Jednak nikt nie życzył sobie ani dla siebie ani dla swoich bliskich niczego innego. Jakby wszystkie inne sprawy na świecie zniknęły i przestały być ważne. Któregoś dnia w końcu zaintrygowany tym sklepikarz zapytał jednego z kolejnych swoich klientów:
– Dlaczego nikt już nie zamawia u mnie życzeń?
– Ależ zamawiają – odparł klient – ich życzeniem jest, żeby chmura zniknęła.
– Tego życzenia nie potrafię spełnić – zafrasował się właściciel sklepiku – ale nie rozumiem, dlaczego chcą tylko tego?
– Jak to??? – zawołał zdziwiony klient – przecież ona wszystko psuje! Czy tego nie zauważyłeś???
– Zauważyłem, że coś się zmieniło – odparł właściciel sklepiku spoglądając gdzieś daleko przed siebie – ale nie sądziłem, że to z jej powodu.
Klient rozsierdził się bardzo i pomyślał, że rację mają ci, którzy uważają właściciela sklepiku za dziwaka.
– Nie zauważyłeś, że odkąd wisi nad miasteczkiem wszyscy są inni, bardziej nerwowi, mniej przyjaźni wobec siebie… To zaczęło się wtedy, kiedy się pojawiła!
– Czyli kiedy? – zapytał z prawdziwym zainteresowaniem sklepikarz – sądziłem, że nikt nie wie, jak długo jest nad miasteczkiem.
Klient zamilkł bo nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Sklepikarz miał rację. Tego nikt nie wiedział.
– A skoro nie wiadomo, kiedy czarna chmura pojawiła się nad miasteczkiem – mówił sklepikarz – to nie wiemy też, jak długo nad nim wisi. Skąd więc wiadomo, że to ona jest przeczyną zmiany zachowań ludzi? Przecież niewykluczone, żeby była tu już wcześniej, tylko nikt jej nie zauważył. A wcześniej przecież ludzie zachowywali się normalnie. I zamawiali wiele różnych dobrych życzeń dla swoich bliskich. – Sklepikarz zakończył swoją krótką przemowę i przypatrywał się w milczeniu i ze skupieniem klientowi, czekając na jakąś odpowiedź. Ale klient nic już więcej nie powiedział. Bo i co mógł na to odpowiedzieć?
Czarna chmura wisiała nad miasteczkiem a ludzie coraz bardziej się zmieniali, byli coraz bardziej nerwowi aż zaczęli wrogo nastawiać się przeciwko sobie i obwiniać się nawzajem, zupełnie nie wiadomo dlaczego, bo nikt tu nie był winien. Czarne chmury pojawiają się na niebie nie za sprawą ludzi, tylko wielu różnych czynników, na które nie mają wpływu. Mają natomiast wpływ na to, jak zareagują na taką sytuację i jak w takiej sytuacji zachowają się wobec siebie nawzajem. Tymczasem właściciel sklepiku z życzeniami nadal spacerował po parku i patrzył z podziwem na gołębie. Naprawdę je lubił. Zastanawiał się nawet czasami, czy kiedyś sam nie był jednym z nich. A ludzie patrzyli na niego i jeszcze bardziej uważali za dziwaka. Nieszkodliwego, ale jednak dziwaka.
Czy dziwakiem jest ktoś, kto zawsze, w każdej sytuacji stara się pozostać sobą? Kto nadal wierzy w swoje wartości, a nawet jeszcze bardziej, jeśli ktoś opowiada mu o jakimś zagrożeniu? Czy dziwakiem jest ten, kto uważa, że skoro nie ma wpływu na wiele rzeczy, które dzieją się wokół, to tym bardziej powinien wykorzystać to, że ma wpływ na swoje postrzeganie świata i zdarzeń? Czy dziwakiem jest ten, kto nadal, nawet wobec końca świata, którego nie może powstrzymać, bo nie jest w stanie, chce spełniać proste życzenia, które potrafią zdziałać naprawdę wiele? A może dziwakiem jest ten, który nie chce czuć wrogości, bo wrogość niszczy wszystko, a tylko życzliwość, która jak dobra wróżka potrafi zaczarować cały dzień i sprawić, że po prostu będzie dobry. Nawet jeśli nad głową wiszą same czarne chmury lub jeszcze coś gorszego.To prawdziwe dziwactwa, przyznajcie sami.
Któregoś dnia mała dziewczynka weszła do sklepiku z życzeniami. A może to był mały chłopiec? Tego już nikt nie pamięta, bo ta historia zdarzyła się dawno temu. Z całą pewnością było to jakieś dziecko.Teraz być może zastanawiacie się dlaczego to zawsze musi być mała dziewczynka lub mały chłopiec. Zawsze to dziecko w bajkach porusza jakąś niewidzialną dźwignią i zmienia troszeczkę świat. Myślę, że to dlatego, że dzieci nie są tak bardzo zajęte tymi wszystkimi ważnymi i poważnymi sprawami, dzięki którym mnożą się pieniądze, za którymi potem wszyscy gonią i o mało nóg nie po łamią, żeby je dogonić. Dzieci mają więc więcej czasu na obserwowanie świata i dzięki temu są w stanie zobaczyć więcej. I w tym przypadku też tak było.
Mała dziewczynka (lub chłopiec) stanęła przy ladzie sklepiku z życzeniami i patrzyła niepewnie na właściciela sklepiku.
– Jeśli chcesz mnie poprosić, żeby chmura zniknęła, to od razu odpowiem, że nie umiem spełnić tego życzenia – powiedział właściciel sklepiku – a w ogóle to chyba zamknę mój sklepik, nikt już tu nie przychodzi, nikt nie zamawia życzeń dla swoich bliskich. Wszyscy zgorzknieli jakby cały cukier zniknął z ich krwi. Zresztą zapewne nie jedzą też już ciastek ani w ogóle niczego, co poprawia nastrój. Poddali się całkowicie. A chyba nie ma nic gorszego, z całą pewnością nie ma! Najgorsze to się poddać i nic już nie robić.
Właściciel sklepiku skończył mówić i zamyślił się.
– Ale jeśli zamknie pan sklepik – zaczęła mała dziewczynka (lub mały chłopiec) – to będzie oznaczało, że pan też się poddał. A chyba wcale pan nie chce.
Właściciel sklepiku przyjrzał się uważniej dziecku stojącemu przed nim.
– I wcale nie przyszłam prosić, żeby czarna chmura zniknęła. Nie interesuje mnie ta cała chmura! Chciałam prosić, żeby ludzie znowu zaczęli być dla siebie mili i żeby przestali się złościć na siebie. Bo to jest nie do wytrzymania!!!
– Ale wiesz na pewno o tym, że życzenia w moim sklepiku zamawia się zawsze dla kogoś? Dla kogo chciałabyś zamówić to życzenie? – zapytał właściciel sklepiku.
Dziewczynka zmarszczyła czoło i przez bardzo krótką chwilę zastanawiała się nad czymś. W końcu odparła:
– To jest moje życzenie dla wszystkich! Dla wszystkich mieszkańców tego miasteczka. Czy mogę złożyć zamówienie na takie życzenie?
Właściciel sklepiku uśmiechnął się bardzo szeroko. Cóż za wspaniałe zamówienie! Nigdy dotąd nikt takiego u niego nie złożył.
Pochylił się nieco do przodu i tonem kogoś, kto pierwszy raz w życiu spotkał na swojej drodze osobę, która na pewno doskonale go rozumie, powiedział:
– To trudne do spełnienia. Nawet bardzo trudne. Ale jeśli mi pomożesz, może nam się uda…
Co bylo dalej? Tego nie wiem dokładnie. Ponieważ nie wiem, co takiego można zrobić, żeby ludzie zaczęli być dla siebie mili i żeby przestali się na siebie złościć. Nie wiem czy w ogóle da się tego dokonać. Ale, jak już zostało wspomniane, możliwe, że właciciel sklepiku potrafił rzeczywiście spełniać życzenia. Tylko ktoś musiał go o to poprosić. W każdym razie od tego dnia powolutku wszystko zaczęło jakby się poprawiać. Ludzie zaczęli trochę łagodnieć. Zaczęli znowu być sobie bliżsi i przestali krzywo patrzeć na siebie. Przestali zamykać się w sobie, zaczęli się wspierać i życie w miasteczku znowu toczyło się swoim rytmem. Cień czarnej chmury odpłynął z ich serc i znów były czerwone i gorące.
Myślicie zapewne, że pewnie czarna chmura zniknęła, czy to za sprawą tajemnych zaklęć właściciela sklepiku z życzenia, czy też po prostu – nagle – tak, jak się pojawiła. Otóż nie! Czarna chmura nadal wisiała nad miasteczkiem. Nadal zasłaniała słońce i gwiazdy a jej czerń przywodziła na myśl węgiel, smołę czy nawet czarną dziurę w Kosmosie! Nikt nie wiedział skąd się wzięła i dlaczego. Ani jak długo ma zamiar niepokoić mieszkańców miasteczka. Ale wiecie co? Ta chmura to tylko jedna z tysiąca rzeczy, które składają się na życie. Jest tyle innych spraw, którymi można zająć czas a nawet trzeba. Wcale nikt nie musi patrzeć bez przerwy do góry i zastanawiać się nad tą chmurą. A tym bardziej opowiadać o niej jakieś niestworzone historie, które budzą strach, niepokój i wywołują nerwowość u wszystkich. Owszem – było trochę ciemniej i chłodniej w miasteczku. Ale czy to musi psuć wszystkim nastrój? Czy to nie sami ludzie potrafią zadbać o to, żeby nastrój był dobry a atmosfera zawsze ciepła i miła? Czy jakaś tam chmura może popsuć te wszystkie wspaniałe mechanizmy, które człowiek ma w sobie, i dzięki którym potrafi uczynić świat wokół siebie pięknym i przyjaznym?
Nie warto bezczynnie czekać aż coś nam popsuje albo poprawi nastrój. Deszcz czy słońce, poniedziałek czy piątek, lody waniliowe czy zupa pomidorowa… to wszystko przecież są wspaniałe rzeczy! A to, jak na nie patrzymy zależy tylko i wyłącznie od nas.
Niejedna czarna chmura zawisła nie raz nad niejedną głową. Tak było, jest i będzie i nie ma co tupać nogą i się złościć. Lepiej pomyśleć czy chcemy, żeby miała wpływ na nasze codzienne życie i psuła nam nastrój, relacje i w końcu zdrowie, czy może lepiej tak ustawić mechanizmy w głowie i w sercu, jak miał je ustawione właściciel sklepiku z życzeniami. I zamiast się zamartwiać pójść na spacer, do parku, popatrzeć na gołębie, które potrafią sobie radzić zawsze i wszędzie. I zachwycić się nimi i trwać w tym zachwycie. Nawet – a dlaczegóż by nie – przez całe życie 😉.