Pewnego razu był sobie mały domowy skrzat. Mieszkał od lat w pewnym starym domu i nigdy nie narzekał na życie. Był dobrym skrzatem, chociaż sam siebie nigdy by tak nie określił. Naturę miał spokojną, czuł w sercu przyjaźń i życzliwość dla świata, zwierząt i ludzi nie musiał więc wkładać jakiekolwiek wysiłku w bycie przydatnym i pomocnym skrzatem.
Był tak mały, że ludzkie oko ledwo mogłoby go dostrzec. Miał długą, piękną brodę i długie włosy. Nosił szary płaszcz długi do ziemi i dużą czapkę – która nieznośnie spadała mu na oczy.
W starym domu mieszkało mu się bardzo dobrze. Stał w nim stary piec, a tuż przy nim stary szanowany w domu kredens. Pomiędzy piecem a kredensem było w sam raz miejsca dla małego domowego skrzata.
Urządził się więc tam całkiem wygodnie. Nigdy też nie brakowało mu jedzenia. Mieszkańcy domu nigdy nie zapominali o tym, żeby zostawić mu kawałek sera, miseczkę mleka lub okruszki chałki domowego wypieku. W zamian za to mały domowy Skrzat spełniał oczywiście swoją powinność i dbał o to, żeby złe moce nigdy nie przestąpiły progu starego domu, a jego mieszkańcom powodziło się i szczęściło zawsze.
Tak też było. W domu przez lata rodziły się kolejne pokolenia zdrowych i pięknych dzieci, nigdy nie brakowało w nim jedzenia i picia, a jego mieszkańcy dożywali późnych lat w zdrowiu i radości życia.
Czy to w ogóle możliwe? Jeśli się w coś mocno wierzy to wtedy wszystko jest możliwe! Naprawdę! Spróbujcie, jeśli uważacie, że to tylko bajki.
Lata mijały, mały domowy skrzat wypełniał z radością swoje obowiązki, chociaż właściwie nigdy nie traktował tego, co robił, jako obowiązków. Ludzie, w których domu mieszkał, dbali o niego, chociaż rzadko wspominało się o tym na głos. Ale ta wzajemność była dla wszystkich oczywista.
Jednak zdaje się, że mimo najlepszych chęci, a nawet zaklęć i czarów, nic nie może trwać wiecznie. Domowy skrzat był coraz starszy jednak jeszcze setki lat życia były przed nim. Tymczasem dom starzał się również i coraz mniejsze były szanse na to, że przetrwa kolejne zimy. Coraz trudniej było naprawiać ciągle przeciekający dach. Ściany zaczęły pękać. Psuł się też coraz częściej stary piec i bywało, że mały domowy skrzat budził się w środku nocy całkiem przemarznięty. To było niewesołe i nawet pogodne i spokojne usposobienie małego skrzata bywało wystawione na ciężką próbę.
W końcu aktualni mieszkańcy domu – a było to już kolejne pokolenie jego mieszkańców, skrzat dawno przestał już liczyć i nie pamiętał, które – postanowili opuścić stary dom. W dodatku dom planowano zburzyć, a działkę sprzedać – być może przyda się pod nowoczesne osiedle lub duży, wygodny sklep.
Któregoś więc dnia małego skrzata obudził wielki hałas i rwetes. Meble przesuwały się po podłodze, drzwi bez przerwy otwierały się i zamykały, ludzie głośno rozmawiali, jedynym słowem – trwała wyprowadzka. Słowo “wyprowadzka” wpadło do uszu małego domowego skrzata kilka razy w ciągu ostatnich dni. Jednak nie dotarła do niego jeszcze moc tego słowa ani nie przeczuwał konsekwencji, jakie ze sobą niosło. Jego spokojna natura i wrodzona przyjaźń i życzliwość dla świata, zwierząt i ludzi sprawiły, że zupełnie zawiodła jakakolwiek czujność. Bywa przecież i tak.
Mały domowy skrzat ze spokojem i nieustającą pogodą ducha spakował swój skromny, niewielki dobytek, na który składały się dwa szare płaszcze, dwie duże czerwone wysłużone czapki, spadające mu nieodmiennie na oczy, mała posrebrzana szczotka do czesania brody i włosów, wysokie zapasowe buty i patchworkowa ciepła kołdra. Wyprowadzka nie musi przecież oznaczać niczego złego. Może oznaczać zmiany na lepsze, albo brak zmian. Może.
Tak przynajmniej myślał sobie mały skrzat.
Czy może się jednak zdarzyć, że nowe miejsce zamieszkania zmienia całkowicie mieszkańców? Czy może się zdarzyć, że w nowym miejscu zamieszkania całkowicie zmienia się ich charakter? Że zapominają o tym, o czym dotąd zawsze pamiętali? Albo co gorsza – po prostu już nie chcą pamiętać?
Zacznijmy jednak od tego, że w nowym domu nigdzie nie było pieca. Mały skrzat szukał bardzo długo i skrupulatnie i nie było go nigdzie z całą pewnością. Jednak w jednym z największych pomieszczeń znajdował się kominek. Dość nowoczesny, jednak od biedy można było go uznać za całkiem dobre sąsiedztwo dla legowiska małego skrzata. Nie zawsze w nim palono, ale w nowym domu była podgrzewana podłoga, dzięki czemu zawsze i wszędzie było ciepło. Mały domowy skrzat bardzo lubił ciepło. Dlatego aż zatańczył z radości, kiedy to odkrył. To był przecież dobry znak, a na pewno zapowiedź ciepłych przespanych nocy. Czyli jednak zmiany na lepsze! I naprawdę nie ma się czym martwić. Mały domowy skrzat nie martwił się więc wcale.
Kiedy mówi się, że stare domy mają dusze, to łatwo jest zgadnąć dlaczego tak może być. Kolejne pokolenia rodzących się w nim dzieci, ich płacz, śmiech, zapach, pierwsze kroki, pierwsze odkrycia; kolejne pokolenia odchodzących na tamten świat, spełnionych w swoim życiu, znających już jego cienie i blaski mieszkańców; wszystkie dobre i złe emocje, relacje, dni codzienne pełne trosk, dni świąteczne pełne radości i spokoju – to wszystko tworzy atmosferę domu, którą nazywamy jego duszą. Im starszy jest dom, tym ta dusza jest bardziej wyczuwalna. Jednak aby dusza domu nas przyciągała, a nie odwrotnie, potrzebna jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której zapominać nie wolno – opiekuńcze duchy oczywiście. Lub chociaż jeden mały domowy opiekuńczy skrzat. Ot, cała tajemnica.
Co z nowymi domami? Czy one także mogą mieć duszę? Ośmielę się stwierdzić, że tak. Jeśli postarają się o to ich mieszkańcy. Jeśli stworzą w nich atmosferę, którą czuje się od progu i która otula nas jak miękki koc, kiedy znajdujemy się w środku. Wtedy i taki opiekuńczy duch trafi do tego domu. Opiekuńcze duchy nie są wymagające. Wystarczy w nie wierzyć i o nie dbać. Nawet jeśli komuś wydaje się to dziwne lub bez sensu. Naprawdę niewiele. Chociaż dla niektórych zbyt wiele i wcale nie takie łatwe.
– Daj już spokój. To są przecież wygłupy. Codziennie zbierasz te okruszki. I jeszcze to mleko w miseczce po twojej babci! Ktoś kiedyś w to wdepnie i będzie tylko bałagan!
– Kiedy robiłam to w starym domu nie przeszkadzało ci. A nawet ci się podobało.
– Bzdura. Chciałem ci się przypodobać. I twojej matce oczywiście. Ona miała te swoje zwyczaje, przesądy… gusła i zabobony!
– Podobnie jak moja babcia i prababcia. I ich babcie. W starym domu wszyscy w to wierzyli. I żyło się w nim wszystkim dobrze.
– Ale teraz mamy nowy dom. Chyba ci się podoba? I też będzie nam się w nim żyło dobrze. Bez guseł i zabobonów.
Z początku wszystko zdawało się być jak zwykle. Mały skrzat zadomowił się w nowym domu. Uwielbiał podgrzewaną podłogę i polubił nowoczesny kominek. Palono w nim głównie w weekendy i wtedy mały domowy skrzat siadał nieopodal i wpatrywał się w ogień. Mógł tak godzinami siedzieć i patrzeć i delektować się przyjemnym ciepłem, które otulało go i nie pochodziło tylko z kominka, ale z dobrego, spokojnego życia, które podarował mu los. Za taki los mógł tylko dziękować.
Jednak z czasem coś zaczęło się zmieniać. Coś, co najpierw wyczuł w atmosferze panującej wokół i co z dnia na dzień dawało się wyczuć coraz wyraźniej. Aż któregoś dnia nie zastał tam gdzie zawsze przygotowanego dla niego jedzenia. To był pierwszy raz od bardzo wielu lat jego życia. Było to dziwne i nie tyle zmartwiło go, co zdumiało. Tego dnia poszedł spać głodny. Pierwszy raz poczuł, jak to jest mieć pusty brzuch. Nie było to miłe uczucie. Ale bardziej niż pusty brzuch co innego doskwierało mu bardziej. Niejasne jeszcze uczucie, że ktoś, kto zawsze o nim pamiętał i dbał o niego, nagle o tym zapomniał. To uczucie nie tylko doskwierało, ale nawet trochę go bolało. Zupełnie nowe uczucie i niechciane. Mimo to zasnął z nadzieją na nowy, lepszy dzień.
Następny dzień z początku przypominał wszystkie inne dni w życiu małego domowego skrzata. Wieczorem znowu znalazł przygotowaną dla niego miseczkę mleka i nawet słodki herbatnik. Jednak przez kolejne dni zdarzało się, że na kolację nie dostawał nic i chodził spać głodny. Z czasem to stało się niemal regułą. Mały domowy skrzat nie wiedział co się dzieje, chociaż oczywiście słyszał niegdyś o domach, w których nie dba się o domowe duchy. Brał to jednak za zwykłe plotki i nigdy by nie przypuszczał, że coś podobnego może spotkać jego. Z czasem zaczął sobie jednak zdawać sprawę z tego, że przez wiele lat cieszył się naprawdę wielkim szczęściem i przychylnością losu. I że to się właśnie skończyło.
Dokładnie to samo mogliby powiedzieć właściciele nowego domu. Ich życie także się zmieniło. Z początku były to zmiany niewielkie i niemal niezauważalne. Z czasem jednak już nie dało się ich nie zauważyć. W ich życiu pojawiły się problemy, jakich dotąd nie znali, a atmosfera w ich pięknym nowym domu zaczęła się psuć. Nie dlatego, że mały domowy skrzat zamienił się w złośliwego ducha i za brak jedzenia odwzajemniał się złymi czarami. Mały skrzat po prostu zachorował. Zmalał i zszarzał całkiem. Broda całkiem mu posiwiała. Zupełnie nie miał siły i w ogóle nie wstawał ze swojego legowiska. Przykrył się patchworkową kołdrą po sam nos i spał całe dnie i noce. Nie wstawał nawet wtedy, kiedy palono w kominku, a przecież tak bardzo lubił wpatrywać się w ogień.
W końcu przyszedł taki wieczór, że nawet gdyby czekała na niego przygotowana miseczka mleka i kolacja, on i tak nie miał już siły, żeby wstać. Tym samym nie miał już siły opiekować się domem i jego mieszkańcami, nawet gdyby bardzo chciał.
Co było dalej? Dalej było tylko gorzej. Atmosfera w nowym domu nie przypominała w niczym tej, która panowała w starym. Niektórzy nawet zaczęli coraz częściej tęsknić za starym domem, na miejscu którego stał teraz supermarket. Nikt tu już nie dbał o opiekuńcze duchy, a co gorsza – nikt w nie nie wierzył. Została zachwiana pewna równowaga. Mały domowy skrzat nic na to nie mógł poradzić. W końcu zrobił się całkiem maleńki, jak ziarenko i któregoś dnia po prostu zniknął.
Co się dzieje z takimi znikającymi skrzatami? Czy mają szansę trafić do innych domów i tam – ogrzewane wiarą w domowe duchy i dokarmiane okruszkami – całkiem się odrodzić? Czy może trafiają do miejsca, z którego wrócić już się nie da nigdy? Któż to może wiedzieć.
Co się dzieje w domach pozbawionych opieki domowych duchów? Tego chyba nie muszę Wam mówić. Myślę, że doskonale znacie takie domy.
No dobrze. Nie miałam zamiaru nikogo straszyć. Wiem, że wiara w rzeczy, które nie mieszczą się nam w głowie jest czymś bardzo trudnym. Kiedyś wierzono w domowe skrzaty i o nie dbano. Oczywiście również się ich obawiano. Sama nie wiem czy to dobrze, czy źle. Ale wiem na pewno, że o atmosferę w domu zawsze dobrze jest dbać – różnymi sposobami – a także o pewne, przekazywane z pokolenia na pokolenie, tradycje. Może nie wszystkie, ale chociaż niektóre. Na pewno te, które przynosiły pomyślność. To czasami bywa trudne, ale warto o tym pamiętać.
A zaproszenie do domu małego domowego skrzata to prostu jeden z najprostszych sposobów! Wystarczy codziennie dbać o jego naprawdę niewielkie potrzeby, a całą resztę załatwi już on. Bo taka wzajemność jest przecież oczywista dla wszystkich. Prawda?