Rozdział 1. Ben i Leny
Ben i Leny już od dłuższego czasu podróżowali po Układzie i właściwie zamierzali niedługo wracać na Ziemię. Zebrali sporo interesujących próbek do badań, pokonując przy tym naprawdę spore odległości. Jednak wciąż mieli duży zapas paliwa i nie chcieli pominąć niczego. Postanowili, że zajrzą jeszcze za Pas Kuipera, chociaż zdawali sobie sprawę z tego, że być może udałoby się im wylądować jedynie na Eris – największej ze znanych karłowatych. Kiedy jednak zbliżali się do niej, wskaźniki zaczęły zachowywać się bardzo dziwnie pokazując jeszcze jeden obiekt, tuż za największą karłowatą planetą Galaktyki Drogi Mlecznej.
Lądowanie przebiegło bez problemów. Ben i Leny w milczeniu opuścili pojazd. Wskaźniki w skafandrze Bena poinformowały go, że powietrze w tym miejscu nadaje się do oddychania. Powoli rozpiął go i zwrócił się do Lenego, który zrobił to już przed nim:
– Dziwne, tej planety nie ma na mapach. Nie występuje w naszym Układzie Słonecznym.
– Fakt. Też mnie to zastanawia – odpowiedział Leny i powoli ruszył naprzód. Coś zachrzęściło pod jego butem, pewnie grudki piachu, ale w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się w seledynowe słońce, które wznosiło się nad planetą i którego kolor rozświetlał ją jakby od środka.
– Cisza i spokój. I to niesamowite słońce. A powietrze czyste, aż chciałoby się je pić! To mogłoby być naprawdę dobre miejsce do życia – rzekł Ben.
– Tak – odpowiedział Leny i w tej samej chwili wzruszył ramionami – ale jak widać, nikt tu nie mieszka. Jesteśmy tylko my.
– Nadamy jej jakieś imię? – zapytał Ben.
– A po co? – zastanawiał się Leny – pewnie i tak nikt tu już nigdy nie przyleci. Jest za daleko.
Przez kilka chwil spacerowali po planecie, a spod ich butów wzbijały się chmurki kurzu i czegoś jeszcze, jednak kto by tam patrzył pod nogi. Fotografowali słońce, wodę, fantazyjne kształty skał na horyzoncie. Potem wrócili do statku, oderwali go od podłoża i odlecieli w stronę planet, które miały swoje imiona i były znane w Układzie Słonecznym od lat.
– Dziwne – westchnął nagle Leny – to było trochę jak sen. Byliśmy w miejscu, które tak jakby nie istnieje.
– To prawda – odpowiedział Beny i ziewnął głośno – i możliwe, że to był tylko sen.
Jednak chyba żaden z nich ani przez chwilę nie pomyślał o tym, że Wszechświat może mieć więcej tajemnic, niż człowiek byłby w stanie odkryć w ciągu swojego jednego życia. Ludziom zazwyczaj wydaje się, że wiedzą już wszystko.
Rozdział 2. Mirror
Z planety Mirror wszystko wygląda na bardzo małe i bardzo odległe. Pewnie dlatego, że jest to planeta, która jest położona najdalej od Słońca, na samym skraju naszego Układu Słonecznego i wciąż jeszcze nie została przez nikogo odkryta. To nie oznacza, że nie istnieje, chociaż mogłoby się tak komuś zdawać.
Planeta Mirror jest zamieszkana. Mieszkańcy planety nie różnią się jakoś bardzo od mieszkańców innych planet. Mają głowy, odnóża, tułowia… Może nieco inaczej usytuowane niż na przykład u ludzi, czyli mieszkańców planety Ziemia, ale w ogóle o tym nie wiedzą bo nigdy nie widzieli żadnego człowieka. Nie wiedzą nawet o tym, że taka planeta jak Ziemia istnieje.
Cywilizacja na planecie Mirror zaczęła rozwijać się miliony lat temu. Dzień na planecie Mirror trwał od zawsze 30 godzin. Po nim następowała noc, jednak trwała krócej niż dzień – tylko 15 godzin. To w zupełności wystarczyło jej mieszkańcom, żeby móc odbudować energię po 30 godzinach działania. 30 godzin dnia to naprawdę długo. Żaden mieszkaniec planety nie mógł narzekać, że ma za mało czasu na pracę, albo że nie starcza mu czasu na rodzinę lub na hobby. Na wszystko było bardzo dużo czasu. Dlatego nikt nie zostawał w pracy po godzinach i nikt nie narzekał, że czegoś nie zdążył.
30-godzinny dzień dzielił się na planecie Mirror na trzy części. Przez 10 pierwszych godzin nad planetą świeciło słońce o jasnokremowej barwie i wtedy był czas na różne aktywności – nie związane z pracą. Można było w tym czasie uprawiać sport, czytać, malować, gotować, lepić garnki, zaplatać koszyki albo robić makramy. Wszystko, co mogło dawać radość, energię, poczucie sensu istnienia i możliwość tworzenia. Po tych 10 godzinach nad planetą pojawiało się słońce w kolorze pomarańczowym – czyli kolorze bardzo soczystej pomarańczy. Czas pomarańczy był czasem pracy i nauki. W tym czasie wszyscy mieszkańcy planety mieli najwięcej motywacji i energii potrzebnej do pracy. Kolor pomarańczowy, którym słońce zabarwiało każdy zakątek planety, wyzwalał w nich siłę i chęci do działania. Ich mózgi funkcjonowały w tym czasie na bardzo wysokich obrotach i dawało to niesamowite efekty. Nikt nie narzekał na to, co miał do zrobienia. Nikt nie oglądał się na innych i nie porównywał swoich obowiązków do obowiązków kogoś obok. Praca i nauka dawały im radość – i być może był to wpływ pomarańczowego światła, które zawiera w sobie i jasność i ciepło, i energię i słodycz, i radość i dużo pozytywnych emocji. Dzięki temu planeta rozwijała się w bardzo szybkim tempie, a jej mieszkańcy dbali o nią dokonując bardzo mądrych wyborów. Nie niszczono naturalnych zasobów planety, tylko używano ich w bardzo zrównoważony sposób. Dbano też o to by ciągle mogły się odnawiać. Nie niszczono przyrody, która była bujna i pachnąca i dbano o czystość wody i powietrza. Zasadą mieszkańców było posiadać tylko tyle, żeby móc żyć spokojnie, ale jeśli posiadanie czegoś więcej wymagałoby niszczenia jakiejś części naturalnych bogactw planety, to lepiej z tego zrezygnować. Jednym słowem: planeta była ważniejsza dla jej mieszkańców niż oni sami. Zdawali sobie bowiem sprawę z tego, że bez niej ich istnienie się zakończy. Natomiast planeta bez nich na pewno nadal mogłaby istnieć na skraju Układu Słonecznego. Dla wszystkich było jasne, kto lub co jest tutaj bardziej dla kogo.
Po części dnia wypełnionej pracą i nauką, na niebie nad planetą Mirror pojawiało się słońce w kolorze seledynowym. To oznaczało czas odpoczynku, relacji, relaksu i zabawy. Seledynowy kolor rozświetlał wszystko jakby od środka, co działało bardzo odprężająco na wszystkich. Nastrajało ich też bardzo pokojowo i przyjaźnie do świata.
Pięknie, prawda? Myślicie, że żyłoby się Wam tam dobrze? Tylko musielibyście poradzić sobie na przykład bez aut. A także bez wielu różnych elektronicznych sprzętów. Tych, które wcale nie są niezbędne. Musielibyście także nauczyć się cierpliwości bo na planecie Mirror z jednej strony każdy miał bardzo dużo czasu, a z drugiej – wiele rzeczy mogło sobie płynąć swoim tempem i nikt tego nie poganiał. Długo trwało gotowanie, długo trwało czytanie i pisanie, długo trwało rozmawianie i wiele innych rzeczy, które na planecie Ziemia zostały już dawno przyśpieszone, skrócone do minimum, żeby nie zajmowały czasu i nie zabierały energii, która potrzebna jest… tak do końca to chyba nie wiadomo do czego, bo mnóstwo jej marnuje się na rzeczy nikomu do niczego nie przydatne.
Po seledynowym końcu dnia na planecie Mirror następowała noc. Noc była granatowa i błyszcząca gwiazdami, ale w nocy wszyscy spali. Nikt nie spacerował w ciemności i nie wgapiał się w gwiazdy. Jednak ich energia płynęła do głów i ciał mieszkańców planety Mirror i wypełniała ich życiową siłą. Siłą, która starczała potem na całe 30 godzin dnia.
Życie toczyło się na planecie Mirror w takim właśnie rytmie i było to życie z jednej strony takie, jak wszędzie. Bywały troski i problemy do rozwiązania, bywały spory i dyskusje, jednak najważniejszy był rozwój i codzienny spokój dla wszystkich. Z drugiej więc strony – planeta Mirror była planetą spokoju i pokoju, czyli czegoś, co na przykład mieszkańcom planety Ziemia nie mieści się w głowach.
Pewnego dnia jednak stało się coś bardzo złego i na mieszkańców planety Mirror spadł strach. Najpierw nad planetą dało się słyszeć jakieś niewiarygodne metaliczne dźwięki – jakby ktoś wysoko w powietrzu robił pranie w pralce. Potem seledynowe słońce – bo akurat był to czas seledynowego słońca – zniknęło, a niebo z seledynowego stało się szaro-sine. Mieszkańcy Mirror nigdy nie widzieli nieba w takim kolorze. Skojarzyło im się ze smutkiem i ze stratą. Nie mieli jednak zbyt dużo czasu by o tym rozmyślać, bo w jednej chwili rozległ się potężny huk i sino-szare niebo zaczęło spadać na planetę.
Mieszkańcy planety rozbiegli się na wszystkie strony i z ukrycia patrzyli jak przewracają się budynki, jak łamią się drzewa, jak woda faluje i wychlapuje się z brzegów wielkiego zbiornika. Patrzyli, jak ich dobytek niszczy się i czuli się tak, jakby nastąpił właśnie koniec świata!
W jednej chwili cała ich cywilizacja mogła legnąć w gruzach. Po tylu milionach lat istnienia i rozwoju.
Rozdział 3. Planeta na skraju Układu Słonecznego
Kiedy Ben i Leny podrywali do lotu swój pojazd po tym, jak na chwilkę wpadli na nikomu nie znaną planetę, fragmenty cywilizacji Mirror odleciały wraz z nimi. I to nie było żadnym snem. Mieszkańcy oceniali straty, a były one naprawdę duże. Gdyby Ben lub Leny zechcieli zajrzeć pod swoje buty, dostrzegli by to, co zniszczyli swoim wtargnięciem na nieznaną im planetę. Musieliby jednak bardzo wytężyć i wzrok i umysł. I całą swoją empatię.
Bo cywilizacja na planecie Mirror była cywilizacją istot tak maleńkich, że oko ludzkie ledwo mogłoby je dostrzec. Ich wygląd nie różnił się jakoś bardzo od mieszkańców innych planet. Mieli głowy, odnóża, tułowia, ale poza tym w dodatku byli rozmiarów milimetrowych. I cała ich cywilizacja również.
Nie wspominałam o tym? A czy powinnam? Czy to ma znaczenie? Wydaje mi się, że nie. Tym bardziej, że jeśli chodzi o rozwój umysłowy mieszkańców Mirror to ich cywilizacja stała na poziomie dużo wyższym niż cywilizacja mieszkańców Ziemi. Powaga!
Oczywiście mieszkańcom planety Ziemia nie pomieściłoby się to w głowach. Być może dlatego, że ich głowy też wcale nie są jakichś sensownych rozmiarów.
Ani wygląd, ani wielkość, ani inne cechy nie mają znaczenia. Znaczenie ma czyjeś istnienie. I nigdy nie można tego bagatelizować. Chociaż często to robimy. Przez naszą nieuwagę. Albo przez to, że skupiamy się tylko na sobie. Albo w końcu przez to, że patrzymy na świat tylko z jednej perspektywy. Jesteśmy więźniami takiego sposobu patrzenia na świat. Ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. To jest właściwie nawet jeszcze gorzej. Na szczęście nigdy nie jest za późno, żeby to zmienić.