Pewnego razu był sobie smok, który psuł wszystkim humor. I wcale nie dlatego, że zjadał innych czy przerażał, ziejąc ogniem i rykiem. W ogóle tego nie robił. Po prostu lubił denerwować innych i w ogóle się z tym nie krył.
Któregoś razu bardzo popsuł humor gospodarzowi z pobliskiej wsi. Gospodarz ten miał piękne konie. Dbał o nie i traktował, jak członków rodziny. Przemawiał do nich i wsłuchiwał się w ich ciche rżenie wieczorem, kiedy nad wsią zapadała już noc i konie stały bezpieczne w przestronnej stajni, którą dla nich wybudował.
Jednak pewnego ranka zauważył, że w stajni brakuje jednego konia, a był to jego ulubieniec. Gospodarz bardzo się zdenerwował. Szukał i pytał wszędzie – nikt jednak nie widział zguby. Wielki smutek ogarnął gospodarza i chodził jak struty.
Wkrótce okazało się, że to smok ni stąd ni zowąd wpadł na pomysł, żeby “pożyczyć” sobie ulubionego konia gospodarza. Nikomu nic nie mówiąc zabrał go więc do swojej jaskini i trzymał tam przez kilka dni.
Po kilku dniach koń wrócił cały i zdrowy do swojej stajni, a gospodarz z jednej strony ucieszył się bardzo, a z drugiej – złość go wielka wzięła na smoka, który dla zabawy zabrał mu konia.
Kiedy indziej znowu mieszkańcy sąsiadującego ze smoczą jamą miasteczka stwierdzili ze zdumieniem, że ich mały kościółek – biały, z wysoką wieżą i zgrabnymi schodkami przed wejściem – stoi… do góry nogami! Jakby ktoś chwycił za wysoką wieżę, odwrócił kościółek i wbił wieżę w ziemię. Drzwi do kościółka i zgrabne schodki znalazły się wysoko i teraz mogły z nich korzystać na przykład ptaki, ale na pewno nie ludzie.
Widok był to naprawdę niezwykły, wszyscy więc zbierali się wokół kościółka, przyglądali, szeptali, a potem zadzierali głowy wysoko i drapali po głowach.
Sprawcą zamieszania był smok, ale o tym dowiedziano się później. Kiedy już powołany przez mieszkańców sztab kryzysowy odbył kilka narad – podczas których nic nie wymyślono, a tylko wszyscy się kłócili – nagle kościółek wrócił do swojej prawidłowej pozycji.
Jeszcze wiele takich rzeczy zdarzyło się w okolicy i ludzie wciąż się denerwowali – bo ginęły im rzeczy, albo ktoś przesuwał domy, albo przesadzał drzewa, albo przewracał płoty – zanim odkryto, kto jest sprawcą. Teraz złość wszystkich została zaadresowana bardzo dokładnie i można ją było wreszcie na kimś wyładować. Ale… po pierwsze: nie jest bezpiecznie wyładowywać złości na kimś, kto jest od nas większy i silniejszy sto razy! Po drugie: czy wyładowanie złości na tym, kto nas denerwuje, to na pewno dobry pomysł? A może lepiej wyładować ją biegając przez godzinę lub ćwicząc na siłowni, a potem ze spokojem pogadać ze smokiem?
W takich sytuacjach każdy podejmuje decyzję taką, jaka mu przyjdzie do głowy i pasuje do jego temperamentu. Jednak mieszkańcom zależało na tym, żeby problem rozwiązać na stałe, a nie tylko wyładować się na kimś i pójść w swoją stronę.
– Smoku – przemówił do smoka najodważniejszy z mieszkańców, kiedy dotarł już do smoczej jamy – wiemy, że jesteś sprawcą tych wszystkich dziwnych sytuacji, które miały miejsce w okolicy w ostatnim czasie. Chcielibyśmy cię prosić, żebyś przestał.
– Co takiego mam przestać? – zapytał smok niezbyt grzecznie – dajcie mi spokój i lepiej tu nie przychodźcie. Bo mogę się zdenerwować!
– Smoku – kontynuował niezrażony mieszkaniec – grzecznie cię proszę, dlaczego ty niegrzecznie odpowiadasz?
Smok zdziwił się trochę, bo nigdy nikt tak do niego nie przemawiał. Nikt by się nie ośmielił. Ale tak naprawdę to nikt nigdy w ogóle z nim nie rozmawiał. To było coś zupełnie nowego dla smoka.
– Idź sobie – powiedział smok – nie chcę cię słyszeć. Żyję tu sam i nie życzę sobie gości.
– Dobrze – odpowiedział spokojnie człowiek. Ten, kto go wybrał do rozmowy ze smokiem, musiał znać się na ludziach. Człowiek ten bowiem w ogóle się nie zrażał, mimo że rozmawiał z olbrzymim smokiem, a w dodatku smok był niegrzeczny – nikt nie będzie cię już niepokoił. Tylko ty również nie wprowadzaj niepokoju w nasze życie. Też nie chcemy, żeby nieproszeni goście zakłócali rytm naszego życia.
Hmm… To nie było z kolei zbyt miłe ze strony tego człowieka. Jednak nie możemy chyba wymagać od niego zbyt wiele. Nie był specjalistą i nigdy dotąd nie rozmawiał z żadnym smokiem. Skąd mógł wiedzieć, że trafił w czuły punkt? I że gdzieś pod grubą, pokrytą zielonymi łuskami, połyskującą w słońcu skórą tego smoka drgnęło serce, które w jednej chwili wypełnił żal jakiś z głębi jego duszy pochodzący i będący nieuświadomionym źródłem wszystkich jego zachowań?
– Właśnie! – ryknął smok głośno, chcąc zagłuszyć odgłosy serca i usłyszano go w całej okolicy – nikt nie chce takiego smoka, ani w sąsiedztwie. ani tym bardziej u siebie w mieście! Taki duży i zły smok może tylko wszystko popsuć! Niech sobie idzie, nie wiadomo dokąd, byle daleko stąd! Wtedy wszyscy będą zadowoleni. A co, jeśli nigdzie nie pójdę? Zostanę i będę nadal psuł wam nastrój! Ha!
Rozmowa z kimś, kim rządzą jakiekolwiek emocje, jest bardzo trudna. Bez względu na to, czy ten ktoś jest smokiem, czy zwykłym człowiekiem. Dobrze by było emocje wyciszyć najpierw, a potem dopiero spróbować może z innej strony. Zadanie dla tęgiej głowy! Któż taką posiada?
Chwilowo nie udało się mieszkańcom dogadać ze smokiem, a w dodatku jego złośliwość stała się jeszcze większa. W środku nocy hałasował tak bardzo, że nikt w okolicy nie mógł zmrużyć oka. Niszczył różne rzeczy, które znajdywał na swojej drodze i rozrzucał, narażając wszystkich na niebezpieczeństwo oberwania w głowę. Wychlapywał wodę z rzeki zalewając okoliczne pola. Robił to wszystko tylko po to, żeby wszystkim popsuć humor. A może też… może też po to, żeby zwrócić na siebie uwagę?
Czy duży i silny smok może potrzebować tego, żeby ktoś zwrócił na niego uwagę? Czy w wielkim i silnym smoku, może kryć się słabość i niepewność, które koniecznie trzeba przykryć złym zachowaniem? A może też są w nim pokłady smutku, który trzeba zagłuszyć, psując nastrój wszystkim wokół?
Trudno jest znaleźć drogę do duszy i serca drugiego człowieka. A co dopiero znaleźć drogę do serca smoka, którego gruba skóra pokryta jest łuskami i nie da się jej dotknąć bez obaw przed jej szorstkością. Ale czy to oznacza, że tej drogi nie ma…?
– Smoku – usłyszał któregoś dnia nad głową smok, który spał jeszcze po długiej nocy, mimo że słońce już wznosiło się na niebie – a może chciałbyś wpaść dzisiaj na lemoniadę? W miasteczku jest piknik. Będą też lody i owoce. Będziesz mile widziany.
– Ja? Mile widziany? – zdziwił się smok otwierając niechętnie oczy – przecież mnie tam nie cierpią. Kto chciałby mnie tam widzieć?
– Oni myślą, że to ty nie cierpisz ich – usłyszał odpowiedź – może już czas to sobie wyjaśnić?
– Akurat… – zamyślił się smok – oni są tam wszyscy, pewnie szykują zasadzkę na mnie. Nigdy nie uda nam się napić razem lemoniady!
– Jeśli tylko zechcesz i nie będziesz robił wszystkim na złość, to mógłby być naprawdę bardzo udany dzień!
Czy umiecie rozmawiać z kimś, kogo nie za bardzo lubicie? Nie za bardzo go lubicie, bo jest inny niż wy, inaczej myśli, inaczej się zachowuje. Nie budzi w was sympatii, chociaż nie do końca wiadomo, dlaczego. Czy to jest jego wina? A czy wasza, że nie macie ochoty z nim rozmawiać?
Czasami nie ma innego wyjścia. Ktoś, za kim nie przepadamy, jest w jakiś sposób związany z naszym życiem i po prostu nie da się tego zmienić. Nie przepadamy za nim, bo nie podoba nam się jego zachowanie. A jego zachowanie jest zwykle czymś spowodowane, bo wszystko w przyrodzie ma swoją przyczynę i skutek. To wszystko działa, jak znany od wieków mechanizm, którego nie udaje nam się zatrzymać. A gdyby tak włożyć patyk w tryby tego mechanizmu? I przed skutkami dotrzeć do przyczyn? Wtedy może udałoby się nieco poprawić działanie tego mechanizmu i świat byłby lepszy? Kto wie…?
Wystarczyłoby tylko namówić smoka, żeby zszedł do miasteczka na tę lemoniadę. Jednak najpierw on musiałby odrzucić obawy, że to pułapka. Musiałby stawić czoła wszystkim mieszkańcom, którym dotąd tylko psuł humor. A oni musieliby wyrzucić z głowy żal i złość, żeby przygotowana przez nich lemoniada była słodka i orzeźwiająca, taka, jaka powinna być i żeby smok poczuł, że warto było zejść do miasteczka, żeby się jej napić.
Czy to proste? Wydaje się, że nie.
Czy niemożliwe? Wszystko jest możliwe.
Tylko wciąż o tym zapominamy i dlatego świat nie chce się zmienić.
Pewnego razu w miasteczku pojawił się smok, który mieszkał nieopodal w smoczej jamie. Szedł sobie spokojnie wąskimi uliczkami, a przy okazji ze spokojem sprzątał skutki swojej złośliwości, bo ostatnio znowu trochę narozrabiał. Odstawił na miejsce kilka płotów, załatał kilka dachów, zasadził kilka nowych drzew. Z każdym witał się przyjaźnie i przepraszał przy okazji za swoje zachowanie. A ci, których przepraszał, mówili, że spoko, nic w sumie się nie stało i że po prostu na przyszłość lepiej z kimś pogadać, kiedy czuje się złość lub pójść na spacer, niż wszystkim rzucać i robić innym na złość. A potem był wielki piknik i słodka i orzeźwiająca lemoniada. I lody z owocami. I chociaż nie wszyscy od razu polubili smoka i smok nie ze wszystkimi miał ochotę rozmawiać, to jednak wieczór był miły i wszystkim było lekko na sercach.
A potem smok pomagał mieszkańcom w ich codziennym życiu, bo był duży i silny i bardzo się przydawał. Na rzeczy, które ludziom zajęłyby kilka dni lub tygodni, on potrzebował często tylko kilku minut. Mieszkańcy byli mu więc bardzo wdzięczni i traktowali go tak, jakby był jednym z nich.
I o tym właśnie miała być ta bajka. Bo niby o czym innym miałaby być? Przynajmniej w bajkach wszystko powinno kończyć się zawsze dobrze i szczęśliwie. I wszyscy powinni umieć lub chociaż próbować nawiązywać relacje z tymi, którzy są obok, nawet kiedy wydaje się to niemożliwe. I wszyscy powinni umieć zrozumieć, że robienie sobie na złość i wzajemna wrogość nigdy do niczego dobrego nie prowadzą. Naprawdę nigdy!
Mam nadzieję, że nikt z Was nie ma co do tego wątpliwości?