Mała Sara była dziś podekscytowana od samego świtu. Wstała bardzo wcześnie i ubrała się w najlepszą sukienkę. Nie była głodna, ale wiedziała, że zjeść coś musi, chociażby z rozsądku. Potem może nie być na to czasu. Mimo, że było jeszcze bardzo wcześnie, czuła, że dziś wszystko potoczy się bardzo szybko i wcale nie łatwo będzie zdążyć ze wszystkim.
Lili weszła do niej tuż po ósmej.
– Już nie śpisz? – zdziwiła się – zwykle o tej porze jesteś jeszcze w łóżku.
– To dzisiaj – odpowiedziała Sara – to ten dzień. Dziś wszystko się zmieni.
– Zmieni się? A co na przykład? – zapytała Lili przeglądając się jej uważnie.
– Życie się zmieni – odpowiedziała Sara, uśmiechając się szeroko – to chyba najważniejsze? Wszystko będzie inaczej, lepiej.
– Dlaczego ma być lepiej? – dopytywała Lili- i czy dotąd było jakoś źle?
– Oj Lili! – zniecierpliwiła się w końcu jej przyjaciółka – dlaczego to robisz? Dlaczego psujesz mi ten wyjątkowy dzień?
– Skoro jest taki wyjątkowy, to chyba nie da się go tak po prostu zepsuć – stwierdziła Lili.
Sara nie chciała dłużej jej słuchać. Była podekscytowana i nie zamierzała pozwolić na to, żeby ktoś popsuł jej nastrój. Tak długo czekała na ten dzień. Teraz wreszcie nadszedł i ma zamiar cieszyć się tym do woli.
Godziny wlekły się niemiłosiernie. Wiadomo, że kiedy na coś się czeka, to zawsze czas zdaje się płynąć wolniej. Mimo to Sara co jakiś czas odczuwała lekki niepokój. A co, jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli okaże się, że wszystko będzie nie takie, jak sobie wyobraziła? Co wtedy?
Za dużo myśli na raz. Za dużo niepokoju. Niepotrzebnie. To może wszystko popsuć. Tego nie chciałaby na pewno.
Jak uciszyć emocje? Jak zachować zimną krew wobec zdarzeń, które są tak ekscytujące? Jak być powściągliwym w chwili, kiedy spełniają się czyjeś marzenia?
Wydawałoby się, że najtrudniej zapanować nad emocjami wtedy, kiedy dzieje się coś złego. To oczywiste i nikt nie ma o to pretensji. Ból, niemiłe zaskoczenie, zawód, utrata czegoś lub kogoś – trudno w takich chwilach panować nad emocjami i chyba nikt tego nie oczekuje.
Okazuje się jednak, że tak samo trudno zapanować nad nimi, kiedy dzieje się coś, co może dać nam tylko radość, szczęście, dobry czas. Z czego to wynika? Czy te emocje są tak samo trudne do uniesienia? A może są jeszcze trudniejsze, bo radość i nadzieja podszyte są niepewnością, lękiem, obawą przed rozczarowaniem? To oznaczałoby, że są jak taki… sandwich. Na zewnątrz wszystko wygląda super, ale na smak składa się wszystko, co jest w środku…
Sara czuła, jak miliony myśli biegają po jej głowie, jak mrówki, które postanowiły zbudować sobie tam mrowisko. A ona nie potrafiła ich zatrzymać.
– Saro, już czas – usłyszała nagle głos panny Mili – wszystko gotowe. – Panna Mili uśmiechała się do niej jak zwykle serdecznie, ale dzisiaj dodatkowo wydawała się bardzo uroczysta. – Twój domek już czeka na Ciebie. Mam nadzieję, że spełni wszystkie twoje oczekiwania.
Sara marzyła o swoim własnym domku już od dawna. Wszystkie starsze lalki mieszkały w swoich własnych domkach. Ona była dotąd najmłodsza i wciąż musiała mieszkać we wspólnym domku lalek, dzieląc nawet pokój z kimś jeszcze. Teraz zaroiło się tu od całkiem małych laleczek, a ona dorosła już na tyle, że mogła wreszcie się wyprowadzić. Bardzo ją to cieszyło. Lili w ogóle tego nie rozumiała. Jej było dobrze we wspólnym domu. Lubiła gwar w pokojach i wspólne posiłki w dużej jadalni. Nie rozumiała zupełnie, jak można chcieć mieszkać samemu. To musi być bardzo smutne!
Domek Sary był niewielki, ale śliczny. W małych okienkach wisiały białe muślinowe firanki. W saloniku stała wygodna kanapa w kwiatki, wysoka lampa z żółtym abażurem i regał na książki. W domku była też sypialnia – cała niebieska – a także niewielka kuchnia, z okrągłym stołem, stojącym pośrodku i łazienka. To był naprawdę maleńki domek, ale w całości należał do Sary. Całkiem niedaleko, na półce obok, stał sklep bławatny dostojnego pana Pętelki, w sąsiedztwie była też szkoła małych misiów i domek krawcowej, pełen tkanin, nici i wykrojów. W ciągu dnia dochodził stamtąd cichy śpiew maszyny do szycia i jej właścicielkę, która nuciła sobie pod nosem podczas pracy. Sara czuła, że będzie tu szczęśliwa. Jakże mogłoby być inaczej.
– Do wspólnego domu lalek stąd jest daleko – powiedziała smutno Lili – rzadko będziemy się widywać.
– Wcale nie tak daleko – odpowiedziała Sara – spacerkiem kilkanaście minut. Będziemy się widywać, kiedy tylko zechcesz!
– Malutki ten twój domek. Czy na pewno będzie ci tutaj wygodnie? – Lili rozglądała się z zaciekawieniem dookoła. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby zamieszkać samej. To taka duża odpowiedzialność! O wszystko trzeba samemu dbać. To chyba zupełnie nie dla niej.
– To po prostu dorosłość – powiedziała nagle Sara, jakby odczytała jej myśli – będę tu sama, ale przecież będziesz mnie odwiedzać. Mam miłych sąsiadów. Będę musiała polegać na sobie. To pewnie będzie czasami trudne, ale w końcu trzeba się tego nauczyć.
– Pewnie masz rację – odpowiedziała Lili – pewnie każdy w końcu może się tego nauczyć.
Pod koniec dnia Sara wciąż była podekscytowana i uśmiech nie schodził jej z twarzy. W całym Muzeum Domków dla Lalek zapadł już wieczór i wszystko ucichło. Było ciemno i tajemniczo. Sara usiadła po lampą z żółtym abażurem, której ciepłe światło obejmowało część kanapy i mały stolik kawowy. Nigdy dotąd nie słyszała takiej ciszy. Przez chwilę poczuła się nieswojo. Sąsiedzi zapewne już spali. Nie docierał tutaj żaden odgłos, nawet szmer. Sara wyraźnie słyszała swoje myśli i bicie swojego serca. Tak więc wygląda dorosłość? Jest się samemu ze sobą i trzeba sobie z tym poradzić? I tak każdego dnia, już do końca?
– To nie jest wcale łatwe – powiedziała Sara na głos do samej siebie – ale na pewno można przywyknąć. Nawet, jeśli jest się małą lalką, w małym domku dla lalek, na niewielkim regale w małym muzeum. Sama tego chciałam, więc dam radę. A przynajmniej spróbuję.
Samodzielność nie jest łatwa, a dorosłość jest jeszcze trudniejsza. Ale nikt za nas się z nią nie zmierzy. Na szczęście z czasem nabiera się wprawy. Naprawdę. Dobrze jest jednak nie wydorośleć tak całkiem. I na zawsze zapamiętać to uczucie, kiedy marzyło się o własnym domku – takim domku dla lalek Z białymi muślinowymi firankami w małych okienkach i okrągłym stołem w małej kuchni. I ze stojącą lampą z żółtym abażurem, która wieczorem oświetla mały salonik i daje poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Nawet kiedy podszyte jest ono pewnym niepokojem.