Chcesz? Opowiem Ci bajkę… O kocie! Który palił fajkę. Na dłuuugim cybuchu! I spalił sobie ucho!…
Tak zaczynał opowiadanie każdej bajki na dobranoc dla mnie i mojej siostry nasz kochany dziadek. A potem już wymyślał różne historie. Wspaniałe historie! I za każdym razem inną. A ja zawsze zasypiałam z myślą, co też dzieje się u tego kota, który przypalił sobie ucho fajką? I czy bardzo go bolało? I jak wygląda takie kocie ucho, które co wieczór przypalane jest fajką przez nieuważnego kota z bajki …?
… Kot lubił wysiadywać na drzewie. Opierał się wygodnie o grubą gałąź i z góry wszystko obserwował. Czuł się całkowicie wolny. Mógł robić co chce i kiedy chce. A fajka… fajka była tego manifestacją. Bo na palenie fajki trzeba mieć czas. Najpierw długo nabija się do niej tytoń. W odpowiedni sposób. Najlepiej wsypując go po warstwie, wpuszczając nieco powietrza przy każdej z nich. A potem powoli i cierpliwie zapala się fajkę, żeby długo się paliła.
Tytoń kot zdobywał najlepszy w małej trafice na rogu. Zależało mu na wysokiej jakości i wyjątkowym zapachu, który spowijał mu głowę pełną filozoficznych myśli o życiu.
Kiedy kot palił swoją fajkę, siedząc na drzewie świat pod nim zajmował się swoimi sprawami. Ludzie, koty i psy poruszali się szybciej lub wolniej w różne strony. Załatwiając różne sprawy. W lepszych lub gorszych nastrojach. Rzadko ktoś przystawał pod drzewem, bo kto miałby na to czas?
Kota nie zajmowało w ogóle życie innych. Bardziej zajmowały go kwestie metafizyczne i zagadki sensu istnienia. Ktoś, kto spędza tyle czasu, przesiadując na drzewie i paląc fajkę zazwyczaj nie układa w tym czasie listy zakupów ani nie planuje przyjęcia. Już sam sposób spędzania czasu czyni z niego wszakże filozofa, czyli kogoś, kogo takie sprawy w ogóle nie interesują.
Kot w swojej głowie zagłębiał się w najdalsze korytarze pytań i wątpliwości. Bardzo łatwo mógł się w nich zagubić jednak znał te labirynty dość dobrze. W niektórych miejscach zatrzymywał się na dłużej i wtedy świat realny całkowicie znikał z jego świadomości.
I wtedy właśnie to się działo. W zamyśleniu kot przechylał głowę, jego ucho lądowało w główce fajki i tssss … ! Kot podskakiwał wtedy jak oparzony całkowicie wyrwany z zamyślenia. Mruczał coś pod nosem i kiwał głową, ganiąc się w myślach za swoją nieuwagę. A potem gasił fajkę i chował ją do kieszeni swojej znoszonej zielonej kamizelki. Zeskakiwał zwinnie z wysokiego drzewa i wracał do swoich przyziemnych spraw.
Bo przecież nikt, nawet taki kot z bajki nie może sobie pozwolić na życie tylko filozofowaniem. A szkoda… bo byłoby to takie przyjemne i do pozazdroszczenia życie…
Pewnego razu pewna mysz
Miała wszystkiego już dość
Jak zawiedziony ktoś
Zwiesiła głowę i ręce
Plecy zgarbiła
Przez to się mniejsza niż zwykle
Jeszcze zrobiła
Świat ją przygnębiał i inne myszy
I nic jej nie cieszyło
Nie była z tego zadowolona
Tylko ją to martwiło
Lecz kiedy tak w sobie skulona
W kąciku siedziała
Myśl nagle w głowie złota
Jej zaświtała
Żeby gdzieś ruszyć przed siebie
Znaleźć coś pozytywnego
Choć nie wiedziała dokładnie
Co by to było takiego
Ale wystarczy drobiazg
Bardziej błękitne niebo!
Tak, mysz już wiedziała teraz
Że pragnie właśnie tego!
Spakowała więc plecak
I wyruszyła w drogę
A dokąd? I czy tam coś znajdzie?
Mhm…
Tego Wam zdradzić nie mogę
Pewnego razu był sobie uparty Osioł. Był tak uparty, że nawet nie słuchał argumentów innych. Jak już sobie coś wbił do głowy to tkwiło w niej jak gwódź i nie dało się wyciągnąć… Zwierzęta, które mieszkały z nim w jednej zagrodzie czasami próbowały wypeswadować mu pewne rzeczy, ale nie udawało się to nigdy.
Od czasu do czasu osioł uświadamiał sobie co prawda, że był zbyt uparty i że warto by było może trochę odpuścić. Jednak jego upór sprawiał, że raz wprowadzony w życie jego pomysł już stale był realizowany.
Bywało, że Zwierzęta podejmowały z nim dyskusję i on wysłuchiwał ich argumentów. Ale zaraz potem irytował się bardzo i zatykał uszy. Tak kończyły się te dyskusje.
Tym razem uparł się tak mocno, że w ogóle nie było mowy nawet o dyskusji. Łąkę, z której wszyscy korzystali należy podzielić i ogrodzić każdą część! Tak aby zwierzęta z sąsiednich zagród spędzały czas na swoim kawałku, a nie wszyscy kręcili się po całej łące!
Dlaczego? – pytały Zwierzęta – przecież dzięki temu mogłyśmy nawiązywać przyjazne sąsiedzkie relacje. A to sprzyja dobremu życiu.
Osioł nie zgadzał się z nimi. Twierdził, że od relacji ważniejszy jest porządek i jasne zasady.
Ale łąka należy do wszystkich – tłumaczyły Zwierzęta, którym bardzo się ten pomysł nie podobał.
Zgadza się – odpowiadał uparty Osioł – ale to nie przeszkadza temu, żeby każdy używał swojego kawałka. Zasady muszą być jasne.
Jasne… niektórzy wolą zasady od sąsiedzkich relacji. A Osioł dzięki swojemu uporowi od lat był w zarządzie zagrodowym i jego głos bardzo się liczył. W dodatku jego upór zniechęcał do dalszej dyskusji.
Zwierzęta z różnych zagród odtąd używały wyznaczonych kawałków łąki. Rozmawiały ze sobą ponad ogrodzeniami, ale to nie było już to samo.
A uparty Osioł… po jakimś czasie zapomniał i nie potrafił już powiedzieć, dlaczego ten pomysł był taki świetny i w czym miał pomóc. Ale ponieważ był taki uparty swojego zdania nie zmienił.
To jak to jest? Czy ważniejsze są zasady czy relacje? I czy naprawdę trzeba być aż tak upartym osłem?
Pewnego razu była koza
Która kochała miód!
Kawałek grzanki z pachnącym miodem
To przecież istny cud!
W dal zapatrzona i rozanielona
Stawała na swojej łące
I przegryzała chrupiące grzanki
Z miodem złotym jak słońce
Słońce z zazdrością
Z góry na kozę wtedy zerkało
Na taką grzankę chrupiącą z miodem
Wielką ochotę też miało!
Bo kiedy jesień chłodne przynosi
I ciemne jak noc poranki
Jest na to rada najlepsza na świecie
Chrupiące z miodem grzanki!
I jeszcze kawa czarna gorąca
Z porcelanowej filiżanki …
Ps.
Gdyby każda koza o tym wiedziała
To bym nóg nie łamała bo by nie skakała
Tylko nad grzanką z miodem
I kawy filiżanką
Świat o poranku kontemplowała…
– Posłuchaj – mała mrówka podparła się pod boki i spojrzała wrogo – strasznie się rozpychasz i psujesz moje rzeczy. Posuń się! Jest dużo miejsca obok.
Wielki słoń patrzył na nią, mrużąc oczy. Była taka malutka, że ledwo ją dostrzegał.
– Wcale się nie rozpycham. Po prostu usiadłem tutaj, bo jest mi tutaj wygodnie.
– Ale tutaj jest moje miejsce! – zapiszczała mała mrówka – czy tego nie zauważyłeś?
Wielki słoń nic nie zauważył. Patrzył na świat z perspektywy góry, bo był jak góra. Nawet gdyby chciał, nie zauważałby pewnych rzeczy. Ale może wcale nie chciał?
Mrówka krzątała się wokół swoich spraw, mrucząc pod nosem o ignorancji innych, braku uwagi i egoizmie. Nikt nie mógł usłyszeć jej głosu, bo jej głos był zbyt słaby. Ale gdyby tak… zebrała wiele mrówek… Stanęłyby obok siebie i głośno mówiły do słonia o ignorancji, braku uwagi i egoizmie. Wtedy na pewno by usłyszał!
Tylko czy by zrozumiał? No bo… może to nie chodzi o to, że on nie słyszy jej głosu. Ale o to, że nie rozumie potrzeb innych…
No i przecież takich słoni, które zajmują dużo miejsca i nie zważają na innych, jest mnóstwo na świecie. To naprawdę duże wyzwanie. Nie tylko dla małych mrówek.
I czy skoro świat jest tak skonstruowany, że są na nim bardzo małe mrówki i bardzo duże słonie to czy warto w ogóle buntować się przeciwko temu? Czy lepiej może…
… dopasować się jakoś … ?
WrzosWrzosowa panienka wystrojona
Stanęła w otwartym oknie
Czy w drodze nie zmoknie
Kolor wrzosowy jest bardzo twarzowy
I modny tej jesieni
Jednak deszcz mokry i intensywny
Kolor jej sukni może zmienić
I czy parasol duży przejrzysty
Wystarczy by skryć się przed deszczem?
Czy też kalosze i pelerynę
Należałoby wziąć jeszcze?
Ale kalosze? Do sukni balowej?
To przecież nie będzie ładnie!
A może… może się zmieni jednak pogoda?
I żaden deszcz nie spadnie…?owe rozterki
– Dlaczego nie używasz wszystkich kolorów malując obrazek? – Max przyglądał się jak Nin z zapałem koloruje słońce w jaskrawym żółtym kolorze na obrazku pełnym żywych barw.
– Używam wszystkich – odpowiedziała Nin, nie odrywając się ani na moment od swojej pracy.
– Nieprawda – powiedział Max – są tu tylko jasne albo żywe barwy. Brakuje ciemnych.
Nin podniosła głowę znad kartki. Wpatrywała się przez chwilę w brata ze zdumieniem. Nie rozumiała o co może mu chodzić.
– Są wszystkie – powiedziała w końcu z uporem w głosie. – Sam popatrz: zielony, niebieski, pomarańczowy i żółty. Jest też różowy …
– I to w kilku odcieniach! – Max zaśmiał się głośno.
– Właśnie – kontynuowała Nin – żadnego nie brakuje.
– Brakuje szarości. I ciemnego brązu i czerni… – powiedział Max.
– Ależ Max! – zawołała Nin – mam narysować szary świat? Albo czarne niebo? To byłby bardzo brzydki obrazek!
– Dlaczego? – zdziwił się Max – przecież wokół nas na co dzień są te wszystkie barwy.
– Ale nikt ich nie lubi – odparła stanowczo Nin – absolutnie nikt!
– Ja lubię – powiedział Max – wszystkie kolory są ważne. Nie można udawać, że niektóre nie istnieją.
– Ale świat byłby bez nich ładniejszy – odpowiedziała Nin – i nie byłoby na nim smutku.
Max spojrzał na siostrę z zaciekawieniem. Taka mała, a już tyle wie o świecie.
– To niemożliwe, żeby na świecie nie było smutku – odpowiedział – bo ludzi smucą różne rzeczy. Niektórych bardzo złe, a innych takie, które wcale smutne nie są.
Niektórych smuci deszcz, a jest on bardzo potrzebny. Innych smuci palące słońce, bo powoduje suszę. A przecież słońce jest jasne i piękne i cieszy tak wiele osób!
– Są jednak rzeczy, które smucą wszystkich – Nin odłożyła farbki i zmarszczyła czoło – i one są w czarnym kolorze, jak czarne chmury i ciemna noc.
– A co złego jest w nocy? – zapytał Max – popatrz!
Max wziął kartkę i pomalował ją całą czarną farbą. Farba lśniła w świetle lampy. Nina patrzyła na kartkę z dezaprobatą. Kiedy jednak kartka wyschła Max najpierw namalował mnóstwo małych złocistych gwiazdek. Potem namalował wielki okrągły srebrny księżyc. Na koniec sięgnął po kolorowe farbki i na czarnym tle kartki namalował mnóstwo niewielkich kolorowych domków, których małe okienka świeciły w ciemności ciepłym światłem. Na obrazku zaroiło się od ciepłych barw, które pięknie odbijały się na tle ciemnej nocy.
– Ładnie – szepnęła Nina.
– Prawda? – Max był wyraźnie zadowolony ze swojej pracy – gdyby nie czerń w tle kolory nie wydawały by się tak żywe, a gwiazdy takie złociste. Bez smutku nasze życie być może byłoby beztroskie, ale nasze uczucia nie byłyby tak żywe, tak gorące, tak znaczące!
Nin pokiwała w zamyśleniu głową. Była jeszcze mała, ale chyba doskonałe rozumiała, co Max miał na myśli. No i przecież w pudełku z farbami nie byłoby czarnej gdyby nie była do czegoś potrzebna. Nawet jeśli nie była zbyt ładna….