Pewnego razu był sobie pająk. Niewielki, malutki właściwie. Człowiek był od niego większy milion razy. Pająk miał maciupeńką główkę i niewielki tułów. No i do tego sześć chudych nóg. Jak to pająk. Mieszkał sobie spokojnie, w rogu pokoju, przy podłodze. Jego pajęczyna ledwo był widoczna i niewielka. Nie był zresztą tak uzdolniony jak inne pająki, których pajęczyny wyglądały jak koronkowe serwetki.
Życie upływało mu na polowaniu na małe muszki i leniwym kołysaniu się na nitce pajęczyny. Czasami zapuszczał się za komodę. W każdym razie starał się nie wchodzić w oczy człowiekowi, który był tak wielki, że pająk nie mógł go nawet objąć wzrokiem!
Któregoś dnia pająka obudził hałas, coś huczało, wszystko się poruszało. W mieszkaniu działo się coś niezwykłego. W pewnym momencie komoda odpłynęła od ściany i pająk został zdemaskowany… Zastygł bez ruchu, jakby to miało uczynić go niewidzialnym. I nagle usłyszał krzyk:
– Pająk, pająk ! Tam jest straszny pająk!
Teraz dopiero pająk przeraził się nie na żarty. Czyżby w pobliżu był jakiś straszny pająk? Jakiś potworny, budzący grozę i pewnie pożerający inne pająki??? Bo przecież to z pewnością nie chodzi o niego… Pająk co sił w sześciu nogach zaczął biec przed siebie. Nie chciał zginąć w paszczy jakiegoś okropnego pająka, który przeraża nawet tak wielkie stworzenia jak ludzie. Szybko wbiegł za podłogową listwę i tam dopiero odetchnął. Słyszał, że człowiek jeszcze próbował złapać tego strasznego pająka, i to całkiem blisko tej listwy, ale wkrótce wszystko ucichło. Uff, pewnie sobie poszedł ten potworny pająk…
Pająk postanowił odtąd być ostrożniejszy. I w duchu pocieszał się, że przynajmniej człowiek jest na tyle spokojny, że na niego nie poluje i pozwala mu tu spokojnie mieszkać. Nie tak jak ten okropny pająk, który tak wszystkich przestraszył i pewnie jego też połknąłby natychmiast…