Pewnego razu była sobie Wiewiórka, która nie lubiła orzechów. Nie lubiła ich smaku ani nawet zapachu. Po prostu nie i już.
Tak, tak… Tak bywa, że to, co wydaje się oczywiste, wcale takie nie jest. Ta Wiewiórka lubiła owoce i sok z liści. I było to w świecie wiewiórek czymś zupełnie wyjątkowym.
Inne wiewiórki patrzyły na nią podejrzliwie. Bo wiele z nich pierwszy raz widziało coś takiego. Żeby wiewiórka nie lubiła orzechów! Też coś! Czy ona aby na pewno jest wiewiórką?
To jest kłopot kiedy odstaje się od reszty. Kłopot zwłaszcza dla tej reszty, która nie potrafi albo nie chce zaakceptować innych upodobań. Bo dla Wiewiórki, która nie lubiła orzechów nie był to żaden kłopot. Krzewy w parku rodziły co roku mnóstwo owoców, które Wiewiórka mogła ze smakiem zjadać. A liści było wszędzie tyle, że soku starczyło jej na cały okrągły rok.
W dodatku Wiewiórka była zdrowa i pełna energii a jej futerko lśniło. Nie brakowało jej orzechów ani trochę.
Pewnego dnia Wiewiórka jak zwykle siedziała sobie pod jednym z krzaczków i rwała owoce do małego koszyczka. Zbliżał się czas robienia zapasów i Wiewiórka dobrze o tym wiedziała. Nagle ktoś rzucił w nią patykiem, co nie było bolesne ale też nie było miłe. Nieopodal krzaczka stały dwie wyjątkowo złośliwe wiewiórki i uśmiechały się ironicznie.
– Cześć – powiedziała jedna z nich – co tam zrywasz? Znowu będziesz jeść owoce? Nie boisz się, że zamienisz się w chomika???
Wiewiórki roześmiały się głośno i ze śmiechem pobiegły przed siebie.
Wiewiórka, która nie lubiła orzechów, przez chwilę patrzyła za nimi ale wkrótce wróciła do zrywania owoców.
Są tacy, którzy przejmują się brakiem akceptacji. Marzą o dużym gronie znajomych, z którymi mogliby spędzać czas i pławić się we wzajemnym uznaniu i sympatii. Albo też adoracji. Ale są też tacy, dla których ma to dużo mniejsze znaczenie niż móc pozostać sobą.
Kiedy Wiewiórka skończyła już zbierać owoce, spokojnie udała się w stronę drzewa, na którym mieszkała. Nagle zauważyła, że ktoś przygląda się jej bacznie spod ławki, która stała nieopodal i w pogodne dni przyciągała spacerujących, dając im chwilę wytchnienia. Teraz pod ławką przysiadła wiewiórka i z uwagą patrzyła na Wiewiórkę, która nie lubiła orzechów.
Wiewiórka, która nie lubiła orzechów nie zamierzała się tym przejmować. Odwróciła się i zwinnie wdrapała na drzewo, dźwigając na ramieniu koszyczek pełen owoców.
Jej domek na drzewie był bardzo przytulny. Od reszty świata odgradzały go gęste gałęzie. Jednak wieczorami można było przez nie zobaczyć księżyc.
Następnego dnia Wiewiórka jak zwykle biegała po parku załatwiając różne drobne sprawy. A to trzeba sprowadzić fachowca i naprawić kran w łazience, a to kupić słoiki, w których zaprawi się owoce na zimę, a to wyczyścić futerko, bo jutro niedziela…
Nie zwróciła uwagi na to, że ta wiewiórka spod ławki chodziła za nią cały dzień krok w krok i po całym dniu odprowadziła ją aż do samego drzewa, na którym mieszkała.
Niedziela zawsze była radosnym ale też dosyć głośnym dniem w parku. Przychodziło mnóstwo dzieci i wszystkie miały ze sobą mnóstwo orzechów. Dla wiewiórek to było prawdziwe święto. Wiewiórka, która nie lubiła orzechów, lubiła niedziele, bo były gwarne i kolorowe. Schodziła więc z drzewa i tak jak pozostałe biegała od krzaczka do krzaczka. Mogła przy tym ignorować nawoływania dzieci, bo orzechy nie interesowały ją wcale. To była swego rodzaju wolność, którą bardzo sobie ceniła.
Kiedy przysiadła, żeby chwilę odpocząć usłyszała szelest tuż obok. To wiewiórka-spod-ławki przysiadła tuż obok.
– Cześć – zamachała łapką.
– Cześć – odpowiedziała Wiewiórka, która nie lubiła orzechów.
– Jak to robisz? – zapytała wiewiórka-spod-ławki.
– Co jak robię?
– Nie przejmujesz się tym, co mówią inni?
– Skąd wiesz, że się nie przejmuję? – zapytała Wiewiórka, która nie lubiła orzechów.
– Wydaje mi się, że się nie przejmujesz.
Wiewiórka, która nie lubiła orzechów zaśmiała się.
Rzeczywiście nie bardzo się tym przejmowała. Wolała nieco odstawać od reszty niż robić coś wbrew sobie. Zresztą wiedziała, że nie jest jedyną wiewiórką na świecie, która nie lubi orzechów. Być może tylko jedną z nielicznych, która się tego nie wstydziła.
Jej życie nie było przez to gorsze. Nie miała poczucia, że coś ją omija, że coś przez to traci.
– Nie czujesz się samotna? – zapytała wiewiórka-spod-ławki.
– Nie jestem samotna – odpowiedziała Wiewiórka która nie lubiła orzechów – mam kilku przyjaciół.
– Naprawdę?! – zdziwiła się wiewiórka-spod-ławki – czy oni też nie lubią orzechów?
– Lubią, niektórzy nawet bardzo. A co to ma do rzeczy? To nie przeszkadza w przyjaźni…
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Wiewiórka, która nie lubiła orzechów, chętnie już by sobie poszła. Ale była dobrze wychowana i nie chciała zachować się niegrzecznie.
Wiewiórka-spod-ławki w końcu kiwnęła główką i pobiegła przed siebie. Wiewiórka, która nie lubiła orzechów mogła wrócić na swoje drzewo, do swoich upodobań i spokojnego życia.
Tymczasem wiewiórka-spod-ławki nadal nie mogła się zdecydować czy wystarczy jej odwagi i siły. Czy uda jej się ułożyć sobie życie trochę jakby od nowa. Czy potrafi być ponad to i nie przejmować się tym co myślą i mówią inni. Czy będzie mogła żyć spokojnie i cieszyć obecnością przyjaciół. I jak w ogóle będzie wyglądać jej życie, kiedy wreszcie przyzna się najpierw samej sobie – a potem w końcu i cała reszta się o tym dowie- że ona też nie lubi orzechów. I że wolałaby jeść owoce i pić sok z liści. I wcale nie myśli, że z tego powodu zamieni się w chomika. Zresztą – jeśli nawet – czy coś złego jest w byciu chomikiem? Albo czymkolwiek innym?