– Dość tego – powiedziała Niki rozprostowując skrzydełka – nie można tylko ciągle narzekać. Trzeba zacząć coś robić.
Nig westchnął trochę głośniej niż zamierzał i Niki spojrzała na niego groźnie.
– Wzdychanie też nie pomoże. Kiedy wzdychasz to zupełnie tak jakbyś rozkładał ręce w takim geście: nic nie poradzę, nic się nie da zrobić.
– A co możemy zrobić? – zapytał Nig – kwiaty na łące usychają. Niedługo wyprowadzą się wszystkie owady. Nawet myszy nie chcą już tutaj żyć.
– Dlatego musimy działać – powiedziała Niki stanowczo – a nie wzdychać. Musimy jak najszybciej znaleźć tego zwariowanego Straszyka, który opowiadał o deszczowej wiedźmie. Zaprowadzi nas do niej i poprosimy ją o pomoc.
– Wiesz, że to dziwak. Czy można mu ufać? I słyszałaś co o niej opowiadał… Może ona nie zechce nam wcale pomóc. Albo jeszcze gorzej – zażąda czegoś w zamian. Na przykład naszych skrzydełek!
Nig nerwowo zatrzepotał skrzydełkami, które były jak dwa małe listki, trzęsące się na wietrze. Potrafiły jednak unieść go wysoko i dzięki temu mógł oglądać łąkę z góry. Nie wyobrażał sobie życia bez tej możliwości.
– Nig, skrzydełka są ważne, ale woda dla łąki ważniejsza. Na co ci oglądanie łąki z góry, jeśli wszystkie kwiaty uschną? I trawa? I biedronki wyprowadzą się stąd i nie będą już rozwieszały kolorowego prania na łodyżkach?
Niki była niesamowita. Zawsze umiała patrzeć do przodu. A kiedy widziała problem, szukała rozwiązania.
Liść, pod którym siedzieli, poruszył się nagle. Po chwili tuż nad nimi pojawiło się ciekawskie oko pani Muchy.
– Jesteście tutaj? – zapytała – słyszę jakieś rozmowy.
Niki i Nig byli dosyć drobnej budowy. Oboje mieścili się na płatku stokrotki. Trzeba było przez chwilę przypatrywać się mocno, żeby ich dostrzec. I nie każde oko było w stanie ich zobaczyć. Oko pani Muchy było w stanie.
Oko muchy składa się z czterech tysięcy małych oczek. A mucha ma ich dwoje. W ciągu sekundy oczy muchy tworzą jednocześnie dwieście obrazów otoczenia. Wśród nich znajdzie się miejsce dla dwóch mikro stworzeń, które właśnie planują uratować całą łąkę.
Mucha ma trochę łatwiej. Łąka nie jest jej tak bardzo potrzebna do życia. Za przeproszeniem – mucha może żyć nawet na śmietniku. Tak już jest i nie ma co mieć o to do niej pretensje. Przydałyby się teraz jej szybkie oczy i skrzydełka, dużo silniejsze od skrzydełek Niki i Niga. Ale nie da się nikogo zmusić do pomocy.
– Straszyk – zastanawiała się pani Mucha – ten zwariowany patyczak, który opowiada niestworzone historie? Dawno go nie widziałam, czy on się nie wyprowadził z łąki?
– Na pewno nie – powiedziała stanowczo Niki – on kocha łąkę. Mieszka tu od urodzenia.
– Jak my wszyscy – westchnęła pani Mucha – ale nic nie trwa wiecznie.
Niki złościła się, kiedy ktoś poddawał się tak szybko. Przecież gdyby każdy tak robił, nikomu nie chciałoby się żyć. Bo trudności trzeba pokonywać każdego dnia.
– Zapytajcie Chrząszcza. On bywa w różnych miejscach, może widział tego waszego Straszyka – powiedziała na do widzenia pani Mucha i odleciała.
Oczywiście znali Chrząszcza dobrze. Chrząszcz interesował się głównie jedzeniem. Był to wyjątkowo żarłoczny osobnik. Miał jednak bardzo liczną rodzinę w różnych częściach łąki i obiecał, że popyta o Straszyka.
Chociaż mieszkańcy łąki woleli unikać Straszyka – uchodził za dziwaka i trochę się go bali.
– Ja nie dam rady pójść z wami do wiedźmy. Nie mam tyle sił w nogach – usprawiedliwił się nieporadnie Chrząszcz i oddalił szybko.
Deszczu nie było już bardzo długo. Kwiaty straciły swoje barwy, liście pomarszczyły się i pozwijały.
Bez wody prędzej czy później wszystko umiera. Mieszkańcy łąki nie będą mogli żyć tutaj, jeśli rośliny umrą. Jednak większość stworzeń poddaje się bez walki, nie dostrzegając szans na znalezienie sposobu. A jeśli nawet sposób jest, to wszystkim wydaje się zbyt trudny, żeby go użyć.
A wszystko to przez złą deszczową wiedźmę, która zabrała deszcz. Dlaczego go zabrała? Bo była złą i nieszczęśliwą wiedźmą, której przyjemność sprawiało tylko unieszczęśliwianie innych.
O deszczowej wiedźmie słyszeli wszyscy, chociaż nikt jej nie widział. To znaczy było paru, którzy twierdzili, że znają ją osobiście, ale byli to najstarsi mieszkańcy łąki, którzy nie wszystko już pamiętali.
Podobno deszczowa wiedźma mieszkała kiedyś obok nich na łące. Jednak z powodu, którego nikt już teraz nie pamiętał, pokłóciła się ze wszystkimi i wyprowadziła do lasu za łąką. Odtąd owady i myszy bały się zapuszczać w tamtą stronę. Deszczowa wiedźma zsyłała na nie różne dziwne choroby albo mieszała im w głowach. Tak jak podobno pomieszała nieszczęsnemu Straszykowi .
Teraz jednak posunęła się za daleko. Zabrała cały deszcz, jaki powinien spaść na łąkę o tej porze roku.
Rano Niki wstała bardzo wcześnie bo czuła, że energia ją rozpiera. Nazbierała kilka sporych kropel nektaru, żeby przyrządzić śniadanie sobie i Nigowi. Wiedziała, że Nig najchętniej nigdzie by się nie ruszał i czekał, aż problem rozwiąże się sam. Ale był dobrym elfem i kiedy się go ładnie poprosiło nie odmawiał pomocy.
– Nig – szepnęła mu tuż nad uchem Niki – zobacz, rodzina pająków pakuje się do drogi. Nawet one chcą stąd odejść…
Pająki miały to do siebie, że nie przejmowały się byle zawahaniami pogody. Były wytrzymałe i długo nie narzekały na brak deszczu. Teraz zdecydowały się odejść, bo łąka pustoszała i mieszkanie tutaj przestawało być przyjemne.
Niki była naprawdę zmartwiona. A Nig mocno jeszcze zaspany.
– Hej – krzyknęła w stronę pająków – możemy wszyscy pójść do deszczowej wiedźmy i poprosić ją o pomoc!
Ale pająki nawet się nie odwróciły w jej stronę.
– Co z nimi wszystkimi??? – złościła się Niki.
– Boją się – odpowiedział Nig – ja też się boję. Ty nie?
Nagle na ścieżce pomiędzy usychającymi z pragnienia wysokimi trawami pojawił się jegomość bardzo chudy i trochę jakby powykrzywiany. Powoli i pogwizdując pod nosem szedł w ich stronę. Nigowi ciarki przeszły po plecach na widok tego zupełnie nietypowego osobnika. Patyczak w końcu stanął przed nimi i skłonił się lekko.
– Podobno mnie szukaliście – powiedział i w tej samej chwili z błyskiem w oku dodał – podobno wybieracie się do deszczowej wiedźmy?
Czasami ktoś wydaje się nieco zwariowany, ale wcale zwariowany nie jest. To znaczy zachowuje się nieco ekscentrycznie, ale potrafi też mówić i działać całkiem rozsądnie. Bo właściwie kto wyznacza normy zachowania? Mówi się, że straszyki w ogóle nie dbają o to, co będzie jutro. Ale może dzięki temu mają nieco więcej odwagi, kiedy trzeba dokonać czegoś takiego, jak odnalezienie deszczowej wiedźmy i uratowanie łąki przed zagładą. Dlatego nigdy nie należy lekceważyć tych, którzy nieco odstają od reszty. Straszyk nawet nie próbował odradzać dwojgu elfom wielkości kwiatowego pręcika rozmowy z kimś, kto może połknąć ich tak szybko, że nawet nie poczuje ich smaku.
– Nig! Przyśpiesz trochę! – ponaglała Niki – musimy dotrzeć tam przed wieczorem.
Nig miał złe przeczucia. Albo tylko sobie to wmawiał. Raczej na pewno, bo przecież przeczucia zazwyczaj trochę sobie wmawiamy. Zwłaszcza wtedy, kiedy czegoś się boimy. Nig bardzo bał się deszczowej wiedźmy, ale z drugiej strony nigdy nie zostawiłby Niki. No i był trochę dumny, że bierze udział w tak ważnej misji.
Straszyk spokojnie wędrował przed nimi. Do lasu nie było bardzo daleko, ale skrzydełka dwóch maleńkich elfów mają swoje ograniczenia. W przypadku Niga strach, jaki poczuł kiedy dotarli do skraju łąki, spowodował, że jeszcze zwolnił. Niki też czuła dreszcz emocji, ale to na myśl o tym, że za chwilę wygarnie deszczowej wiedźmie jaka jest okropna i niesprawiedliwa!
W lesie było ciemno i chłodno. Zieleń lasu różniła się od zieleni łąki. Ta tutaj była ciemna, głęboka i jakby aksamitna. Zieleń łąki kojarzyła się bardziej ze zwiewną chustą.
Drzewa kołysały się mrucząc i skrzypiąc. Pod gęstym krzewem, najeżonym ostrymi kolcami, mieszkała deszczowa wiedźma.
– Pewnie jeszcze śpi – powiedział spokojnie Straszyk i rozsiadł się pod drzewem. Jego kolor i kształt sprawiały, że na tle drzewa robił się zupełnie nie widoczny. To było trochę przerażające. Niki i Nig stali nieruchomo, wpatrując się w krzew i wycelowane w nich kolce i przez chwilę gotowi byli zakończyć swoją misję choćby natychmiast!
Nagle krzew poruszył się złowrogo. Wysoko nad głowami trzech dzielnych wędrowców przeleciały ciemne ptaki szeleszcząc skrzydłami. Spod krzewu wygramoliła się olbrzymia i bardzo brzydka ropucha.
Najpierw pojawił się brązowy grzbiet. Potem cała reszta. Ciało miała krępe i masywne, a pysk szeroki. Skóra jej grzbietu była chropowata ze względu na liczne brodawki. Brzuch był jaśniejszy, brudnoszary, pokryty licznymi plamami.
Nig na chwilę zamknął oczy z przerażenia. Ale Niki szturchnęła go mocno w bok.
– Dzień dobry deszczowa wiedźmo – powiedziała głośno i wyraźnie – przyszliśmy do ciebie po deszcz.
Deszczowa wiedźma spojrzała uważnie na Niki.
– Deszczu nie będzie – odparła krótko – i zmiatajcie stąd szybko, póki nie zgłodniałam. Chociaż zasadniczo nie jadam elfów. Mają słodko-mdły smak, do niczego nie podobny.
– Nie ruszymy się stąd póki nie oddasz deszczu! – Niki chwyciła się pod boki i patrzyła prosto w oczy starej deszczowej wiedźmy. Nig stanął tuż za Niki chociaż był przekonany, że zaraz oboje zginą. Nagle wiedźma zwróciła się właśnie do niego :
– Ty też przyszedłeś po deszcz? Jesteś gotów poświęcić swoje ukochane skrzydełka, które bardzo by mi się przydały??
Nig bardzo nie chciałby oddawać skrzydełek, ale przecież łąka potrzebowała wody bardziej niż on latania. No i on jest jeden, a na łące żyje tyle stworzeń…
– I nikt inny nie miał odwagi przyjść do mnie? Nawet polne myszy? Czy im nie zależy na łące?
– Wszystkim zależy na łące i tobie też powinno – odpowiedziała Niki stanowczo – żyłaś tam kiedyś i nadal byś mogła. Ale jeśli łąka zginie, nikt już tam nie zamieszka.
– W takim razie sprawa jest prosta – zaśmiała się bardzo nieprzyjemnie ropucha – zabiorę wasze skrzydełka w zamian za deszcz. I więcej tu nie wracajcie.
Deszcz spadł, jak tylko dotarli do domu. I padał długo, z krótkimi przerwami na słońce, które osuszało swoimi promieniami liście i płatki kwiatów.
– Już nie zobaczę łąki z góry – westchnął Nig.
– Zobacz jaka jest znowu piękna! To powinno ci wystarczyć – uśmiechnęła się Niki.
– Coś za coś? – zapytał Nig – czy tak zawsze musi być?
– Bardzo często – odpowiedziała Niki i zamyśliła się – i nie ma co żałować. Jeśli coś się zyskało.
Nig żałował tylko troszkę. Łąka znowu mieniła się barwami i pachniała słodko. Pająki zawieszały nisko swoje sieci, na których błyszczały kropelki rosy. Mucha odpoczywała po pracowitym dniu na zielonym liściu. A biedronki rozwieszały na łodyżkach kolorowe pranie. I wszystko to można było zobaczyć nie unosząc się nad łąką.
– Chrząszcze znowu kłócą się o jedzenie – pani Motylowa przysiadła obok nich – a pająki rozwieszają pajęczyny, gdzie im się podoba! Ostatnio pani Mysz wpadła w jedną z nich. Ledwośmy ją wyciągnęli! Czy kiedyś będzie tu spokojnie?!
Niki wstała i rozprostowała skrzydełka.
– W takim razie chodźmy do pająków, trzeba z nimi porozmawiać. Nie można tylko ciągle narzekać. Trzeba zacząć coś robić.
Niki była naprawdę niesamowita. Zawsze umiała patrzeć do przodu. A kiedy widziała problem, szukała rozwiązania. Nig musiał to przyznać, chociaż na myśl o tym, że ma pójść z nią do pająków i w dodatku z nimi rozmawiać, poczuł ciarki na plecach. Ale przecież w życiu nie zostawiłby Niki.
p.s Tak, tak – to żadne przeoczenie – Niki rozprostowała skrzydełka. Skąd je miała? Przecież oddała je deszczowej wiedźmie w zamian za deszcz! Tak właśnie było. Jednak to nie oznacza wcale, że je straciła. Nie mogła już co prawda latać nad łąką, ale skrzydła wciąż miała – w swojej głowie, zawsze gotowej do działania ;). Tych nikt nie mógł jej pozbawić, prawda?