Biedronka zgubiła kalosze. Nie wiadomo, gdzie dokładnie, ale to było tego dnia. Tego dnia, kiedy tak strasznie padało. Wszędzie zrobiły się wielkie kałuże. Niektóre były jak jeziora. Zresztą Konik Polny wodował na jednej z nich swoją łódkę z liścia. Jemu nie przeszkadzał deszcz i kałuże. Myślał tylko o zabawie. Taaak… Konik Polny lubił się bawić. A Biedronka wiecznie się czymś zamartwiała. I teraz te kalosze…
– Ale ty się tym nie przejmuj – powiedział nagle szmaragdowy Żuk – to nie jest twoje zmartwienie.
– Wiem, wiem – smętnie stwierdził mały Robaczek Świętojański – nie zamierzam się przejmować. Ale nie lubię, kiedy coś idzie nie tak.
– Nie tak – czyli nie jak? – zainteresował się szmaragdowy Żuk.
– Chyba wszyscy powinni żyć jakoś w zgodzie, obok siebie, w symbiozie czy jakoś tak…
– Naiwniak! – westchnął głośno Żuk – kto z kim w zgodzie??? Przecież oni nie wybrali sobie tego miejsca do życia. I na pewno nie obok siebie! Tak się samo ułożyło. I teraz muszą to znosić.
– Ale skoro już – to nie byłoby lepiej i łatwiej razem??? – westchnął cicho Robaczek Świętojański.
Ważka przeleciała obok lekko szemrząc skrzydełkami. Elegancka, jak zwykle. Niedostępna, jak zwykle.
Szmaragdowy Żuk i Robaczek Świętojański podążyli za nią wzrokiem.
– Ona niczym się nie przejmuje, tylko sobą – szmaragdowy Żuk wskazał na Ważkę – i wiesz co? Ma rację!!!
Ważka przysiadła na łodyżce i rozglądała się leniwie.
Modelka i elegantka. Ziewnęła i poruszyła lekko skrzydełkami. Absolutnie nie interesowały ją kalosze, które zgubiła Biedronka. Zresztą kalosze nie są modne w tym sezonie.
Konik Polny kołysał się na swojej łódce z liścia i pogwizdywał cicho. Podparł się wygodnie i patrzył na chmury. Będzie jeszcze padać czy przestanie wreszcie?
– Na czym polega sens życia?- zapytał nagle mały Robaczek Świętojański.
Szmaragdowy Żuk pokręcił głową z dezaprobatą:
– Może na tym, żeby nie zadawać takich pytań?- odparł krótko i zdjął z półki książkę.
Z tymi kaloszami to było tak:
Od rana padał straszny deszcz. Naprawdę straszny, bo zrobiło się ciemno i nieprzyjemnie. Zielona łąka zamieniła się w ciemne zielono – brązowe bagienko. W taką pogodę większość stworzeń na świecie nie ma humoru. I złości się o byle co.
Biedronka szła szybko, skulona pod czerwonym parasolem. Parasol wyginał się na wszystkie strony. Ściskała mocno zagiętą rączkę, ale deszcz wdzierał się pod parasol ze wszystkich stron. Biedronka szła więc przed siebie chociaż właściwie nic nie widziała. Z naprzeciwka biegł błyszczący Skorek. Spieszył się do pracy chociaż wiedział, że w taką pogodę to i tak niewiele się zrobi… Nie zauważył Biedronki i wpadł na nią z impetem. Biedronka wypuściła z rąk czerwony parasol, który jakby tylko na to czekał i odleciał, hen nad łąkę… daleko! Skorek zamiast przeprosić Biedronkę zdenerwował się na nią i krzyczał coś, co i tak wiatr uniósł ze sobą. I może lepiej. A na koniec tupnął nogą i nachylił się nad biedną Biedronką tak, że ta cofnęła się i pac – upadła w kałużę! A kiedy wstała nie miała już na sobie kaloszy. Skorka też już nie było. Pognał dalej przed siebie.
Ślimak drzemał pod liściem i tylko raz łypnął okiem w tamtą stronę. Zmoknięta Biedronka bez kaloszy poczłapała przed siebie. Już bez parasola. Z miną zrezygnowaną.
Podobno Pająk widział te kalosze. Pływały w kałuży, kołysząc się lekko. Ale Pająk nigdy nie interesował się niczym. Był totalnym luzakiem, którego dewizą było: martw się o siebie.
A Ważka nigdy nie przepadała za Biedronką. Nudna, wiecznie zafrasowana i zawsze źle ubrana Biedronka! Te jej grochy! Ohydne brrr…
Kogo obchodzi czyjeś nieszczęście? Małe czy duże? Byle tylko nie było zbyt blisko. No i co to za nieszczęście – zgubić kalosze?! Phi!
A co…? Że niby to wcale nie o te kalosze chodzi? A o co???
– Wiesz…- Robaczek Świętojański zaczął powoli – tutaj każdy żyje tylko dla siebie.
– A niby dla kogo mają żyć? – szmaragdowy Żuk podniósł oczy znad opasłej książki.
– Żyć tylko dla siebie to takie… puste? – Robaczek Świętojański głośno rozmyślał.
– Tak – odparł szmaragdowy Żuk – i ty też tak żyj.
– Ale tak nie można! – Robaczek Świętojański uniósł się nagle – nie można myśleć tylko o sobie! W ten sposób wyginiemy! Nikt nie da rady w życiu sam! Nikt!
– To chyba już nieaktualne – westchnął Żuk – inne czasy. Dziś każdy jest samowystarczalny.
– Ratunku! Ratunku! – wołanie Konika Polnego obudziłoby umarłego – Pomocy!
Łódka z liścia przewróciła się dnem do góry, a Konik Polny wpadł po uszy do wody. Beztroski wyraz jego twarzy zniknął na chwilę. Lubił się bawić, a ta łódka to była kolejna zabawka. Do niczego niepotrzebna. Fanaberia. I teraz mu pomagać? A czy nie jest sam sobie winien?
A czy on – ten lekkoduch – pomógłby, gdyby ktoś wołał o pomoc? Czy pomógł Biedronce kiedy zgubiła kalosze?
A jakie to ma znaczenie?
– Lecę! – Robaczek Świętojański ruszył na pomoc – Pomóżcie! – krzyknął jeszcze. Gdzieś w powietrze.
Naprężał jak mógł wątłe mięśnie. Ale Konik Polny ważył trochę. Zawsze lubił słodycze i nigdy ich sobie nie odmawiał.
– Nie dam rady sam – Robaczek dwoił się i troił.
Ślimak łypnął okiem spod swojego liścia. A potem ruszył powoli w stronę kałuży. Zjawił się też błyszczący Skorek – nie wiadomo skąd – i elegancka Ważka. I Biedronka – też się zjawiła, z czerwonym ręcznikiem.
Wkrótce Konik Polny został wyciągnięty z wody. A jego łódka postawiona masztem do góry. Konik Polny wycierał głowę czerwonym ręcznikiem Biedronki i uśmiechał się trochę głupio.
– A widzisz?- Robaczek Świętojański pociągnął szmaragdowego Żuka za rękaw – nikt nie jest samowystarczalny.
– Mhm – szmaragdowy Żuk spojrzał znad okularów w stronę kałuży – niektórzy nie są.
– I kalosze Biedronki się znalazły! Skorek je znalazł!
– Świetnie – uśmiechnął się szmaragdowy Żuk.
– I w tym jest sens. O! Sens życia. Z innymi i dla innych.
– Czy dasz mi w końcu poczytać?- zapytał zniecierpliwiony Żuk – cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło, ale teraz już chciałbym wrócić do mojej książki.
– A o czym ta książka?- Robaczek Świętojański zajrzał przez ramię szmaragdowego Żuka.
– O sensie życia – mruknął Żuk – ale ty jesteś na nią jeszcze stanowczo za młody!
Szmaragdowy Żuk jest mądry i dobry. Tylko czasami nieco szorstki. Robaczek Świętojański przestał paplać. Patrzył jak Konik Polny przewozi na swojej łódce z liścia dzieci pani Biedronki, a Ważka na łodyżce dyskutuje ze Skorkiem. Deszcz nie padał i może dlatego humor poprawił się wszystkim. A kiedy ma się dobry nastrój, to i życie wydaje się mieć jakiś głębszy sens. I łatwiej żyje się z innymi. Aż do następnego deszczu…?