Pewnego razu był sobie stolik kawowy. Można by go wziąć za zabytek. Na jednej nodze, z inkrustowanym blatem. Taki stolik to trochę zbytek. Po co komu taki stolik w mieszkaniu, kiedy obok jest stół – normalny, z czterema nogami. Więc stolik kawowy się martwił. Doszły go bowiem słuchy, że taki stolik kawowy to już wyszedł z mody. “Jestem przecież zdrowy, młody, mogę wziąć udział w niejednym niedzielnym piciu kawy. Jak taki stolik jak ja mógłby wyjść z mody!”. Lecz stół był górą. Zwłaszcza kiedy w rodzinie pojawił się mały człowieczek. Stół był wygodny, duży, można było przysunąć do niego wygodnie dziecięce wysokie krzesełko. Stół był więc szczęśliwy i chętnie wszystkim służył – nie zważając na plamy z mleka i zupy. A stolik kawowy stał w kącie, smutny, i się kurzył….
Ale bywa i tak, że można do dawnej świetności powrócić. Minęły zaledwie dwa lata stania w kącie i kurzenia, gdy nagle przyszło ocalenie od całkowitego zapomnienia. Oto kawowy stolik, czysty, wytarty z kurzu, został znowu postawiony na środku bawialni (bo tu było jego miejsce, nigdy w jadalni!). Ale zamiast filiżanek, z chińskiej kruchej porcelany, i srebrnej cukiernicy, na stolik wjeżdża kubek z mlekiem i plastikowy….dzbanek? W dzbanku zamiast kawy – kredki kolorowe – a obok blok rysunkowy. I kilka herbatników, na małym talerzyku – w końcu to stolik kawowy.
I tak to stolik kawowy, z blatem inkrustowanym, z jedną nogą do stania, został stolikiem bawialnym – ale do rysowania. I w sumie najważniejsze to być przydatnym w życiu. Więc starał się stolik dzień każdy zaczynać z pogodną miną a kiedy dzień mijał cieszył się skrycie, że mały człowieczek wolał po nim rysować niż obklejać go plasteliną!