Krótka bajka o …

Ziemia jest jak piłka. Taka okrągła i taka lekka.

– Lekka? Chyba nie jest lekka?

Musi być. Skoro unosi się w międzygwiezdnej przestrzeni. Jak piłka, którą dziecko podrzuciło właśnie do góry, lekko, podczas zabawy.

– Według mnie jest ciężka. Jak piłka lekarska. Nikt nie byłby w stanie jej podrzucić. A nawet podnieść. Mieści w sobie tyle, dźwiga i podpiera – cały świat!

Lecz świat może wcale nie jest taki ciężki?

– Jest bardzo! Wysokie góry. Wielkie oceany. Kontynenty. Ludzie. Całe masy ludzi. Ich problemy. Ich codzienne ciężary.

Tak… Człowiek by tego nie udźwignął. Tak jak człowiek nie zna Wszechświata. Ale Ziemia to co innego. Jest planetą. Obraca się wśród innych planet. Zna tajemnice, o jakich nam się nawet nie śni.

– Więc nie jest jak piłka. Piłkę można podrzucić albo kopnąć podczas zabawy. I ona toczy się lub leci gdzieś wysoko. Zmienia miejsca bez przerwy.

Piłka to bardzo poważna sprawa. Czy wyobrażasz sobie czyjekolwiek dzieciństwo bez piłki? Chociaż jednej? Czy znasz choć jedno dziecko na świecie, które nie uwielbia bawić się piłką? Piłka może wystarczyć dziecku za wszystkie zabawki!

– Więc Ziemia jest jak dziecięca zabawka?

Kto wie? Może być. Dla jakiegoś starożytnego Tytana mogła być jedną z zabawek. W dobrym znaczeniu. Bo przecież kochamy zabawki. Niektóre mamy w sercu do końca życia. Do niektórych całe życie tęsknimy.

– Zabawka brzmi jak coś, co jest lekkie. Coś, co można schować do plecaka i zabrać na piknik albo na wycieczkę. Coś, co nie jest obciążone rzeczami, które są przytłaczające. Które nosi na sobie Ziemia. Tylko wręcz odwrotnie.

Właśnie. Więc weź Ziemię w objęcia. Jak piłkę. Przytul do serducha. Popatrz na nią jak tytan. Wrzuć do plecaka i przekonaj się, że nic nie waży. Zabierz ją w plecaku na spacer. Wyda ci się bardzo lekka i do uniesienia. I tobie też od razu zrobi się lżej.

– ….. 🤔

A przecież właśnie o to chodzi. Żeby było lżej. Mimo wszystko.

Krótki wierszyk marcowy

Słońce w szaliku i rękawiczkach

O świcie okna

Przeciera

Zagląda uważnie w zakamarki

Przedwiosennych

Zakątków

Przegląda przedmioty i drobne

Rzeczy

Szafki otwiera

Czy to nie pora

Czy to nie czas już

Wiosennych porządków?

Jeszcze chwileczkę

Jeszcze poranki mroźne

I mgliste

Jak mrok i światło

Tak chłód i ciepło

W wiecznym zmaganiu

A że w pogodzie dzisiaj

Nic nie jest

Oczywiste

Można porządki jeszcze odłożyć

I trwać przez chwilę

W wyczekiwaniu

………..

I przyczaiwszy się

obserwować

w zachwycie

Jak bardzo powoli

Lecz po raz kolejny

w przyrodzie budzi się życie…🌿🌿🌿

Krótka bajka o poranku Wiosny

Wiosna… przebudziła się zbyt wcześnie i chodzi teraz rozczochrana. Tak, rozczochrana właśnie. To ładne słowo i bardzo obrazowe. Zarzuciła szlafroczek z zielonego mchu, bo przecież wciąż jeszcze nie dotarł ten z liści. W rozczochranych jej włosach ptak jakiś gniazdko sobie uwił – twarzowe i nic nie waży.

Kawa. Czas na kawę. Kawa musi być czarna i mocna, z mielonymi żołędziami i ciemnymi owocami leśnego runa. Do niej miodu z leśnych zbiorów spora ilość. Kolor i zapach powodują lekki zawrót głowy – i ta myśl o aksamitnym smaku, zamkniętym w filiżance z białej porcelany.

Rozsiadła się Wiosna wygodnie, ujęła w dłonie filiżankę, zastygła tak, delektując się ciszą wokół. Tylko pojedyncze głosy ptaków w tej ciszy i wiatr gdzieś w gałęziach…

Obok leżą książki do przeczytania, w ładny stosik ułożone. Miała zdążyć przed końcem zimy, lecz nie zdążyła zajrzeć do wszystkich. Jednak przecież przed nią długie ciepłe wieczory i świty słoneczne. Pełne światła i dobrej energii.

Pośpiech nie jest wskazany przy czynnościach, które dają nam radość i siłę. Można nawet je rozłożyć mocno w czasie. Żeby dłużej cieszyć się nimi. Tak specjalnie.

Kot przeciąga się błogo, zahaczając o Wiosnę. Wiosna tymczasem w głowie planuje w co się stroić w tym roku będzie. Trochę jest z niej strojnisia, taka już jej natura. Na to wszyscy czekają gdy nadchodzi.

Jednak jeszcze troszeczkę. Jeszcze w mchu się ogrzewa. Jeszcze głowę może mieć rozczochraną. Niech ten ptak, co sobie gniazdko w jej włosach uwił ze spokojem dokończy swoją pracę. A potem czas niech umila wyśpiewując piosenki. Idealne do porannej mocnej kawy.

Już niedługo lecz nie jeszcze… Wiosna 🍀.

Krótka bajka o niezwykłości zwykłych rzeczy

Poranny promień słońca wpadł

do butelki

zielonej

Już od świtu spoglądał

z zaciekawieniem

w jej stronę

Rozsiadł się na dnie

rozświetlił

pełen energii od rana

Z zewnątrz butelka wygląda teraz

jak jakaś lampa

zaczarowana

Lecz w środku… co to?

Niewidzialne atomy

tańczą w słońca promieniu

Raz pojawiają się

raz znikają

jak w sennym przywidzeniu

Kręcą się w jedną stronę

i w drugą

i tak wciąż od nowa

To wcale nie jest zwykła butelka

lecz pełna światła

sala balowa!

Która z zewnątrz wygląda

– dopóki promień

jest w środku

Jak zaczarowana lampa

po jakimś z dalekich stron

przodku…

Takie zwyczajne codzienne na wyciągnięcie ręki czary…

Krótka bajka o darach od losu

Dzień wstał mroźny lecz jasny, pełen słońca, które obsypało drobnymi kryształkami ośnieżone gałęzie drzew. Las ucichł pod śnieżną pierzyną i metydował w dostojnym nieporuszeniu. Wszelkie szmery schowały się w zagłębieniach śnieżnych zasp. Czas jakby zatrzymał się i delektował ciszą i bielą, która kojarzyła mu się z początkiem…

Zielony Skrzat z trudem otworzył drewniane drzwi swojej leśnej chatki. Chatka do wysokości parapetów okiennych była przysypana śniegiem. Drzwi udało się otworzyć tylko dzięki prawdziwej krzepie Zielonego Skrzata, którą szczycił się wśród znajomych. Teraz czas zabrać się za odśnieżanie, chociaż z grubsza…

Serce dzielnego Zielonego Skrzata na chwilę zadrżało, kiedy spod śniegu usłyszał mruknięcie. Opanował jednak drżenia serca i delikatnie rozsunął śnieg w miejscu, z którego dochodził tak nieoczekiwany dźwięk. Czarny łepek małego kotka na tle białego śniegu wyglądał jak błyszczący węgielek.

– Skąd się tu wziąłeś? – zapytał zdumiony Zielony Skrzat – pewnie zmarzłeś bardzo.

Kotek powoli ruszył w stronę otwartych drzwi chatki i bez dodatkowych ceremonii przekroczył próg. Rozejrzał się po wnętrzu po czym podszedł do buchającego przyjemnym ciepłem kominka.

Zielony Skrzat nalał mleka do miseczki i postawił przed kotkiem. Kotek łapczywie wypił kilka łyków. W cichej chatce rozległ się miły dla ucha dźwięk chłeptania … (co za słowo! Miękkie jak ulubione kapcie 🙂. Zielony Skrzat chwycił się pod boki i pokręcił powoli głową.

– Może zostaniesz? Chociaż do końca zimy? Będzie nam raźniej w mroźne wieczory.

Kotek spojrzał na niego z zaciekawieniem po czym odwrócił się, podreptał na dywanik przed kominkiem i ułożył się wygodnie.

Nadszedł wieczór. Za oknem las przybrał najciemniejsze kolory, najdziwniejsze kształty i najbardziej zadziwiające wydawał dźwięki. Można by było się przerazić, gdyby nie było się przyzwyczajonym.

Skrzat i kotek nie zwracali na to uwagi. Obecność tego drugiego na każdego z nich wpływała kojąco. W domku było przytulnie i ciepło. I chociaż nie mieli sobie za wiele do powiedzenia – bo skrzat i kot nie mówią tym samym językiem – to było tak, jakby nic nie trzeba było dodawać.

Dary od losu należy przyjmować w milczeniu nie tylko dlatego, że łatwo je spłoszyć…

Bardzo krótka bajka o niedzielnym odpoczynku

– Odpoczywaj, no już. Szybciej! Miałeś odpoczywać, to rób to.

– Chciałbym, ale mi przeszkadzasz. Przez chwilę bądź cicho, proszę.

– Byłem przez chwilę. Myślałem, że już odpocząłeś. Miałeś krótko to robić.

Krótko nie znaczy aż tak krótko! Nawet nie zmrużyłem oka.

– To ile minut potrzebujesz? Jak długo mam być cicho?

– Może ze dwadzieścia minut… Dasz radę?

– Dwadzieścia to długo czy krótko? Nie wiem, czy dam radę. Ile to dwadzieścia?

– Może więc nie odzywaj się i nie hałasuj póki ja nie zacznę? Za dwadzieścia minut sam się do ciebie odezwę.

– No, nie wiem… a skąd ty będziesz wiedział, że to już dwadzieścia minut?

– Nastawię budzik, to proste.

– Czyli będę mógł się odezwać kiedy zadzwoni budzik? To rzeczywiście proste.

– Nie. Dopiero wtedy kiedy ja się odezwę.

– A jeśli się nie odezwiesz?

– To będzie oznaczać, że może jeszcze nie wypocząłem….

– Ale mówiłeś, że dwadzieścia minut! To ile, jeśli nie dwadzieścia?

– Nie wiem, ale zmarnowaliśmy już kilka minut z tych dwudziestu na twoje pytania.

– Chcę tylko wiedzieć, kiedy będziemy mogli już znowu rozmawiać.

– Kiedy odpocznę. Potrzebuję do tego ciszy i spokoju.

– To odpoczywaj! Szybko!

– Nie można odpoczywać szybko. Można krótko, ale musi być bardzo cicho.

– To już będę cicho. I poczekam aż się odezwiesz.

– Dobrze. To odpoczywam…

– Dwadzieścia minut?

– Znowu minuta ucieka… ciii…

– Okej… to już ciii… tylko… odezwij się jak już odpoczniesz.

Prosty wierszyk o tym, co w duszy…

Biel zieleń

Błękit

Pogoda figle

Płata

Przebiera pory

Roku

I w dziwne

Suknie stroi

Lato się wolno

Rozkręca

Zimie bliżej

Do lata

Wiosna spóźnionym

Śniegiem

Krokusy

Niepokoi

Wiatr z deszczem

Tańcują

Kiedy śnieg

Ma padać

Śnieg pada

Kiedy

Pąki już

Na drzewach

Można straszne

Historie

O tym

rozpowiadać

Lub zadbać

O tę pogodę

Która w duszy

Nam śpiewa

Krótka bajka o ważnym kluczu

Babcia i dziadek zasiedli do kolacji. Kolacja była skromna – na noc nie powinno jeść się zbyt dużo. Za to jak zawsze była smaczna, bo smaczne jedzenie dobrze wpływa na nastrój.

Już mieli rozpocząć jedzenie, kiedy nagle Felek jak burza wpadł do mieszkania i wbiegł do kuchni.

– Nigdy się z nimi nie dogadam! Wnerwiają mnie! I wiecznie się czepiają!

Kto taki? – zapytał zdziwiony dziadek.

– Rodzice! A kto inny? – odparł Felek. – interesuje ich tylko to, co robiłem w szkole i czy zdam do kolejnej klasy. Nie akceptują moich kolegów. Nawet moja bluza im się nie podoba!

– Całkiem ładna bluza – powiedziała babcia, nakładając sobie jedzenie na talerz. – Napijesz się herbaty Felku? – zapytała.

– Nieee… dziękuję za herbatę. Ale… czy mógłbym zamieszkać z wami? – zapytał Felek.

– Cóż – dziadek spojrzał niepewnie na babcię – czy mógłbyś zamieszkać z nami…? Sam nie wiem.

– Oczywiście, że tak – odpowiedziała zdecydowanie babcia. – Zawsze znajdzie się tutaj miejsce dla ciebie. Sądzę jednak, że wcale byś nie chciał. Tęskniłbyś za rodzicami.

– Wcale bym nie tęsknił! – obruszył się Felek – nie wyobrażacie sobie jacy potrafią być denerwujący!

– Możemy sobie to wyobrazić – uśmiechnął się dziadek. – Ale my też pewnie tacy bywamy.

– Nie, wy jesteście w porządku – odpowiedział Felek. – Zawsze macie czas na to, żeby mnie wysłuchać.

– Czas… – babcia przez chwilę zamyśliła się nad tym słowem. – Oto słowo klucz. Lecz nie wszyscy potrafią dobrze posługiwać się kluczami.

Nad kuchennym stołem zapadła cisza. Można by usłyszeć, jak pająk snuje swoją nić w odległym rogu sufitu.

Felek i dziadek z zaciekawieniem przyglądali się babci, która uśmiechała się lekko w zamyśleniu.

– Czas jest zawsze – powiedziała w końcu – i każdy ma go mniej więcej tyle samo. Ale przez większość życia bardzo się go trwoni. Niektórzy dopiero z wiekiem nabywają ważną umiejętność – dobrze wykorzystywać czas i przeznaczać go na to, co najważniejsze.

– To chyba nie takie trudne? – zapytał Felek.

– Bardzo trudne – odpowiedziała babcia.

– Rodzice nie mają czasu – pokręcił przecząco głową Felek – muszą pracować i zajmować się różnymi rzeczami… Dla mnie już go nie starcza…

– To nie dobrze… – babcia pokiwała głową – wciąż nie znaleźli klucza…

– Nic z tego nie rozumiem – westchnął Felek – ale najważniejsze, że wy tak.

– Od tego w końcu jesteśmy – uśmiechnął się dziadek.

– Właśnie – dodała babcia – zaparzę herbatę Felku i podam ci talerz. I może razem coś wymyślimy. A tymczasem – smaczna kolacja nikomu nie zaszkodzi.

… Pewnie, że nie. A zwłaszcza w doskonałym towarzystwie! W którym każdy wie, jak dobrze wykorzystywać posiadany czas. Wcale nie na pracę czy na szkołę, ale na coś dużo ważniejszego, o czym tak często i tak bardzo niektórzy zapominają.

Wierszyk o zwyczajnym poranku

🥐

Mała mysz dzbanek kawy

Na stoliczek odstawia

Na patelni podgrzewa

Chrupiącą chałeczkę

W międzyczasie plan

Na dzień cały omawia

Z sąsiadką z naprzeciwka

Co wpadła na chwileczkę

Kawa pachnie

I chałka jak marzenie

A to przecież

Zwyczajny poranek

Żadne wielkie

Wyjątkowe wydarzenie

Szum za oknem

Jasne niebo zza firanek…

☕️
🌤
☕️
🌤
☕️
🌤
☕️
🌤

(… W podzięce za

zwyczajne poranki

I wszystkie świata

porannych kaw filiżanki)

Krótka bajka o harmonii życia

– Posuń się. Masz swoje miejsce. Zawsze się rozpychasz!

– Nieprawda. To właśnie ty się rozpychasz! Przesuwasz się zawsze w moją stronę i ja nie mam już miejsca.

– Ciii… – przestańcie się kłócić. – Zaraz któraś spadnie i będzie nieszczęście!

– Ta półka jest za wąska. Zaraz wszystkie spadniemy…

Kremowe filiżanki w drobne wzorki wierciły się na półce nad kuchennym blatem i szturchały bez przerwy.

Duża cynowa cukiernica wzdychała ciężko. Co za hałas! Nie można odpocząć. Te filiżanki nigdy chyba nie spoważnieją. Nie potrafią siedzieć spokojnie. Duża cynowa cukiernica nie znosiła hałasu. Uważała też, że powinna bywać w bardziej wytwornych miejscach niż ta kuchnia. Kuchnia była co prawda obszerna i cała w bieli, a gospodyni bardzo dbała o porządek. Po środku kuchni stał duży okrągły stół, a cukiernica zajmowała na nim honorowe miejsce. Mimo wszystko… te ciągłe hałasy. Uszy pękają!

Filiżanki były dzisiaj wyjątkowo nieznośne. Z półki wciąż dochodziły szepty i posykiwania. Zaokrąglony dzbanek do herbaty z porcelany miśnieńskiej uśmiechał się pod nosem. Lubił gwar kuchni i lubił trzpiotki filiżanki. Przysłuchiwał się ich sporom i trochę zazdrościł. One zawsze miały swoje towarzystwo. On zwykle stał na półce samotnie. Duża cynowa cukiernica zupełnie go ignorowała i bywało, że przez cały dzień nie miał do kogo zagadnąć.

Nagle w kuchni zaczęło się poruszenie. Ktoś przyjechał i przyniósł pakunki, które wylądowały na stole. Cynowa cukiernica odsunęła się urażona, a tymczasem gospodyni poruszała się energicznie po kuchni, rozpakowując pakunki i układając w szafkach i na półkach sprawunki. W końcu stół był prawie pusty. Została jedna duża paczka, nad którą gospodyni zatrzymała się z uśmiechem na ustach. Po chwili bardzo powoli zaczęła rozpakowywać paczkę aż w końcu wyłonił się z niej bardzo kształtny przedmiot. Na smukłej zdobionej nóżce, cały z kryształu, błyszczący nowością i stylem.

– Patera na ciasto… – szepnęła duża cynowa cukiernica. – Niezwykła!

– Fiu, fiu… – zagwizdał zaokrąglony dzbanek do herbaty – coś nowego.

A w wyobraźni zobaczył siebie i paterę, gawędzących o życiu i pękających ze śmiechu, jak starzy dobrzy znajomi.

Filiżanki zamikły i wychyliły się niebezpiecznie ze swojej półki. Wszystkie teraz rozpychały się jak mogły, żeby jak najdokładniej przyjrzeć się przybyszowi.

Wszyscy czuli radość na myśl o spotkaniu na stole podczas popołudniowej herbaty. Gospodyni piekła ciasto więc wiadomo już było, że nowa patera pojawi się także. Filiżanki potrząsały uszkami na wszelki wypadek, żeby strzepnąć z nich okruszki kurzu, chociaż gospodyni zawsze wycierała je czystą ściereczką przed zaniesieniem do stołu. Duża cynowa cukiernica układała w głowie treść mowy powitalnej, której wygłoszenie – jako do najstarszej z towarzystwa – należało do niej. Miśnieński dzbanek niczym się nie przejmował. Zawsze potrafił dobrze się zaprezentować i cieszył się tylko na myśl o zupełnie wyjątkowym popołudniu.

Zapach ciasta i świeżo zaparzonej herbaty jaśminowej uciszył wszystkie troski i niepokoje. Nikt się już nie rozpychał, nikt nie wzdychał i nikt nikogo nie uciszał. Każdy znał swoje miejsce i zadanie i było jak w najlepszej orkiestrze. W której bardzo różne i zupełnie niepodobne do siebie dźwięki tworzą jedną wspaniałą harmonijną całość, zamykającą w sobie niezwykłe doznanie ulotnej szczęśliwej chwili, w której wszystko jest tak, jak powinno.