Robaczek świętojański zapiął po szyję swój wełniany płaszczyk. Wyrównał zagniecenia, które powstały, kiedy płaszczyk wisiał w szafie. Miało być już ciepło. To już przecież maj. Dzisiaj wygląda na to, że i szal przyda się podczas spaceru.
Na zewnątrz panował chłód i powietrze pachniało deszczem. Piekny to zapach! Piękna aura.
Deszcz to żywiciel. Daje życie. Wypełnia krwiobieg i zielone komórki roślin tym, co potrzebne im do wzrostu. Słońce daje im energię, deszcz jest jak pożywienie. Bez niego nie ma nic…
Robaczek świętojański rozejrzał się i zachwycił. Zieleń liści i traw po deszczu zdawała się trójwymiarowa. Neonowa. Aksamitna i miękka.
Słońce przebijało błyszczącym promieniem ażurowy dach z liści. Udało mu się dotknąć ścieżki. Robaczek świętojański zatrzymał się w świetlistym punkcie. Światło było jego domem, gdziekolwiek je znalazł.
I nawet jeśli miał swoje własne to zawsze chętnie przyjmował więcej. Jako podarek od losu wobec ciemnych nocy i szarych czasami dni.
Bioluminescencja… na dziś i na wszystkie kolejne dni.
Śmieją się truskawki
Z rumianymi buziami
Chichoczą cichutko
Duszek porannej kawki
Zasiadł na spodeczku…
Będzie opowiadał
O czym ptaki śpiewają
O czym nad doniczką
bzyczą owady
O czym szumią drzewa
Co wysokie rosną
I o tej zieleni
Która jest w nas Wiosną…
Zapach słodkich truskawek
Wypełnia powietrze
Cukier puder białą chmurką
Się podnosi
Miękko i leniwie
Czas się dziś przeciąga
Jak kot co o brak uwagi
Bardzo prosi…
– Opowiedz mi bajkę…
– A o czym ma być bajka?
– O czymś niezwykłym!
– Nieee… bardziej niezwykłym.
– To może, jak… Księżyc?
– Nieee… jeszcze bardziej!
– Już wiem, o czym będzie…. posłuchaj.
Pewnego razu był sobie bardzo mały chłopiec. Taki całkiem malutki. Świat wokół wydawał mu się baaardzooo wielki. I trochę straszny. Ale też… baaardzooo interesujący!
Przede wszystkim – interesujący. A kiedy coś nas bardzo interesuje, wtedy strach nie jest taki ważny. Zapomina się o nim.
Czy to dobrze? Nie jestem pewna. Jeśli nie czuje się strachu można narazić się na kłopoty. Jednak dla tych, którzy bardzo, ale to bardzo są ciekawi świata wizja kłopotów nie jest w ogóle ważna.
Chłopiec z czasem urósł. Nie był już taki malutki. Każdego dnia stawał się coraz większy. Razem z nim rosła jego ciekawość tego, co wokół. Była naprawdę spora, kiedy on stał się już na tyle duży, że mógł sięgnąć ręką po przedmioty stojące wysoko na regale.
Czy jak dotąd jego ciekawość świata przyniosła mu jakieś kłopoty? Trochę tak. Na przykład takie, że trudno było mu znaleźć przyjaciół, bo mało kto go rozumiał. To nie jest nic miłego nie mieć przyjaciół. Czy jednak lepiej jest ich mieć, ale wyrzec się czegoś, co jest dla nas naprawdę ważne?
Duży już chłopiec nie mógł odnaleźć się w rzeczywistości, która nie jest wcale wyrozumiała i przyjazna. Często zamiast przyjmować różne osoby z otwartymi ramionami zamyka się przed nimi. Czasami jest kolczasta. Czasami ma parzydełka, jak meduza. Czy jednak warto podlizywać się rzeczywistości i rezygnować z siebie? Czy wtedy na pewno jest w niej… wygodniej?
Chłopiec już wtedy, kiedy był całkiem mały czuł, że woli być sobą nawet jeśli czasami wiąże się to z niewygodami. Ten, kto radzi sobie z niewygodami rzeczywistości śmielej kroczy przez życie.
Świat jest bardzo interesujący i jeśli ktoś dostrzega to od samego początku to tak, jakby dostał niezwykły dar. Dar dostrzegania rzeczy niepozornych. Dar doceniania tego, co wokół. Rzadkość. Coś bardzo niezwykłego w dzisiejszych czasach.
Bardziej niezwykłego niż Słońce.
I bardziej niż Księżyc.
I tylko prawdziwa Miłość jest bardziej niezwykła od tego.
Ale to już zupełnie inna bajka…
Każdy by tak chciał…
Obudzić się rano, wpuścić do mieszkania szeroki strumień powietrza, na którym śpiew poranny ptaków wpada do mieszkania. I robi przyjemne zamieszanie na półkach z książkami.
Poczuć rano aksamitny zapach kawy, który wypełnia zakamarki kuchni. Poczuć jej smak i delektować się nim codziennie od nowa bez pośpiechu. Medytując przy każdym jej łyczku.
Każdy by tak chciał…
Rano patrzeć jak pierwsze promienie słońca obejmują ciepłym blaskiem matowe listki doniczkowego fiołka. Jak skaczą po komodzie i malują na niej ruchome obrazki. Przesuwające się po szufladach, jak w kalejdoskopie.
Każdy by tak chciał…
Czuć, że to najlepszy początek dnia i nie potrzeba nic więcej. Resztę można już samemu… tak, jak się chce… jak się woli. Powoli, bez presji. Przed siebie. Zawsze przed siebie, bez oglądania się wstecz. Z tym słońcem i śpiewem ptaków w torebce.
Każdy by tak chciał.
A ja po prostu mam .
Tylko tyle. Aż tyle.
Zapachniało
Zajaśniało
Wypiękniało
Gdzieś w gałęziach
Wyfrunęło
Zatańczyło
Zażółciło
I rozkwitło
Podskoczyło
Hop, do góry!
Deszczem spadło
Zmalowało
Na zielono
Wiatrem
Chmury
Przegoniło
Posypało
Z akwareli
Kolorami
I przysiadło
Gdzieś nad rzeką
Roziskrzoną
Promieniami
Złoconymi
Skowronek obudził się wcześniej niż zwykle. Słońce dopiero podnosiło się nad horyzontem i w powietrzu wciąż czuć było chłód nocy. Rozprostował skrzydła i rozejrzał się po okolicy. Senne łąki w kolorze przygaszonej jeszcze zieleni falowały lekko w kremowym świetle poranka.
Skowronek poderwał się do lotu i zawirował lekko w powietrzu. Zatańczył na fali wiatru, który truchtem przemierzał ścieżkę pomiędzy wysokimi trawami.
Las na skraju łąki budził się powoli szumem liści. Choć niektórzy jego mieszkańcy po nocnych łowach dopiero szykowali się do snu. Szepty z leśnego poszycia niosły się cichą melodią po leśnych ścieżkach.
Skowronek przysiadł na gałęzi wysokiego drzewa i w kolejnej chwili w całej okolicy dał się słyszeć jego dźwięczny głos. Popłynął strumieniem coraz cieplejszego powietrza wiosennego poranka. Wpadł przez otwarte okno i zatrzymał się na parapecie. Gdzie wśród doniczkowych kwiatów jego głos przysiadł i przycichł…
Tak obudził do życia nowy dzień, który sam jeszcze nie wie, co przyniesie ze sobą. Słońce na pewno – o tym od rana w prognozie – i na pewno światło, bo od kilku dni jest go coraz więcej.
To najlepsze dary na dobry początek dnia. Poza śpiewem skowronka o świcie.
Jak je wykorzystasz?
Ziemia jest jak piłka. Taka okrągła i taka lekka.
– Lekka? Chyba nie jest lekka?
Musi być. Skoro unosi się w międzygwiezdnej przestrzeni. Jak piłka, którą dziecko podrzuciło właśnie do góry, lekko, podczas zabawy.
– Według mnie jest ciężka. Jak piłka lekarska. Nikt nie byłby w stanie jej podrzucić. A nawet podnieść. Mieści w sobie tyle, dźwiga i podpiera – cały świat!
Lecz świat może wcale nie jest taki ciężki?
– Jest bardzo! Wysokie góry. Wielkie oceany. Kontynenty. Ludzie. Całe masy ludzi. Ich problemy. Ich codzienne ciężary.
Tak… Człowiek by tego nie udźwignął. Tak jak człowiek nie zna Wszechświata. Ale Ziemia to co innego. Jest planetą. Obraca się wśród innych planet. Zna tajemnice, o jakich nam się nawet nie śni.
– Więc nie jest jak piłka. Piłkę można podrzucić albo kopnąć podczas zabawy. I ona toczy się lub leci gdzieś wysoko. Zmienia miejsca bez przerwy.
Piłka to bardzo poważna sprawa. Czy wyobrażasz sobie czyjekolwiek dzieciństwo bez piłki? Chociaż jednej? Czy znasz choć jedno dziecko na świecie, które nie uwielbia bawić się piłką? Piłka może wystarczyć dziecku za wszystkie zabawki!
– Więc Ziemia jest jak dziecięca zabawka?
Kto wie? Może być. Dla jakiegoś starożytnego Tytana mogła być jedną z zabawek. W dobrym znaczeniu. Bo przecież kochamy zabawki. Niektóre mamy w sercu do końca życia. Do niektórych całe życie tęsknimy.
– Zabawka brzmi jak coś, co jest lekkie. Coś, co można schować do plecaka i zabrać na piknik albo na wycieczkę. Coś, co nie jest obciążone rzeczami, które są przytłaczające. Które nosi na sobie Ziemia. Tylko wręcz odwrotnie.
Właśnie. Więc weź Ziemię w objęcia. Jak piłkę. Przytul do serducha. Popatrz na nią jak tytan. Wrzuć do plecaka i przekonaj się, że nic nie waży. Zabierz ją w plecaku na spacer. Wyda ci się bardzo lekka i do uniesienia. I tobie też od razu zrobi się lżej.
– …..
A przecież właśnie o to chodzi. Żeby było lżej. Mimo wszystko.
Słońce w szaliku i rękawiczkach
O świcie okna
Przeciera
Przedwiosennych
Zakątków
Przegląda przedmioty i drobne
Rzeczy
Szafki otwiera
Czy to nie pora
Czy to nie czas już
Wiosennych porządków?
Jeszcze chwileczkę
Jeszcze poranki mroźne
I mgliste
Jak mrok i światło
Tak chłód i ciepło
W wiecznym zmaganiu
A że w pogodzie dzisiaj
Nic nie jest
Oczywiste
Można porządki jeszcze odłożyć
I trwać przez chwilę
W wyczekiwaniu
………..
I przyczaiwszy się
obserwować
w zachwycie
Jak bardzo powoli
Lecz po raz kolejny
w przyrodzie budzi się życie…
Wiosna… przebudziła się zbyt wcześnie i chodzi teraz rozczochrana. Tak, rozczochrana właśnie. To ładne słowo i bardzo obrazowe. Zarzuciła szlafroczek z zielonego mchu, bo przecież wciąż jeszcze nie dotarł ten z liści. W rozczochranych jej włosach ptak jakiś gniazdko sobie uwił – twarzowe i nic nie waży.
Kawa. Czas na kawę. Kawa musi być czarna i mocna, z mielonymi żołędziami i ciemnymi owocami leśnego runa. Do niej miodu z leśnych zbiorów spora ilość. Kolor i zapach powodują lekki zawrót głowy – i ta myśl o aksamitnym smaku, zamkniętym w filiżance z białej porcelany.
Rozsiadła się Wiosna wygodnie, ujęła w dłonie filiżankę, zastygła tak, delektując się ciszą wokół. Tylko pojedyncze głosy ptaków w tej ciszy i wiatr gdzieś w gałęziach…
Obok leżą książki do przeczytania, w ładny stosik ułożone. Miała zdążyć przed końcem zimy, lecz nie zdążyła zajrzeć do wszystkich. Jednak przecież przed nią długie ciepłe wieczory i świty słoneczne. Pełne światła i dobrej energii.
Pośpiech nie jest wskazany przy czynnościach, które dają nam radość i siłę. Można nawet je rozłożyć mocno w czasie. Żeby dłużej cieszyć się nimi. Tak specjalnie.
Kot przeciąga się błogo, zahaczając o Wiosnę. Wiosna tymczasem w głowie planuje w co się stroić w tym roku będzie. Trochę jest z niej strojnisia, taka już jej natura. Na to wszyscy czekają gdy nadchodzi.
Jednak jeszcze troszeczkę. Jeszcze w mchu się ogrzewa. Jeszcze głowę może mieć rozczochraną. Niech ten ptak, co sobie gniazdko w jej włosach uwił ze spokojem dokończy swoją pracę. A potem czas niech umila wyśpiewując piosenki. Idealne do porannej mocnej kawy.
Już niedługo lecz nie jeszcze… Wiosna .
Poranny promień słońca wpadł
do butelki
zielonej
z zaciekawieniem
w jej stronę
Rozsiadł się na dnie
rozświetlił
pełen energii od rana
Z zewnątrz butelka wygląda teraz
jak jakaś lampa
zaczarowana
Lecz w środku… co to?
Niewidzialne atomy
tańczą w słońca promieniu
Raz pojawiają się
raz znikają
jak w sennym przywidzeniu
Kręcą się w jedną stronę
i w drugą
i tak wciąż od nowa
To wcale nie jest zwykła butelka
lecz pełna światła
sala balowa!
Która z zewnątrz wygląda
– dopóki promień
jest w środku
Jak zaczarowana lampa
po jakimś z dalekich stron
przodku…
Takie zwyczajne codzienne na wyciągnięcie ręki czary…