Pewnego razu, w pewnym mieście, przy pewnej ulicy stał sobie różowy dom. Niewielki dom mieszkalny. W kolorze kremu z ptysi. W kolorze płatków róż. W kolorze truskawkowych lodów.
Cały różowy.
Dziwne, prawda?
Domy zazwyczaj są w zupełnie innych kolorach. Raczej niechętnie się wyróżniają. A w różowym kolorze to może być tort. Albo sukienka. Albo – niech już będzie – damski rower z fantazyjnie wygiętą ramą, jakby na kształt szyi łabędzia. Ale dom? Cały różowy??? Wielka rzadkość. Zwariowany pomysł! Brak smaku.
Chociaż może akurat ze smakiem miał coś wspólnego? Może właściciel jest cukiernikiem. I lubi kolor różowy. Bo kojarzy się z lukrem, kremem, słodyczami z dzieciństwa. Truskawkami z bitą śmietaną i nadzieniem truskawkowym w mlecznej czekoladzie…
Kto wie, czym kierował się ten, kto zadecydował o takim właśnie kolorze domu.
Na tle innych domów ten od razu rzucał się w oczy. W każdą pogodę. O każdej porze roku. Na tle szarości, beżu i bieli. I przybrudzonych dachówek. Różowy dom był jak… jak… jak plama na obrusie! Jak pryszcz na nosie! Albo może… jak lekki i różowy obłoczek miękkiej pianki w kubku czarnej kawy?
Ludzi drażnił trochę ten dom. Pokazywali go sobie palcami. Szeptali o nim. I chichotali czasami.
Czy różowy dom był brzydki? Czy różowy kolor jest brzydszy od beżowego? Czy może jest całkiem na odwrót?
No… ale nie o to przecież chodzi. Nie o spór o kolory. Nie o wyższość różu nad beżem, czy błękitu nad szarością… Tylko o to, że nie pasował. Po prostu.
Ale do czego nie pasował właściwie? Ano… nie pasował do reszty. Do tych wszystkich szarych, beżowych i białych z przybrudzoną dachówką domów wokół. Nie pasował i tyle.
Czasami tak jest. Że się nie pasuje. Nie przystaje do reszty. Tylko, że gdyby dom był w kolorze zielonym to może to niedopasowanie nie byłoby aż takie widoczne. Albo choćby pomarańczowy. Ale różowy… to już skrajność jakaś.
Część mieszkańców postanowiła nawet udać się do burmistrza. Żeby zrobił z tym porządek. Bo tak być nie może, że ktoś tak bardzo odstaje.
Burmistrz był spokojnym człowiekiem. Nie czepiał się nikogo. Ale skoro ludziom się nie podoba to może trzeba coś z tym zrobić.
Ale co? Wyburzyć?! Czy przemalować? Przekonać cukiernika, że miejsce lukru jest w cukierni? I że różowy to może być raczej tort? Ale nigdy dom!
Albo może lepiej – ten burmistrz był odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu, co zdarza się niestety bardzo rzadko – może lepiej po prostu się odczepić. I zająć swoimi sprawami. Swoim życiem. Swoim domem. Lub czymkolwiek!
A cukiernik niech sobie mieszka w tym swoim różowym domu. To taki miły człowiek. I piecze naprawdę pyszne ciasta.
A że ma różowy dom…
A dlaczego komuś miałoby to przeszkadzać ???