W ciszy i w mroku
Coś błyszczy
Jak kamyk świetlisty
Rozjaśnia zbyt wczesne
Godziny wieczorne
I sny spóźnione
To coś, co serce
Ogrzewa na długo
I coś w nim porusza
Coś, co ulotne jest
I warto to złapać
Jak zjawy wyśnione
Co zieleń wśród bieli
I czerwień gorącą
Odkrywa w dni chłodu
Co nawet kamień
Ten na dnie serca
W końcu rozkruszy
Jak najprawdziwszy
Łamacz lodów!
Lub pracowity skrzat
W kopalni prawdziwych
diamentów
Lecz to jest lepsze
Niż milion
Diamentów
A bywa
Tak rzadkie
Jak one
Wystarczy jednak
W dniu zwykłych pośpiechu
I uczyć odmętów
Wybierać zawsze
Tę jasną stronę
Ten mały kamyk świetlisty …
Dobrych emocji
Pan imbryk przystojny choć nieco pękaty
Pokłonił się nisko zgromadzonym
Szanowni państwo! Serdecznie zapraszam!
Stół herbaciany zastawiony
Stół bardzo dumny dygnął w ukłonie
Zaszeleścił obrusem
Dzisiaj specjalna jest okazja
A on może czuć się prymusem
Filiżaneczki kruche w kwiatuszki
I mały srebrny mlecznik
Duża patera na której ktoś zdolny
Wymalował słonecznik
A na paterze kruche ciasteczka
I biszkopciki pachnące
Świeże owoce kolorowe
A obok bakalie błyszczące
Dzbanek z herbatą parującą krok w krok
Z panną Cukiernicą
Zaraz do tańca ruszą z gracją
I wszystkich znów zachwycą
Promienie słońca jesiennego
Wkradają się przez firankę
Któryś z nich chwycił w złote palce leciutką filiżankę
I nawet imbir zwykle dość oschły
Dziś w parze z miodem staje
Czyż picie herbatki
To nie czysta magia?
Czy tylko mi się tak zdaje?
– Dlaczego jesteś smutny? – zapytał Kio swojego kolegę, który stał obok milcząc.
– Bo to już koniec – odparł Rino i ze smutkiem raz jeszcze spojrzał na zieloną dolinę, która rozciągała się przed nimi i wyglądała, jak trójwymiarowy obraz kochającego kolory impresjonisty.
– Koniec? – powtórzył po nim Kio – to duże słowo. Zazwyczaj koniec to zarazem początek czegoś innego, nowego. Wobec tego czegoś maleje i staje się nie aż takie przygnębiające.
– Czy ja wiem? – zapytał Rino w zamyśleniu – nie zawsze początek czegoś oznacza dobre rzeczy. Czasami zupełnie nie.
– Rino, daj spokój. Mazać mogą się słabeusze i małe dzieci. Jeśli smutno ci z tego powodu, że musimy stąd wyjechać pomyśl, ile szczęścia miałeś przeżywając tutaj tak dobre chwile. Tęsknota także oznacza, że coś dobrego zdarzyło nam się w życiu. To chyba w porządku?
– Udaje ci się nie czuć smutku? – zapytał Rino, patrząc na Kio z zaciekawieniem – jak to robisz?
– Czuję smutek – odparł Kio – ale staram się sobie z nim radzić. Myślę o tym, co dobrego mnie czeka i to mogą być drobiazgi. Na przykład nowa książka, którą po powrocie wypożyczę z biblioteki, albo nowa gra, którą ściągnę sobie z sieci. Wakacje to nie jedyna dobra rzecz na świecie! – Kio zaśmiał się i nastrój Rino poprawił się nieco.
Wakacje w dolinie były rzeczywiście wspaniałe. Poczucie wolności, piękna przyroda ogrzewana promieniami słońca od samego rana, ciepła woda w rzece, która była miejscami na tyle płytka i spokojna, że można było się w niej bezpiecznie kąpać. W innych miejscach była na tyle głęboka, że cały dzień przemierzali ją w kajakach, docierając do miejsc, które wyglądały jak rajskie ogrody, których nie odkrył dotąd żaden człowiek. Letnie wieczory to najwspanialsza część wakacji. Niebo usiane gwiazdami i dym z ogniska pędzący do gwiazd.
Piękne wakacje są jedną z tych rzeczy, które kształtują nas w dzieciństwie na resztę życia – tak mawiała babcia i na pewno miała rację. Niektórzy twierdzą, że to, za czym tęsknimy i co przywołuje w nas najlepsze wspomnienia mówi o nas najwięcej. Czy tak jest naprawdę? Z pewnością coś w tym jest.
Jesień przyszła znienacka i odmieniła zupełnie jeszcze niedawno zalane słońcem, rozgrzane ulice miasta. Powietrze pełne było wilgoci i zapachu liści, a ptaki za oknem cichły z dnia na dzień. Wspomnienia wakacji powoli zaczęły blednąć i przypominać nieco zapomniany sen, a z drugiej strony życie toczyło się równym tempem, połykając kolejne godziny i dni. Czasami deszcz stukał uporczywie w parapet już od rana, przywołując myśli o tym, co pilnego jest do załatwienia na dziś. Czasami słońce znienacka pojawiało się na niebie i wtedy wszystko wokół pełne było blasku.
Dlaczego czas lata, palącego słońca, gwałtownych burz i setek dźwięków i kolorów wydaje się czasem tak wyjątkowym i upragnionym? Dzieje się wtedy dużo i wszędzie, ludzie rozmawiają głośno do późnej nocy, a ich śmiech nad ranem dźwięczy, odbijając się od uchylonych okien i drzwi balkonowych. Sen bywa krótki i płytki, a dni – mimo, że długie – zdają się gnać dokądś na oślep.
Kio zapalił lampę stojącą obok fotela w dużym pokoju. Jasne światło objęło wysokie oparcie i koc w kratę. Książka z biblioteki miała miękkie kartki, które szeleściły przyjemnie przy przerzucaniu kolejnej strony – ile osób dotąd miało ją w swoich dłoniach i powierzyło jej swoje emocje i marzenia? Teraz była tutaj, jak portal do innego świata, który bywa zupełnie inny w zależności od tego, kto go używa. Kio usadowił się wygodnie i zagłębił w lekturze. Za oknem szumiały drzewa i wieczór powoli skradał się, żeby uciszyć odgłosy okolicy.
Lato ze swoim blaskiem i nieznośnym gorącem, który wspaniale chłodzą morskie fale lub miękka woda w jeziorze, odpłynęło w czas miniony. Jednak zostało gdzieś głęboko w tych, którym trudno było się z nim rozstać. Jak zapas drogocennej energii w tkankach i żyłach, która ciepłym strumieniem dociera do najdalszych komórek i daje im życie. Po to właśnie jest – nie po to, by trwało wiecznie. Za to jesień daje głowie i sercu czas na inne dobre emocje, małe wzruszenia i wielkie przeżycia – takie do głębi duszy, która wreszcie słyszy samą siebie. I wie – z roku na rok coraz lepiej – w jakim kierunku chce podążać.
Pewnego razu pewna mama
Postanowiła pobyć sama
Nie tak przez chwilę czy na trochę
Tylko na dłużej
Najpierw więc poszła na długi spacer
Sama by poczuć się raz inaczej
wypiła kawę w kawiarence, w małej kwiaciarni
Kupiła róże
Potem usiadła na ławeczce
By poopalać się troszeczkę
Bukiet pachnący tuż obok siebie
Położyła
Spojrzała w niebo całe w błękicie
– Piękne jest życie! – Tak pomyślała
Oczy przymknęła i całkiem się
Rozmarzyła
W końcu chwyciła bukiet róż
– pora do domu wracać już!
Co mi tam niebo i kawiarenki
Pustawe
W domu czekają na mnie dzieci
Tam jasne słońce dzień cały świeci
Ciekawe jaką wymyślą dzisiaj
Nową zabawę?
A kawę
przecież można pyszną
Wypić w domu!
Na co komu
Pić ją samotnie gdzieś tam … ?
Taka już jest ta upragniona
samotność mam
Pewnego razu był sobie chłopiec, który bardzo lubił kąpać się w wannie. Pławił się jak rybka, w ciepłej wodzie, a dookoła pływały zabawki. I wcale nie przeszkadzało mu, kiedy woda z ciepłej robiła się zimna. Nadal tkwił w niej i nie chciał wyjść. Może kiedyś był rybą? Kto wie….
Mimo, że w wannie miał mnóstwo zabawek, najbardziej lubił wlewać wodę do kubka i oblewać tą wodą wszystko dookoła. Twierdził, że myje ściany i kran, ale woda wylewała się na podłogę i wszystko robiło się mokre od tej wody. Mama się złościła. Prosiła: “Nie rozlewaj. Wszystko pomoczysz!” Ale on nie słuchał, jak to z dziećmi bywa. Tak lubił rozlewać, że było to ważniejsze niż złość mamy. Któregoś więc razu mama stanęła nad wanną, nachyliła się do chłopca i powiedziała: “Jak będziesz tak rozlewał, to w łazience będzie tyle wody, że zalęgną się w niej ryby, mnóstwo ryb. Będą cię szczypały w kostki aż wyrośnie ci ogon i płetwy….” Chłopiec popatrzył na mamę z szeroko otwartą buzią i zastygł na chwilę. Ale ponieważ wiedział, że mama bardzo lubi żartować, kiedy tylko wyszła z łazienki rozlewał wodę dalej i zapomniał o świecie…
Nagle usłyszał plusk. Wyraźny, tuż obok. A potem drugi. Rozejrzał się, zabawki spokojnie kołysały się w wodzie w wannie. Chłopiec już chciał wrócić do zabawy, ale na wszelki wypadek wyjrzał z wanny i aż krzyknął …. cała łazienka była w wodzie, dywanik unosił się na niej jak kolorowa tratwa. A w wodzie roiło się od ryb! Chłopiec zamarł na chwilę a potam szybko wyskoczył z wanny. Chwycił miskę i szybko zaczął wlewać wodę spowrotem do wanny. Ryby szczypały go w kostki. Próbował je łapać ale wywijały mu się, jak to ryby… Miejsca w wannie nie było tak dużo jak ryb, które kręciły się po całej łazience. Poukładał więc szybko zabawki na wannie, żeby zyskać chociaż trochę miejsca. Musiał działać szybko. Dosyć już miał tego nieznośnego szczypania w kostki no i zaraz przyjdzie mama … Wtedy przypomniał sobie jej słowa. Przerażony spojrzał w lustro i … odetchnął z ulgą. Nie miał płetw ani ogona, nadal był chłopcem. Uff! Tylko jak wytłumaczy mamie taką ilość ryb w wannie?
W tym momencie w drzwiach łazienki stanęła mama.
– Już wyszedłeś? … I posprzątałeś??? – chłopiec rozejrzał się niepewnie -rzeczywiście, łazienka lśniła, zabawki leżały równo poukładane na wannie, a w wannie…nie było ani jednej ryby! Chłopiec uśmiechnął się do mamy a mama uśmiechnęła się do niego.
Czy od tej pory nie rozlewał już wody podczas kąpieli…? A jak myślicie..?☺
Pewnego razu był sobie Świt Blady. Blady i senny, w poranniku ciemnym spacerował powoli pustymi ulicami. Lekki rumieniec pojawiał się na jego twarzy dopiero po pierwszym łyku porannej kawy, wypitej w kafejce na rogu. Zaglądał we wszystkie okna, czasami dla zabawy stukał w parapety a potem patrzył rozbawiony jak ludzie wstają, potykają się o meble i poruszają w tempie jakby zwolnionym. Codziennie, niezmiennie z głębokiego snu budził ptaki, psy i ludzi. A potem znikał w swym poranniku za rogiem, mijając się z Dniem po drodze, który nadchodził krokiem szybkim i zdecydowanym